[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swój dom na innej ziemi, aż wreszcie morze przypomni mi
smak jej ust. Może zapalę ogień, zwołam swoich bliskich,
a cienie tych, których kocham, przypomną mi o jej nieobec-
ności. Jednak została mi pewna pociecha, łącząca mnie z two-
im losem: pewność, że tylko ty i ja mamy prawo wznieść za
nią toast. Na zdrowie! Prosit, kolego!
Anioł zemsty
Reguli Sachs,
komisarzowi policji i ogrodniczce
Kobieta mogła mieć dwadzieścia pięć, może trzydzieści
lat, rozmieszczonych w ciele, które pomimo stanu, w ja-
kim się znajdowała, jawiło się smukłe i pięknie ukształtowa-
ne. Wszystko to jednak nie miało już żadnego znaczenia, gdyż
pomiędzy nią a czasem otwierała się przepaść całkowitej obo-
jętności.
Ułożona na wznak na lśniącym metalowym stole, była ni-
czym paczka oczekująca na naklejenie znaczków, zanim
nadawca wyekspediuje ją w ostateczną podróż, bez powrotu
i bez postojów dla potencjalnych wyrzutów sumienia. Zmierć
jest jedynym naszym dokonaniem osiągającym doskonałość,
a jednak zabroniono nam ją oglądać.
Dwa otworki, jeden na lewej piersi, a drugi blisko gardła,
były otoczone sinawymi aureolami świadczącymi o tym, z ja-
ką siłą pociski przebiły ciało.
- Zna ją pan? - spytał detektyw Kaltwasser z Kripo, Bryga-
dy Kryminalnej Hamburga.
Długie czarne włosy rozsypane po stole musiały jej sięgać do
ramion i były bardzo zadbane, końce miały podcięte z przesad-
ną starannością i w spokoju owej nieruchomej pozycji zdawały
się kałużą lśniącej czarnej wody. W niewielkich ustach o war-
gach mięsistych i półotwartych, jakby złożonych do szeptu,
lśniły dwa białe zęby. Oczy także były na wpół otwarte i zimne
światło kostnicy odbijało się w dolnym łuku tęczówek.
- Zna ją pan? - powtórzył Kaltwasser.
- Nie. Nie znam - odpowiedziałem.
- Proszę się dobrze przyjrzeć, jej się nie spieszy, więc ma
pan mnóstwo czasu. - Detektyw energicznym ruchem ściąg-
nął zielony materiał okrywający zwłoki.
Była piękną kobietą o wyrazistym zarysie sylwetki, wąskiej
talii i długich nogach. Miodowy odcień, jaki nadal zachowała
jej skóra, był naturalny, nie stanowił efektu kwarcówek. Ob-
serwując to odarte z intymności ciało, poczułem się jak bez-
wstydnik. Mój wzrok umknął z owłosionego łona i zatrzymał
się na wielkim palcu prawej stopy. Tam właśnie pracownicy
prosektorium przyczepili etykietę, na której widniały spół-
głoski  NN" oraz numer.
 NN". No name. Narodowość nieznana. Dwa razy nic.
- A zatem? - nalegał detektyw.
- Nie znam jej. Nigdy wcześniej nie widziałem tej kobiety.
- Jest pan pewien?
- Nigdy jej nie widziałem, a przynajmniej nie pamiętam.
Ileż to osób widzimy codziennie na ulicy, w metrze, przy wyj-
ściu z kina? Nie wiem, kto to jest ani jak się nazywa.
Wyszliśmy z przechowalni nieboszczyków i ruszyliśmy dłu-
gim korytarzem, zimnym i kompletnie pustym, aż doszliśmy
do dystrybutora napojów. Detektyw wrzucił do otworu kilka
monet, a potem podał mi tekturowy kubek z cieczą o niewy-
raznym zapachu kawy.
- Pieprzona pogoda - mruknął, spoglądając w stronę okna.
Za szybami widać było ulicę, słabo oświetloną przez deszczo-
wy świt.
- Deszcz mi nie przeszkadza, to właśnie lubię w Hambur-
gu - odpowiedziałem.
- A mnie przeszkadzają niezidentyfikowane zwłoki, szcze-
gólnie jeśli należą do młodych, pięknych kobiet, a jeszcze
bardziej, jeśli mają dwie dziury po kulach - odparł, siorbiąc
swój napój.
Mieszał kawę plastikową łyżeczką, dmuchał, pił i nieustan-
nie mnie obserwował. Może przypominał sobie którąś z lekcji
w akademii policyjnej, gdzie radzono adeptom, by uważali za
podejrzany cały rodzaj ludzki.
- Sądzę, że to pańska rodaczka - rzekł, wrzucając kubek
do kosza.
- Możliwe, ale jej nie znam - powtórzyłem z naciskiem.
- Jednak wie pan, że to pańska rodaczka - nie ustępował.
- Nie wiem. Skąd, u diabła, mam to wiedzieć?
- Rysy twarzy, nie sposób się pomylić - wyjaśnił.
Ten typ wyciągnął mnie z łóżka o szóstej rano, nie dając mi
czasu na prysznic. Zapewniał, że wszystko potrwa parę mi-
nut, zabrał mnie do prosektorium, by mi pokazać trupa pięk-
nej nieznajomej, a teraz upierał się, że łączą mnie z tą kobie-
tą więzy narodowości.
- Jest Chilijką, tak samo jak pan, prawda? - nalegał, wy-
mierzywszy we mnie oskarżycielsko palec wskazujący.
Chciałem mu powiedzieć, że zgodnie z ostatnim spisem
ludności jest nas, Chilijczyków, trzynaście milionów, dwana-
ście w kraju i milion błąkających się na wygnaniu, że Chilijki
bywają brunetkami, blondynkami, zdarzają się rude, łyse,
chude, grube, o posągowych kształtach, wysokie i niziutkie,
jednak ja nie znam ich wszystkich, choć bardzo nad tym ubo-
lewam - aż wreszcie niespodziewane pojawienie się sprzątacza
nasunęło mi argumenty większej wagi.
- Panie Kaltwasser, jakiej narodowości jest ten facet? -
odezwałem się, wskazując wąsacza zmywającego mopem ko-
rytarz.
- To Turek. Nie wiem, z jakiej prowincji, ale to Turek - za-
pewnił.
Zawołałem wąsacza, który czując bliskość gliny, podszedł
nerwowym krokiem. Zapytałem go, skąd pochodzi. Aamaną
niemczyzną wyjaśnił, że jest Polakiem z Krakowa, katoli-
kiem, a papiery ma w porządku.
- Rysy, których nie sposób pomylić, hę?
- Chodzmy. Chcę, żeby pan coś zobaczył - powiedział szyb-
ko detektyw, jakby się oganiał od muchy.
- Dokąd idziemy? Widziałem już nieboszczkę i nie znam
jej. Czego pan jeszcze ode mnie chce?
- Chcę się dowiedzieć, skąd miała pańskie nazwisko i nu-
mer telefonu. Jestem strasznie ciekawski - odparł i ruszyli-
śmy ku wyjściu.
Budynek hamburskiej Kripo, jak wszystkie należące do po-
licji, na zewnątrz prezentował się dość ponuro, szczególnie
pod zasnutym chmurami jesiennym niebem. Lecz w środku
niemiecka namiętność do roślin pokojowych nadawała prze-
strzeni egzotyczny charakter. Na prawie wszystkich biurkach
stały donice z jukami, w kątach mnóstwo koszmarnych kau-
czukowców, wszystkie zaś okna były udekorowane smutnymi
tropikalnymi figowcami.
Kiedy już się wyjaśniło, że jestem dobrowolnym współpra-
cownikiem, w żadnym wypadku podejrzanym, detektyw Kalt-
wasser polecił mi zaczekać w sali przypominającej ogród zimo-
wy. Spędziłem tam zaledwie chwilę, paląc i przeglądając maga- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl