[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moim typie.
Amy popatrzyła na niego spod oka.
- A gdyby była?
78
RS
Wiedział, że Amy tylko żartuje, gdyż całkowicie mu ufa. W tej samej
chwili pomyślał o Jennifer Casey i poczuł nagłe ukłucie winy. Zaraz jednak
odpędził tę myśl. Nie mógł przecież wpłynąć na to, czego nie pamiętał.
Mógł jedynie radzić sobie jakoś z terazniejszością.
Zdobył się na uśmiech i przytulił Amy.
- Tylko jedna kobieta jest tak naprawdę w moim typie. A tą kobietą
jesteś ty.
Zajęcia domowe nie wypełniały Amy całego dnia, toteż, jak większość
nudzących się kobiet, często robiła zakupy. Zwykle jezdziła do sklepów
sama, lecz pewnego dnia umówiła się z Kristin, nową znajomą z siłowni.
Kristin, mimo iż urodziła troje dzieci, wciąż miała płaski brzuch.
- Co chcesz kupić? - spytała Kristin, gdy zaczęły buszować wśród
półek drogiego butiku.
- Potrzebuję strojów wizytowych, sukienek na przyjęcia, kolacje...
Czegoś ładnego, modnego.
- Aadnego i modnego - powtórzyła Kristin, najwyrazniej bez
przekonania - A może raczej kobiecego i seksownego?
- Też - odparła Amy. Dlaczegóż by nie, dodała w myślach.
- Czerwony to seksowny kolor - powiedziała Kristin, zdejmując z
wieszaka zwiewną suknię z błyszczącego, szkarłatnego jedwabiu. - Nie
wiem jednak, czy byłoby ci w nim do twarzy.
- Czerwień i falbanki nie wchodzą w rachubę. To nie w moim stylu.
Kristin przekrzywiła zabawnie głowę i przyjrzała się Amy uważniej.
- Myślę, że potrzebujesz czegoś eleganckiego, wyrafinowanego albo...
zabójczo seksownego.
79
RS
- Teraz, gdy o tym wspomniałaś, dochodzę do wniosku, że masz rację -
odparła Amy nonszalancko.
Godzinę pózniej, po przymierzeniu piętnastu sukienek, wybrała dwie i
ulegając namowom Kristin, zdjęła z wieszaka kolejną. Sama nigdy nie
zwróciłaby na nią uwagi; sukienka była krótka, bardzo wycięta i czarna.
- W czarnym nie wyglądam najlepiej - zaprotestowała Amy.
- Ale musisz przyznać, że tego czarnego jest wyjątkowo mało. Umaluj
usta i po prostu przymierz tę suknię. Nie ma co oglądać jej na wieszaku.
- No, już dobrze, dobrze...
Wbiła się w sukienkę, popatrzyła do lustra i na chwilę wstrzymała
oddech. Sukienka była niezwykle prosta, a przy tym nieprawdopodobnie
seksowna - krótka i bardzo dopasowana. Miała wąskie ramiączka i dekolt w
kształcie litery V. Maleńkie guziki z przodu domagały się wręcz, by je
odpiąć.
Amy obróciła się na pięcie. Już tak dawno nie miała na sobie nic
podobnego... tak dawno nie odczuwała potrzeby, by troszczyć się o swój
wygląd. Znów czuła się jak prawdziwa kobieta i pragnęła być piękna,
atrakcyjna, pożądana.
Przez chwilę stała nieruchomo przed lustrem.
Z jej ciałem, uczuciami, duszą działo się coś dziwnego. Twarz
odzyskała dawny blask, krew szybciej płynęła w żyłach.
Miłość. To była zasługa miłości.
Zza zasłonki dotarł do niej głos Kristin.
- Amy? Pokaż się. Wyszła z przymierzami.
- Pasuje - powiedziała.
Kristin popatrzyła na nią z podziwem.
80
RS
- I to jak! Jest wspaniała, rewelacyjna!
- Nie nazbyt... śmiała? Kristin zamrugała rzęsami.
- Jeśli jesteś prawdziwą kobietą, to nie. Amy kupiła suknię.
Gdy pół godziny pózniej wróciła do domu, natychmiast włożyła
sukienkę i przejrzała się w lustrze. Nasuwał się jej wyłącznie jeden wniosek:
nigdy nie zdobędzie się na odwagę, aby pokazać się w tym stroju publicznie.
Choć kreacja zasłaniała wszystko, co powinno być zasłonięte, i tak
wydawała się stanowczo zbyt wyzywająca. Amy nigdy nie była pruderyjna,
lecz uważała, że należy przestrzegać granic przyzwoitości.
Ta suknia natomiast te granice przekraczała i w ogóle nie należało jej
kupować, zwłaszcza że kosztowała majątek. Co też mnie napadło, pomyślała
Amy z niesmakiem.
Po prostu bardzo pragnęłam ją mieć. Oto cała tajemnica,
usprawiedliwiała się w duchu. W tej sukni czuła się naprawdę wspaniale i
seksownie. I był ktoś, komu mogła się w niej zaprezentować.
Podniosła słuchawkę i zatelefonowała do Michaela.
- Co robisz? - spytała. - Coś ciekawego?
- Czytam wyjątkowo długą ofertę - odparł sucho.
- Brzmi nieciekawie.
- I takie jest.
- Może dalej będzie lepiej - starała się podtrzymać go na duchu.
- Wątpię. Ale jakoś przeżyję.
Uśmiechnęła się do siebie. Michael nie wiedział, że miała dla niego
miłą niespodziankę. Wydała z siebie jeszcze kilka pocieszających
pomruków i odłożyła słuchawkę. Narzuciła na sukienkę długi żakiet i udała
się do biura.
81
RS
- Chcę porozmawiać z mężem - oznajmiła sekretarce. -Zdarzyło się coś
nieoczekiwanego i... musimy omówić pewien problem. Proszę go na razie z
nikim nie łączyć. - Z trudem zachowywała powagę.
Pani Applegate była profesjonalistką w każdym calu. Podniosła
słuchawkę.
- Jest tutaj pańska żona - zakomunikowała. - Prosiła, żeby z nikim
pana nie łączyć. Może w tej sytuacji pójdę na lunch?
Cisnąwszy żakiet na krzesło, Amy weszła tanecznym krokiem do
gabinetu Michaela, zamknęła drzwi i oparła się o futrynę. Michael siedział
za biurkiem. W ciemnym garniturze, białej koszuli i krawacie wyglądał
bardzo... przyzwoicie. Należało natychmiast zmienić ten stan rzeczy.
- Witaj - powiedziała promiennie. Ręce trzymała za plecami. Namacała
klucz i przekręciła go w zamku.
Michael patrzył na nią z lekkim zdziwieniem. Nigdy przedtem nie
przychodziła do niego do biura bez zapowiedzi. A już na pewno nie
zamykała drzwi na klucz.
- Jak się masz - odparł, taksując wzrokiem jej nową suknię. - Czemu
zawdzięczam tę przyjemność?
Podeszła bliżej.
- Odniosłam wrażenie, że potrzebujesz wsparcia - wyjaśniła i
przysiadła na brzeżku biurka, krzyżując nogi, jak na prawdziwą femme
fatale przystało.
Popatrzył na nią z uśmiechem.
- Niezły pomysł.
Wysunęła stopę z buta i zakołysała lekko nogą.
82
RS
- Oczywiście nie chcę ci przeszkadzać - powiedziała, spuszczając
skromnie oczy.
Ach, te uroki uwodzenia!
- Przyszłaś dokładnie w tym celu - stwierdził z uśmiechem.
- I co?
- Zobaczymy. To nowa sukienka?
- Owszem. - Dotknęła górnego guzika. - Kupiłam ją dziś rano i właśnie
chciałam się pochwalić. Podoba ci się?
- Jest trochę... niebezpieczna - odparł, patrząc na Amy pociemniałymi
oczyma.
Ześliznęła się z biurka i wylądowała na kolanach Michaela.
- Niebezpieczna? - spytała, przesuwając palcem po eleganckim
krawacie.
- Owszem. - Delikatnie położył dłoń na jej udzie. - Mogłaby
sprowadzić na złą drogę nawet najuczciwszego mężczyznę pod słońcem.
- Mam sobie iść?
- Nie - odparł, przesuwając dłoń wyżej. - Lubię, jak moja żona
sprowadza mnie na złą drogę.
Rozluzniła mu krawat.
- Chyba nie jest ci zbyt wygodnie.
- No i niewątpliwie potrzebuję wsparcia - powiedział poważnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl