[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanu wyczerpania ani by osiągnąć tak wysoką temperaturę.
- Bardzo odwodniona - stwierdził Leo kilka minut pózniej. - Jak
najszybciej podłącz ją do kroplówki. Trzeba uzupełnić płyny.
Kontynuował badanie, usiłując przebić się przez jej apatię, zmusić do
jakiejś reakcji, ale Michelle była zbyt przestraszona swoim stanem.
- Auu! - jęknęła, gdy obmacywał jej brzuch, i w niebieskich oczach
zalśniły łzy.
- Bardzo tkliwy punkt McBurneya - zawyrokował i zaczął przepraszać
pacjentkę za ból, jaki jej sprawił. W tej samej chwili musiał podać jej miskę, bo
znowu zaczęły się torsje.
Hannah przejęła jego rolę. Jednocześnie ocierała bladą twarz dziewczynki
wilgotnym ręcznikiem. Leo tymczasem dzwonił na salę operacyjną.
- 63 -
S
R
Przygotowując Michelle do zabiegu, Hannah gratulowała sobie trafnej
diagnozy. Z przygotowaniami do operacji łączyła się jednak konieczność
otrzymania pisemnej zgody od jej matki.
- Jak tak można?! - denerwowała się, gdy wraz Tiną piły kawę podczas
przerwy. - Ta baba ma dwójkę najpiękniejszych blizniąt pod słońcem i uwielbia
jedno, a zaniedbuje drugie.
- A mała? W porę znalazła się na sali operacyjnej? - dopytywała się
koleżanka.
- W ostatniej chwili. - Przypomniała sobie diagnozę, jaką otrzymali, gdy
Michelle leżała już na stole. - Wyrostek był już prawie martwiczy. Gdyby ta
wyrodna matka przetrzymała ją jeszcze kilka godzin, mogłoby dojść do
perforacji i może byłoby za pózno na jakąkolwiek pomoc.
- Bogu niech będą dzięki za weselsze chwile - zauważyła Tina
filozoficznym tonem, gdy Hannah nieco ochłonęła. - Słyszałaś o pani Griffiths?
- Tej, która zgłosiła się po południu? - podjęła, ciesząc się z powodu
zmiany tematu.
- Tej Walijce. - Tina trafnie naśladowała charakterystyczny akcent
pacjentki. - Skarżyła się na ostre bóle, podejrzewano kamień żółciowy. Zabrali
ją na górę na obserwację.
- Blondynka, gruba, koło czterdziestki, z temperaturą i wzdęciem... -
wyliczała Hannah.
- Otóż to! - Tina roześmiała się. - Gadała jak najęta. Kiedy doktor Stirling
robił oględziny jamy brzusznej, akurat opowiadała nam o koncercie, na który się
dzisiaj wybiera. I nagle oddała taką salwę... Była cała czerwona ze wstydu.
- Biedaczka.
- Nie koniec na tym - ciągnęła Tina rozbawionym tonem. - Doktor Stirling
powiada: Czy to fragment «Burzy» Purcella?", a ona bez zajÄ…knienia: Raczej
Kanonada" Griffithsa!".
- 64 -
S
R
Wśród ogólnego rozbawienia podniosły się głosy uznania dla aktorskich
talentów Tiny.
Ta błaha anegdotka wprawiła Hannah w pogodniejszy nastrój. Gdy jednak
zerknęła na zegar, z przerażeniem stwierdziła, że spózni się na swoją wizytę.
Spiesząc szpitalnym korytarzem, uśmiechnęła się z goryczą na myśl, że
dzięki wydarzeniom na oddziale niemal zapomniała o wizycie, która od kilku
dni wisiała nad nią jak czarna chmura. Teraz jednak ten problem przygniótł ją ze
zdwojoną siłą.
Otworzyła drzwi. Po raz pierwszy zauważyła, że drżą jej ręce.
Poczekalnia świeciła pustkami. Dobrze, że konsultant, świadom stresującego
charakteru tych wizyt, postarał się do minimum skrócić czas czekania.
Trzy kwadranse pózniej wiedziała, że ma spokój na kolejne pół roku.
Mimo to wróciła na swój oddział mocno rozdygotana.
Wcześniej, prosząc przełożoną o pozwolenie na opuszczenie stanowiska
w związku z badaniami, ku swojemu zdumieniu podzieliła się z nią tajemnicą.
Celia MacDonald nie pytała o żadne szczegóły i natychmiast zaproponowała, by
potem od razu poszła do domu. Ona jednak uparła się, że wróci do pracy. To i
tak już tylko godzina do końca dyżuru.
Ledwie zdążyła wyjść na podjazd dla karetek, gdy w podjeżdżającej
sanitarce otworzyły się drzwi.
- Przedawkowanie - rzucił Ted Larabee, odblokowując nosze. - Kobieta,
nazwisko i imię nieznane, około trzydziestki. - W tym samym czasie jego
partner nie zaprzestawał sztucznego oddychania. - Wzięła cały koktajl. -
Wskazał głową na plastykową torbę z różnymi buteleczkami.
Hannah biegła za noszami, modląc się w duchu za tę nieszczęsną kobietę.
Robili wszystko, co w ich mocy, walcząc o życie osoby, dla której straciło ono
cały sens. Bez rezultatu.
Szukając pózniej jakiegoś dokumentu tożsamości w ubraniu denatki,
Hannah znalazła list.
- 65 -
S
R
- Leo, mam coś. - Zaczęła czytać. - Nazywa się Tamsin French. Boże! -
wykrztusiła, poznawszy powód, który pchnął kobietę do samobójstwa.
Usłyszała szum w uszach i poczuła, że ziemia usuwa się jej spod nóg.
Wiedziała, że Leo ją woła, że podchodzi do niej, ale robił to jakby w
zwolnionym tempie. Nagle ogarnÄ…Å‚ jÄ… mrok.
- Hannah, słyszysz mnie? Słyszysz? Otwórz oczy.
Podnosiła powieki bardzo powoli, niechętnie opuszczając kojącą otchłań.
Coś jej mówiło, że nie chce wracać do tej rzeczywistości, która ją tam czeka, ale
ten głos nie znosił sprzeciwu.
- No, jesteś - usłyszała głos przełożonej. - Jak się czujesz?
Próbowała się podnieść.
- Spokojnie. - Celia MacDonald przytrzymała ją silnym ramieniem. -
Poleż chwilę. Odpocznij.
Opadła, obezwładniona przerażającą słabością. Co się z nią dzieje?
Dlaczego czuje siÄ™ tak fatalnie?
Aż jęknęła, gdy w jaskrawych barwach stanął jej przed oczami ostatni
obraz, jaki zapisał się w jej pamięci.
- Proszę cię, nie mów mi, że zemdlałam...
- Mogę tego nie mówić, ale to będzie nieprawda. - Hannah poczuła uścisk
palców, które mierzyły jej tętno. - Zwiędłaś jak lilia. Gdyby nie doktor Stirling,
niezle byś się potłukła.
Przypomniała sobie, jak Leo szedł ku niej w zwolnionym tempie. W
rzeczywistości musiał działać bardzo szybko, skoro złapał ją, zanim upadła na
podłogę.
- Mówiłam, żebyś poszła do domu - strofowała ją przełożona, dyskretnie
zniżając głos. - Taka wizyta to nie byle co... To ogromny stres. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
stanu wyczerpania ani by osiągnąć tak wysoką temperaturę.
- Bardzo odwodniona - stwierdził Leo kilka minut pózniej. - Jak
najszybciej podłącz ją do kroplówki. Trzeba uzupełnić płyny.
Kontynuował badanie, usiłując przebić się przez jej apatię, zmusić do
jakiejś reakcji, ale Michelle była zbyt przestraszona swoim stanem.
- Auu! - jęknęła, gdy obmacywał jej brzuch, i w niebieskich oczach
zalśniły łzy.
- Bardzo tkliwy punkt McBurneya - zawyrokował i zaczął przepraszać
pacjentkę za ból, jaki jej sprawił. W tej samej chwili musiał podać jej miskę, bo
znowu zaczęły się torsje.
Hannah przejęła jego rolę. Jednocześnie ocierała bladą twarz dziewczynki
wilgotnym ręcznikiem. Leo tymczasem dzwonił na salę operacyjną.
- 63 -
S
R
Przygotowując Michelle do zabiegu, Hannah gratulowała sobie trafnej
diagnozy. Z przygotowaniami do operacji łączyła się jednak konieczność
otrzymania pisemnej zgody od jej matki.
- Jak tak można?! - denerwowała się, gdy wraz Tiną piły kawę podczas
przerwy. - Ta baba ma dwójkę najpiękniejszych blizniąt pod słońcem i uwielbia
jedno, a zaniedbuje drugie.
- A mała? W porę znalazła się na sali operacyjnej? - dopytywała się
koleżanka.
- W ostatniej chwili. - Przypomniała sobie diagnozę, jaką otrzymali, gdy
Michelle leżała już na stole. - Wyrostek był już prawie martwiczy. Gdyby ta
wyrodna matka przetrzymała ją jeszcze kilka godzin, mogłoby dojść do
perforacji i może byłoby za pózno na jakąkolwiek pomoc.
- Bogu niech będą dzięki za weselsze chwile - zauważyła Tina
filozoficznym tonem, gdy Hannah nieco ochłonęła. - Słyszałaś o pani Griffiths?
- Tej, która zgłosiła się po południu? - podjęła, ciesząc się z powodu
zmiany tematu.
- Tej Walijce. - Tina trafnie naśladowała charakterystyczny akcent
pacjentki. - Skarżyła się na ostre bóle, podejrzewano kamień żółciowy. Zabrali
ją na górę na obserwację.
- Blondynka, gruba, koło czterdziestki, z temperaturą i wzdęciem... -
wyliczała Hannah.
- Otóż to! - Tina roześmiała się. - Gadała jak najęta. Kiedy doktor Stirling
robił oględziny jamy brzusznej, akurat opowiadała nam o koncercie, na który się
dzisiaj wybiera. I nagle oddała taką salwę... Była cała czerwona ze wstydu.
- Biedaczka.
- Nie koniec na tym - ciągnęła Tina rozbawionym tonem. - Doktor Stirling
powiada: Czy to fragment «Burzy» Purcella?", a ona bez zajÄ…knienia: Raczej
Kanonada" Griffithsa!".
- 64 -
S
R
Wśród ogólnego rozbawienia podniosły się głosy uznania dla aktorskich
talentów Tiny.
Ta błaha anegdotka wprawiła Hannah w pogodniejszy nastrój. Gdy jednak
zerknęła na zegar, z przerażeniem stwierdziła, że spózni się na swoją wizytę.
Spiesząc szpitalnym korytarzem, uśmiechnęła się z goryczą na myśl, że
dzięki wydarzeniom na oddziale niemal zapomniała o wizycie, która od kilku
dni wisiała nad nią jak czarna chmura. Teraz jednak ten problem przygniótł ją ze
zdwojoną siłą.
Otworzyła drzwi. Po raz pierwszy zauważyła, że drżą jej ręce.
Poczekalnia świeciła pustkami. Dobrze, że konsultant, świadom stresującego
charakteru tych wizyt, postarał się do minimum skrócić czas czekania.
Trzy kwadranse pózniej wiedziała, że ma spokój na kolejne pół roku.
Mimo to wróciła na swój oddział mocno rozdygotana.
Wcześniej, prosząc przełożoną o pozwolenie na opuszczenie stanowiska
w związku z badaniami, ku swojemu zdumieniu podzieliła się z nią tajemnicą.
Celia MacDonald nie pytała o żadne szczegóły i natychmiast zaproponowała, by
potem od razu poszła do domu. Ona jednak uparła się, że wróci do pracy. To i
tak już tylko godzina do końca dyżuru.
Ledwie zdążyła wyjść na podjazd dla karetek, gdy w podjeżdżającej
sanitarce otworzyły się drzwi.
- Przedawkowanie - rzucił Ted Larabee, odblokowując nosze. - Kobieta,
nazwisko i imię nieznane, około trzydziestki. - W tym samym czasie jego
partner nie zaprzestawał sztucznego oddychania. - Wzięła cały koktajl. -
Wskazał głową na plastykową torbę z różnymi buteleczkami.
Hannah biegła za noszami, modląc się w duchu za tę nieszczęsną kobietę.
Robili wszystko, co w ich mocy, walcząc o życie osoby, dla której straciło ono
cały sens. Bez rezultatu.
Szukając pózniej jakiegoś dokumentu tożsamości w ubraniu denatki,
Hannah znalazła list.
- 65 -
S
R
- Leo, mam coś. - Zaczęła czytać. - Nazywa się Tamsin French. Boże! -
wykrztusiła, poznawszy powód, który pchnął kobietę do samobójstwa.
Usłyszała szum w uszach i poczuła, że ziemia usuwa się jej spod nóg.
Wiedziała, że Leo ją woła, że podchodzi do niej, ale robił to jakby w
zwolnionym tempie. Nagle ogarnÄ…Å‚ jÄ… mrok.
- Hannah, słyszysz mnie? Słyszysz? Otwórz oczy.
Podnosiła powieki bardzo powoli, niechętnie opuszczając kojącą otchłań.
Coś jej mówiło, że nie chce wracać do tej rzeczywistości, która ją tam czeka, ale
ten głos nie znosił sprzeciwu.
- No, jesteś - usłyszała głos przełożonej. - Jak się czujesz?
Próbowała się podnieść.
- Spokojnie. - Celia MacDonald przytrzymała ją silnym ramieniem. -
Poleż chwilę. Odpocznij.
Opadła, obezwładniona przerażającą słabością. Co się z nią dzieje?
Dlaczego czuje siÄ™ tak fatalnie?
Aż jęknęła, gdy w jaskrawych barwach stanął jej przed oczami ostatni
obraz, jaki zapisał się w jej pamięci.
- Proszę cię, nie mów mi, że zemdlałam...
- Mogę tego nie mówić, ale to będzie nieprawda. - Hannah poczuła uścisk
palców, które mierzyły jej tętno. - Zwiędłaś jak lilia. Gdyby nie doktor Stirling,
niezle byś się potłukła.
Przypomniała sobie, jak Leo szedł ku niej w zwolnionym tempie. W
rzeczywistości musiał działać bardzo szybko, skoro złapał ją, zanim upadła na
podłogę.
- Mówiłam, żebyś poszła do domu - strofowała ją przełożona, dyskretnie
zniżając głos. - Taka wizyta to nie byle co... To ogromny stres. [ Pobierz całość w formacie PDF ]