[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sowa znacznie ułatwi życie i Maggie, i dziecku, choć
byłby to argument ostateczny. Wolał raczej grać na
nucie ich przyjazni jako podstawy do zbudowania
trwałego uczucia.
Musiał tylko powstrzymać pragnienie przyspiesze-
nia biegu wydarzeń. W ciemnościach własnego pokoju
mógł przyznać się do obawy, że jeśli da Maggie zbyt
wiele czasu do namysłu, to ona zda sobie sprawę
z tego, jak kiepski układ zawiera. Zwłaszcza jeśli
pozna jego tajemnicę. Aby być całkowicie uczciwym,
118 JOSIE METCALFE
powinien był wyłożyć karty na stół na samym począt-
ku, zanim w ogóle zaczął się starać o pozyskanie jej
uczuć. Nie zrobił tego celowo. Wiedział z doświad-
czenia, jaka może być reakcja.
Dwa razyw życiu wyznał to kobietom, gdy związek
stawał się poważniejszy, i dwa razy stało się to począt-
kiem końca. Tym razem nie ujawniał niczego i nie miał
z tego powodu wyrzutów sumienia. Postanowił do-
prowadzić do sytuacji, w której Maggie uzna, że to
problem bez znaczenia.
Gdzie jest Maggie? Myślałem, że ma dziś dyżur.
Głos Jake a dobiegał z korytarza. Od kilku tygodni
Maggie nie mogła się odwrócić, byna niego nie wpaść.
Damska łazienka była prawdopodobnie jedynym miejs-
cem, gdzie nie mógł jej namierzyć.
Nie miała, rzecz jasna, zamiaru spędzać w toale-
cie reszty życia, ale dziś musiała pozostać tam dłu-
żej, bo co kilka minut zbierało jej się na gwałtowne
torsje. Nie usłyszała odpowiedzi, ale dobiegł ją znów
głos Jake a:
Znajdz ją, proszę. Ktoś do niej dzwoni. Ten
głos brzmiał ostro i mało sympatycznie. Za chwilę
pewnie w jej kieszeni zapiszczy ten przeklęty pager.
Maggie jęknęła. Kto to dzwoni i czym tak Jake a
zirytował?
Podniosła się ciężko z posadzki i poczuła, że za-
chciało jej się siusiać. Do tego bolał ją brzuch.
Bóg na pewno jest mężczyzną mruknęła ponu-
ro, siadając na toalecie. Ciąża stworzona przez
kobietę nie byłaby tak okropna.
Odwróciła się, by spuścić wodę, i zamarła.
SEN O SZCZZCIU 119
Krew szepnęła, a jej ręka odruchowo powędro-
wała na brzuch, jakby próbując ochronić dziecko.
Maggie, jesteś tam? Tym razem w głosie
Jake a brzmiał niepokój. Zapukał do drzwi. Nic ci
nie jest?
Och, Jake! jęknęła. Potrzebowała go w tej
chwili tak bardzo, że nie umiała tego wyrazić.
Maggie, wchodzę ostrzegł, a ona niemal się
roześmiała. Cały Jake! Wejdzie sam, nawet do dams-
kiej ubikacji, zamiast zawołać którąś z kobiet. Jesteś
tam?
Tak, Jake. Przekręciła zamek, kolana nagle
zaczęły się pod nią uginać. Tutaj. Proszę, proszę...
Nie wiedziała, o co prosi, w całym tym przerażeniu
czuła jedynie pewność, że Jake jest w stanie tę prośbę
spełnić.
O co chodzi? yle się czujesz?
W milczeniu wskazała na muszlę. Nie miała siły, by
spojrzeć tam ponownie. Wiedziała dokładnie, w któ-
rym momencie Jake też zobaczył to co ona, bo nagle na
jego twarzy odmalowało się napięcie.
Przyprowadzcie wózek zakomenderował ostro
w stronę zgromadzonej przy drzwiach grupki, a sam
objął Maggie. Albo łóżko poprawił się, czując, że
ona zwisa na nim niemal bezwładnie. A reszta nie
gapić się, tylko do roboty. To nie cyrk.
Maggie ledwie była świadoma ciekawych spojrzeń
i nie dbała o nie. Nie obchodziło jej nic poza tym, że
Jake przyszedł, kiedy go potrzebowała. Jake zrobi
wszystko dla niej i dla dziecka. Nie wydawało się ani
trochę dziwne, że podniósł ją z ziemi i niósł w ramio-
nach, że niechętnie położył ją na łóżku, gdyw końcu je
120 JOSIE METCALFE
przyprowadzono. Całkowicie naturalne było to, że
trzymał ją za rękę, jednocześnie wykrzykując polece-
nia do oszołomionych pielęgniarek. Zanim się zorien-
towała, co się dzieje, już leżała z maską tlenową na
twarzy i podpiętą kroplówką.
Nie... nie... zaprotestowała, ale nikt nie słyszał
jej stłumionego maską głosu. Wszyscy byli zresztą
zbyt zajęci wypełnianiem rozkazów Jake a, które pa-
dały niczym seria z karabinu maszynowego.
Jej cierpliwość wyczerpała się dopiero, gdy ujrzała
dobrze znane nożyce zbliżające się do jej ubrania.
Nic z tego! wrzasnęła, łapiąc pielęgniarkę za
rękę, zanim przerażona dziewczyna zdołała jej do-
tknąć. Może i pochlebiało jej, że Jake tak się o nią
troszczy, ale nie miała zamiaru leżeć goła jak niemow-
lę, wystawiona na spojrzenia wszystkich znajomych
z pracy. Jake krzyknęła, potem zerwała maskę
z twarzyi krzyknęła jeszcze raz. Jake! Przestaniesz?
To niepotrzebne.
Tym razem ją usłyszał, okręcił się na pięcie i na-
chylił nad nią niespokojnie.
Co się stało Maggie? Boli cię coś?
Nie. Ale zaraz ciebie będzie boleć, jeśli nie
przestaniesz syknęła przez zęby.
Ależ Maggie...
Ależ zamilknij wreszcie warknęła. Chciała-
bym zamienić z tobą dwa słowa. Na osobności.
Maggie... Niewiele razy widziała go w pracy
tak zbitego z tropu. Wyglądał rozczulająco. Rozczula-
jąco czynie, nie mogła mu pozwolić na dalsze upoka-
rzanie. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie i Jake się
poddał.
SEN O SZCZZCIU 121
Dobra, słyszeliście mruknął. Zajmijcie się
czymś przez parę minut, ale nie odchodzcie daleko.
Sądząc po minach personelu, Maggie nie miała
wątpliwości, że pod drzwiami czatować będzie spory
tłumek. Na to nie mogła poradzić nic. Nakazywanie
ludziom, by czekali na drugim końcu korytarza, byłoby
przesadą i tylko zwróciłoby na nią jeszcze większą
uwagę.
Niech cię diabli, Jake szepnęła bliska łez.
Dlaczego nie zamówiłeś jeszcze orkiestry dętej?
Co?
Na litość boską! Zmusiła się do ściszenia głosu,
zanim podjęła: Byłeś jedyną osobą, która wiedziała
o dziecku. Teraz wie już cały świat. Miałeś tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
sowa znacznie ułatwi życie i Maggie, i dziecku, choć
byłby to argument ostateczny. Wolał raczej grać na
nucie ich przyjazni jako podstawy do zbudowania
trwałego uczucia.
Musiał tylko powstrzymać pragnienie przyspiesze-
nia biegu wydarzeń. W ciemnościach własnego pokoju
mógł przyznać się do obawy, że jeśli da Maggie zbyt
wiele czasu do namysłu, to ona zda sobie sprawę
z tego, jak kiepski układ zawiera. Zwłaszcza jeśli
pozna jego tajemnicę. Aby być całkowicie uczciwym,
118 JOSIE METCALFE
powinien był wyłożyć karty na stół na samym począt-
ku, zanim w ogóle zaczął się starać o pozyskanie jej
uczuć. Nie zrobił tego celowo. Wiedział z doświad-
czenia, jaka może być reakcja.
Dwa razyw życiu wyznał to kobietom, gdy związek
stawał się poważniejszy, i dwa razy stało się to począt-
kiem końca. Tym razem nie ujawniał niczego i nie miał
z tego powodu wyrzutów sumienia. Postanowił do-
prowadzić do sytuacji, w której Maggie uzna, że to
problem bez znaczenia.
Gdzie jest Maggie? Myślałem, że ma dziś dyżur.
Głos Jake a dobiegał z korytarza. Od kilku tygodni
Maggie nie mogła się odwrócić, byna niego nie wpaść.
Damska łazienka była prawdopodobnie jedynym miejs-
cem, gdzie nie mógł jej namierzyć.
Nie miała, rzecz jasna, zamiaru spędzać w toale-
cie reszty życia, ale dziś musiała pozostać tam dłu-
żej, bo co kilka minut zbierało jej się na gwałtowne
torsje. Nie usłyszała odpowiedzi, ale dobiegł ją znów
głos Jake a:
Znajdz ją, proszę. Ktoś do niej dzwoni. Ten
głos brzmiał ostro i mało sympatycznie. Za chwilę
pewnie w jej kieszeni zapiszczy ten przeklęty pager.
Maggie jęknęła. Kto to dzwoni i czym tak Jake a
zirytował?
Podniosła się ciężko z posadzki i poczuła, że za-
chciało jej się siusiać. Do tego bolał ją brzuch.
Bóg na pewno jest mężczyzną mruknęła ponu-
ro, siadając na toalecie. Ciąża stworzona przez
kobietę nie byłaby tak okropna.
Odwróciła się, by spuścić wodę, i zamarła.
SEN O SZCZZCIU 119
Krew szepnęła, a jej ręka odruchowo powędro-
wała na brzuch, jakby próbując ochronić dziecko.
Maggie, jesteś tam? Tym razem w głosie
Jake a brzmiał niepokój. Zapukał do drzwi. Nic ci
nie jest?
Och, Jake! jęknęła. Potrzebowała go w tej
chwili tak bardzo, że nie umiała tego wyrazić.
Maggie, wchodzę ostrzegł, a ona niemal się
roześmiała. Cały Jake! Wejdzie sam, nawet do dams-
kiej ubikacji, zamiast zawołać którąś z kobiet. Jesteś
tam?
Tak, Jake. Przekręciła zamek, kolana nagle
zaczęły się pod nią uginać. Tutaj. Proszę, proszę...
Nie wiedziała, o co prosi, w całym tym przerażeniu
czuła jedynie pewność, że Jake jest w stanie tę prośbę
spełnić.
O co chodzi? yle się czujesz?
W milczeniu wskazała na muszlę. Nie miała siły, by
spojrzeć tam ponownie. Wiedziała dokładnie, w któ-
rym momencie Jake też zobaczył to co ona, bo nagle na
jego twarzy odmalowało się napięcie.
Przyprowadzcie wózek zakomenderował ostro
w stronę zgromadzonej przy drzwiach grupki, a sam
objął Maggie. Albo łóżko poprawił się, czując, że
ona zwisa na nim niemal bezwładnie. A reszta nie
gapić się, tylko do roboty. To nie cyrk.
Maggie ledwie była świadoma ciekawych spojrzeń
i nie dbała o nie. Nie obchodziło jej nic poza tym, że
Jake przyszedł, kiedy go potrzebowała. Jake zrobi
wszystko dla niej i dla dziecka. Nie wydawało się ani
trochę dziwne, że podniósł ją z ziemi i niósł w ramio-
nach, że niechętnie położył ją na łóżku, gdyw końcu je
120 JOSIE METCALFE
przyprowadzono. Całkowicie naturalne było to, że
trzymał ją za rękę, jednocześnie wykrzykując polece-
nia do oszołomionych pielęgniarek. Zanim się zorien-
towała, co się dzieje, już leżała z maską tlenową na
twarzy i podpiętą kroplówką.
Nie... nie... zaprotestowała, ale nikt nie słyszał
jej stłumionego maską głosu. Wszyscy byli zresztą
zbyt zajęci wypełnianiem rozkazów Jake a, które pa-
dały niczym seria z karabinu maszynowego.
Jej cierpliwość wyczerpała się dopiero, gdy ujrzała
dobrze znane nożyce zbliżające się do jej ubrania.
Nic z tego! wrzasnęła, łapiąc pielęgniarkę za
rękę, zanim przerażona dziewczyna zdołała jej do-
tknąć. Może i pochlebiało jej, że Jake tak się o nią
troszczy, ale nie miała zamiaru leżeć goła jak niemow-
lę, wystawiona na spojrzenia wszystkich znajomych
z pracy. Jake krzyknęła, potem zerwała maskę
z twarzyi krzyknęła jeszcze raz. Jake! Przestaniesz?
To niepotrzebne.
Tym razem ją usłyszał, okręcił się na pięcie i na-
chylił nad nią niespokojnie.
Co się stało Maggie? Boli cię coś?
Nie. Ale zaraz ciebie będzie boleć, jeśli nie
przestaniesz syknęła przez zęby.
Ależ Maggie...
Ależ zamilknij wreszcie warknęła. Chciała-
bym zamienić z tobą dwa słowa. Na osobności.
Maggie... Niewiele razy widziała go w pracy
tak zbitego z tropu. Wyglądał rozczulająco. Rozczula-
jąco czynie, nie mogła mu pozwolić na dalsze upoka-
rzanie. Rzuciła mu wściekłe spojrzenie i Jake się
poddał.
SEN O SZCZZCIU 121
Dobra, słyszeliście mruknął. Zajmijcie się
czymś przez parę minut, ale nie odchodzcie daleko.
Sądząc po minach personelu, Maggie nie miała
wątpliwości, że pod drzwiami czatować będzie spory
tłumek. Na to nie mogła poradzić nic. Nakazywanie
ludziom, by czekali na drugim końcu korytarza, byłoby
przesadą i tylko zwróciłoby na nią jeszcze większą
uwagę.
Niech cię diabli, Jake szepnęła bliska łez.
Dlaczego nie zamówiłeś jeszcze orkiestry dętej?
Co?
Na litość boską! Zmusiła się do ściszenia głosu,
zanim podjęła: Byłeś jedyną osobą, która wiedziała
o dziecku. Teraz wie już cały świat. Miałeś tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]