[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomocy dla ciebie. To jest Alik, który odpowie na wszystkie twoje
pytania.
Dryblas uśmiechnął się, ukazując kilka złotych zębów, i wyciągnął
kościstą rękę w stronę majora.
- Ja charaszo znaju, w czom dieło - zaczął Alik. - Towariszcz
Krawcew wsjo mnie skazał. Możetie sprasziwat , towariszcz major. Ja
otwieczu na wsje waszi waprosy.
Odpowiem na wasze pytania - dodał zaraz po polsku Alik.
- Przed Dniem Kobiet byliście z jeszcze jednym człowiekiem w
Magnolii. Tam spotkaliście się z pewnymi ludzmi.
- Kto to był?
- Jeden, imienia jego nie znaju, ale on się nazywał jakoś tak... jak
statek, pa ruski statek, znaczit karabl.
- Korbol - podchwycił Marcinkowski.
- Da, Korbol! - ucieszył się Alik. - On spotkał się z nami już wcześniej
w Magnolii. I zaproponował interes dolarowy, w zamian za elektronikę.
No my z nim nie gadali o interesach, tylko pili. Ale on zaprosił nas na
specjalne przyjęcie ze swoim szefem. No to my przyszli i właśnie wtedy
jego poznali.
- Jak nazywa się ten szef? - zapytał niepewnie Marcinkowski.
- Takoj wielikij parień. Jego imja to Rajmund Dutka.
Major z sykiem wciągnął powietrze. Wszystko nagle stało się jasne.
Mieli zleceniodawcę i mordercę. Coś jednak nie dawało mu jeszcze
spokoju.
- Co ci dwaj chcieli od was? - zapytał, spoglądając na Alika.
Ten uśmiechnął się, ukazując piękne złote zęby, i pospieszył z
wyjaśnieniem:
- Oni chcieli z nami interesy robić. Sprzedawać nam elektroniku iz
Zapadniej Germanii. Mówili, że mogą mieć tego bardzo dużo.
- A wy?
- A na choj nam giermanskie wideo od nich. Od naszych sołdatów z
Berlina tego dobra skolko ugodno.
Rozległo się pukanie do drzwi. Szeregowiec, który wszedł do pokoju,
zameldował, że doprowadzono Mariana Kołodziejczyka.
- Dawajcie go tutaj - rozkazał porucznik Adamski, któremu major
przed wyjściem kazał porozmawiać z cieciem z akademika Jowita.
Po chwili na krześle przed biurkiem siedział wesoły niczym
skowronek zastępca stróża. Wraz z nim do pokoju wpłynęła ostra woń
wódki pomieszana ze smrodem papierosów popularnych.
- Panie szanowny, jak pragnę jutra dożyć, czy to szanowna władza nie
może uszanować świętego czasu odpoczynku ludu pracującego? Dopiero
cośmy do flaszki siadali, jak żeście mnie zgarnęli od stołu i od
towarzystwa.
A ja żem już wszystko jak na spowiedzi świętej panu majorowi we
własnej osobie powiedział.
- Zamknij wrota i słuchaj, łachudro jedna, co mam do powiedzenia, i
ino mi nie kręć, bo inaczej pogadamy.
- Ale bez niczego. Już nic nie gadam, ino słucham.
- Panie Kołodziejczyk, teraz to już dla nas jest wszystko jasne.
Wiemy, kto w nocy był w akademiku i kto zapłacił, żebyś pan trzymał
gębę na kłódkę. Masz pan ostatnią szansę na zmianę swoich zeznań.
Spójrz pan na te obrazki i pokaż, który to z tych dwóch delikwentów.
Podpity Kołodziejczyk zrobił zdziwioną minę, a potem niechętnie
sięgnął po zdjęcia.
- To będzie ten gruby z wąsami, panie oficerze - powiedział,
wskazując na portret pamięciowy przedstawiający Rajmunda Dutkę.
- No to powiedzcie, Kołodziejczyk - Adamski przyjął bardziej
oficjalny ton, poprawiając jednocześnie swoje grube okulary - dlaczego
wprowadziliście w błąd majora i mówiliście, że ten, co w nocy był w
akademiku, był rudy, średniego wzrostu...
- Jak Boga kocham, panie majorze, że taki szczon tam był, tylko że
rano. Coś mnie się chyba musiało popierdzielić przez tę gorzołę.
- No to teraz wytężcie umysł i zastanówcie się jeszcze raz dobrze, kto
odwiedził akademik Jowita w nocy. Spokojnie napiszemy sobie zeznanko,
które za chwilę podpiszecie - powiedział zadowolony porucznik,
wyciągając przy tym na biurko czysty formularz:
- Imię, nazwisko, imię ojca, data urodzenia...
Do komendy miejskiej jest od baru As zaledwie sto metrów. Ten
dystans Fred pokonał w kilkanaście sekund.
Wbiegł przez główne drzwi i skierował się od razu do dyżurnego:
- Major Marcinkowski jestem, otwieraj drzwi i łącz mnie od razu z
wojewódzką.
Nim podoficer zdążył uzyskać połączenie, major już wyrwał mu
słuchawkę z ręki.
- Więc tak, za kwadrans chcę mieć radiowóz. Nie, nie chcę fiata, daj
mi nyskę z przedziałem aresztanckim, bo jedziemy zrobić zatrzymanie.
Bez kierowcy, Grzechu Kowal jest na górze i pewnie będzie chciał jechać,
to mu przecież nie odmówię tej przyjemności. Na rogu Chwiałkowskiego i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
pomocy dla ciebie. To jest Alik, który odpowie na wszystkie twoje
pytania.
Dryblas uśmiechnął się, ukazując kilka złotych zębów, i wyciągnął
kościstą rękę w stronę majora.
- Ja charaszo znaju, w czom dieło - zaczął Alik. - Towariszcz
Krawcew wsjo mnie skazał. Możetie sprasziwat , towariszcz major. Ja
otwieczu na wsje waszi waprosy.
Odpowiem na wasze pytania - dodał zaraz po polsku Alik.
- Przed Dniem Kobiet byliście z jeszcze jednym człowiekiem w
Magnolii. Tam spotkaliście się z pewnymi ludzmi.
- Kto to był?
- Jeden, imienia jego nie znaju, ale on się nazywał jakoś tak... jak
statek, pa ruski statek, znaczit karabl.
- Korbol - podchwycił Marcinkowski.
- Da, Korbol! - ucieszył się Alik. - On spotkał się z nami już wcześniej
w Magnolii. I zaproponował interes dolarowy, w zamian za elektronikę.
No my z nim nie gadali o interesach, tylko pili. Ale on zaprosił nas na
specjalne przyjęcie ze swoim szefem. No to my przyszli i właśnie wtedy
jego poznali.
- Jak nazywa się ten szef? - zapytał niepewnie Marcinkowski.
- Takoj wielikij parień. Jego imja to Rajmund Dutka.
Major z sykiem wciągnął powietrze. Wszystko nagle stało się jasne.
Mieli zleceniodawcę i mordercę. Coś jednak nie dawało mu jeszcze
spokoju.
- Co ci dwaj chcieli od was? - zapytał, spoglądając na Alika.
Ten uśmiechnął się, ukazując piękne złote zęby, i pospieszył z
wyjaśnieniem:
- Oni chcieli z nami interesy robić. Sprzedawać nam elektroniku iz
Zapadniej Germanii. Mówili, że mogą mieć tego bardzo dużo.
- A wy?
- A na choj nam giermanskie wideo od nich. Od naszych sołdatów z
Berlina tego dobra skolko ugodno.
Rozległo się pukanie do drzwi. Szeregowiec, który wszedł do pokoju,
zameldował, że doprowadzono Mariana Kołodziejczyka.
- Dawajcie go tutaj - rozkazał porucznik Adamski, któremu major
przed wyjściem kazał porozmawiać z cieciem z akademika Jowita.
Po chwili na krześle przed biurkiem siedział wesoły niczym
skowronek zastępca stróża. Wraz z nim do pokoju wpłynęła ostra woń
wódki pomieszana ze smrodem papierosów popularnych.
- Panie szanowny, jak pragnę jutra dożyć, czy to szanowna władza nie
może uszanować świętego czasu odpoczynku ludu pracującego? Dopiero
cośmy do flaszki siadali, jak żeście mnie zgarnęli od stołu i od
towarzystwa.
A ja żem już wszystko jak na spowiedzi świętej panu majorowi we
własnej osobie powiedział.
- Zamknij wrota i słuchaj, łachudro jedna, co mam do powiedzenia, i
ino mi nie kręć, bo inaczej pogadamy.
- Ale bez niczego. Już nic nie gadam, ino słucham.
- Panie Kołodziejczyk, teraz to już dla nas jest wszystko jasne.
Wiemy, kto w nocy był w akademiku i kto zapłacił, żebyś pan trzymał
gębę na kłódkę. Masz pan ostatnią szansę na zmianę swoich zeznań.
Spójrz pan na te obrazki i pokaż, który to z tych dwóch delikwentów.
Podpity Kołodziejczyk zrobił zdziwioną minę, a potem niechętnie
sięgnął po zdjęcia.
- To będzie ten gruby z wąsami, panie oficerze - powiedział,
wskazując na portret pamięciowy przedstawiający Rajmunda Dutkę.
- No to powiedzcie, Kołodziejczyk - Adamski przyjął bardziej
oficjalny ton, poprawiając jednocześnie swoje grube okulary - dlaczego
wprowadziliście w błąd majora i mówiliście, że ten, co w nocy był w
akademiku, był rudy, średniego wzrostu...
- Jak Boga kocham, panie majorze, że taki szczon tam był, tylko że
rano. Coś mnie się chyba musiało popierdzielić przez tę gorzołę.
- No to teraz wytężcie umysł i zastanówcie się jeszcze raz dobrze, kto
odwiedził akademik Jowita w nocy. Spokojnie napiszemy sobie zeznanko,
które za chwilę podpiszecie - powiedział zadowolony porucznik,
wyciągając przy tym na biurko czysty formularz:
- Imię, nazwisko, imię ojca, data urodzenia...
Do komendy miejskiej jest od baru As zaledwie sto metrów. Ten
dystans Fred pokonał w kilkanaście sekund.
Wbiegł przez główne drzwi i skierował się od razu do dyżurnego:
- Major Marcinkowski jestem, otwieraj drzwi i łącz mnie od razu z
wojewódzką.
Nim podoficer zdążył uzyskać połączenie, major już wyrwał mu
słuchawkę z ręki.
- Więc tak, za kwadrans chcę mieć radiowóz. Nie, nie chcę fiata, daj
mi nyskę z przedziałem aresztanckim, bo jedziemy zrobić zatrzymanie.
Bez kierowcy, Grzechu Kowal jest na górze i pewnie będzie chciał jechać,
to mu przecież nie odmówię tej przyjemności. Na rogu Chwiałkowskiego i [ Pobierz całość w formacie PDF ]