[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Była dziwadłem nad dziwadłami i gdyby ktokolwiek się o tym
dowiedział, wytykano by ją palcami do końca życia. Zaczęło jej się
kręcić w głowie i miała wrażenie, jakby całe powietrze z pokoju
zostało gdzieś zassane. Czuła wielki ucisk w klatce piersiowej i nie
mogła oddychać.
- Muszę iść - wymamrotała.
- Poczekaj. - Dawid przytrzymał ja za rękę. - Nie idz. Nie, kiedy
jesteś taka zdenerwowana.
Próbował spojrzeć jej prosto w oczy, ale z uporem odwracała wzrok.
- Martwię się o ciebie - powiedział. - Nie powiesz mi, o co chodzi?
Popatrzyła w jego niebieskie oczy. Widziała w nich szczerość i
delikatność.
Nie obawiała się, że Dawid nie dochowa tajemnicy, ufała mu. I
musiała komuś w końcu powiedzieć. Próbowała sobie sama z tym
poradzić, ale niespecjalnie jej się to udało. W ogóle się nie udało.
Może Dawid zrozumie. W końcu co ma do stracenia?
- Nie powiesz nikomu? - zapytała po chwili wahania. - Nigdy?
- Nigdy.
- Przysięgnij.
Pokiwał zdecydowanie głową.
- Muszę to usłyszeć, Dawid.
- Przysięgam.
- Ta przysięga nie przestanie obowiązywać. Jeśli ci powiem - nacisk
na jeśli był bardzo wyrazny - nie wolno ci nikomu tego powtórzyć.
Nigdy. Nawet za dziesięć lat, za dwadzieścia ani za pięćdziesiąt.
- Laurel, przestań. Wpadasz w panikę. Obiecuję, że nikomu nie
powiem. Chyba że mi pozwolisz.
Patrzyła na niego przez chwile.
- To nie fragment rośliny, Dawid. To fragment mnie.
Chłopak wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Jak to ciebie?
Nie było odwrotu.
- Widzisz, wyrósł mi na plecach guz - to dlatego zachowywałam się
tak dziwnie. Myślałam, że mam raka czy coś w tym rodzaju. Ale dziś
rano. na plecach zakwitło mi. to coś. Mam kwiat rosnący na środku
kręgosłupa - powiedziała i usiadła wyzywająco z założonymi rękoma.
Patrzył na nią z otwartymi ustami. W końcu oparł ręce na biodrach i
zacisnął usta. Odwrócił się, podszedł do łóżka i usiadł, opierając łokcie
na kolanach.
- Muszę cię o to zapytać - ale tylko raz, bo cokolwiek mi odpowiesz,
uwierzę ci, okej?
Laurel pokiwała głową.
- Czy to ma być żart, czy ty naprawdę wierzysz w to, co powiedziałaś?
Poderwała się i rzuciła w stronę drzwi. To był błąd, że do niego
przyszła.
Wielki błąd. Ale zanim zdążyła chwycić za klamkę, Dawid
zatarasował jej przejście.
- Zaczekaj. Powiedziałem, że zapytam tylko raz. Przysięgniesz, że to
nie żart, i ja ci uwierzę.
Spojrzała mu prosto w oczy. Zaskoczyło ją to, co w nich zobaczyła.
Nie było tam niedowierzania, raczej niepewność. On po prostu nie
chciał stać się ofiarą głupiego kawału. Laurel postanowiła udowodnić,
że nie zrobiłaby czegoś takiego - przynajmniej nie jemu.
- Pokażę ci - powiedziała, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Okej - odparł równie ostrożnie.
Odwróciła się i zaczęła mocować się z supłem na szalu. Kiedy
uwolniła płatki, podniosła bluzkę, żeby mogły się rozwinąć.
- Ale jak. przecież to niemożliwe. to. jak, do licha?
Wykrzywiła twarz w ledwie widocznym uśmiechu.
- No właśnie - powiedziała.
- Mogę. mogę przyjrzeć się z bliska?
Skinęła głową, więc zrobił niepewny krok do przodu.
- Nie ugryzę cię - powiedziała, ale w jej głosie nie było wesołości.
- Wiem, tylko. - Poczerwieniał. - Nieważne. - Podszedł bliżej i
dotknął palcami gładkiej powierzchni płatka. - Mogę tak? - zapytał.
Zgodziła się.
Dawid dotknął delikatnie miejsca, w którym jej skóra przechodziła
łagodnie w małe zielone listki.
- Nie ma tu nawet szwu - wyrastają wprost z twojej skóry. To
najbardziej niesamowita rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
Laurel wpatrywała się w podłogę. Nie wiedziała, co powiedzieć.
- Rozumiem teraz, dlaczego zachowywałaś się ostatnio trochę
dziwnie.
- Nie masz pojęcia - powiedziała i usiadła na łóżku tyłem do okna,
żeby słońce mogło ogrzać płatki.
Dawid przyglądał się jej, pełen pytań, ale żądnego nie zadał. Usiadł
tylko naprzeciwko, patrząc to na nią, to na wyrastające ponad jej
ramionami płatki.
- Czy ty. - zaczął, ale zamilkł.
Po minucie wstał i zrobił kilka kroków.
- Czy to. - znowu zamilkł i zaczął chodzić po pokoju. Laurel potarła
palcami skronie.
- Proszę cię, nie chodz tak - to mnie doprowadza do szaleństwa.
Natychmiast usiadł na krześle.
- Przeprasza - powiedział i znowu na nią popatrzył. - Wiesz, że to
niemożliwe?
- Uwierz mi, doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- Tylko ja wiem, że widzieć znaczy wierzyć, ale mam wrażenie, że
gdy zamrugam kilka razy, to się obudzę. albo znowu będę widzieć to,
co wcześniej.
- Tak. - Laurel skupiał wzrok na swoich dłoniach. - Ja też cały czas
czekam na to, żeby się obudzić - to mówiąc, sięgnęła za ramię,
chwyciła długi płatek i przez kilka sekund przyglądała mu się uważnie,
a potem puściła. Odskoczył do tyłu.
- Nie zwiążesz ich? - zapytał Dawid.
- Jest im lepiej, kiedy są puszczone luzno.
-Jest im lepiej? Ty je czujesz? Pokiwała głową.
Dawid spojrzał na fragment, który odcięła od płatka.
- Bolało? - zapytał.
- Strasznie szczypało.
- A możesz. możesz nimi poruszać?
- Chyba nie. Czemu pytasz?
- Bo skoro je czujesz, to może to coś więcej niż tylko kwiat. Może to
wcale nie płatki, tylko no wiesz. skrzydła - zaśmiał się. - Wiem, to
brzmi
idiotycznie.
Laurel zachichotała.
- Idiotyczniej niż to, że w ogóle coś takiego wyrasta mi na plecach?
- Masz rację - powiedział i westchnął. Jego wzrok znowu
powędrował w stronę płatków, lśniących w blasku słońca. - Więc
trzeba je podlewać?
- Nie wiem - parsknęła. - Ale to byłoby znaczne uproszczenie
sprawy. W ten sposób mogłyby szybko zwiędnąć.
Dawid mruknął coś pod nosem.
- Co?
- Nic. - Wzruszył ramionami. - Tylko ładne są, i tyle.
Laurel odwróciła głowę i spojrzała na błękitne postrzępione
krawędzie, które wystawały jej z poza ramion.
- Naprawdę?
- Tak. Gdybyś poszła tak do szkoły, połowa dziewczyn zazdrościłaby
ci okropnie.
- Jasne. A druga połowa patrzyłaby na mnie jak na największe
dziwadło. Dziękuję bardzo.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem, co mogłabym zrobić. - Pokręciła głową. - Chyba nic -
dodała i zaśmiała się sucho. - Będę czekać, aż przejmie mój organizm
i doprowadzi do śmierci.
- Może zniknie.
- To samo sobie powtarzałam, gdy pojawił się ten guz.
Dawid zawahał się.
- Powiedziałaś. rodzicom?
Pokręciła przecząco głową.
- A powiesz?
Znowu pokręciła głową.
- Uważam, że powinnaś.
Laurel ciężko przełknęła ślinę.
- Myślę o tym, odkąd się obudziłam - powiedziała i popatrzyła na
Dawida. - Gdybyś ty był rodzicem dziecka, które twierdzi, że z pleców
wyrasta mu olbrzymi kwiat, co byś zrobił?
Dawid chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i opuścił wzrok.
- Zrobiłbyś to, co by ci podpowiedział rozsądek. Zabrałbyś dziecko do
szpitala, a tam wszyscy by je dotykali i pokazywali palcami, i traktowali
jak wybryk natury. To wlanie stałoby się ze mną. Nie chcę tego, Dawid.
Nie chcę być kimś takim.
- Może twoja mama mogłaby zrobić jakiś specyfik, który by pomógł?
- zasugerował bez przekonania.
- Oboje wiemy, że to coś o wiele poważniejszego, czemu żadna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Była dziwadłem nad dziwadłami i gdyby ktokolwiek się o tym
dowiedział, wytykano by ją palcami do końca życia. Zaczęło jej się
kręcić w głowie i miała wrażenie, jakby całe powietrze z pokoju
zostało gdzieś zassane. Czuła wielki ucisk w klatce piersiowej i nie
mogła oddychać.
- Muszę iść - wymamrotała.
- Poczekaj. - Dawid przytrzymał ja za rękę. - Nie idz. Nie, kiedy
jesteś taka zdenerwowana.
Próbował spojrzeć jej prosto w oczy, ale z uporem odwracała wzrok.
- Martwię się o ciebie - powiedział. - Nie powiesz mi, o co chodzi?
Popatrzyła w jego niebieskie oczy. Widziała w nich szczerość i
delikatność.
Nie obawiała się, że Dawid nie dochowa tajemnicy, ufała mu. I
musiała komuś w końcu powiedzieć. Próbowała sobie sama z tym
poradzić, ale niespecjalnie jej się to udało. W ogóle się nie udało.
Może Dawid zrozumie. W końcu co ma do stracenia?
- Nie powiesz nikomu? - zapytała po chwili wahania. - Nigdy?
- Nigdy.
- Przysięgnij.
Pokiwał zdecydowanie głową.
- Muszę to usłyszeć, Dawid.
- Przysięgam.
- Ta przysięga nie przestanie obowiązywać. Jeśli ci powiem - nacisk
na jeśli był bardzo wyrazny - nie wolno ci nikomu tego powtórzyć.
Nigdy. Nawet za dziesięć lat, za dwadzieścia ani za pięćdziesiąt.
- Laurel, przestań. Wpadasz w panikę. Obiecuję, że nikomu nie
powiem. Chyba że mi pozwolisz.
Patrzyła na niego przez chwile.
- To nie fragment rośliny, Dawid. To fragment mnie.
Chłopak wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Jak to ciebie?
Nie było odwrotu.
- Widzisz, wyrósł mi na plecach guz - to dlatego zachowywałam się
tak dziwnie. Myślałam, że mam raka czy coś w tym rodzaju. Ale dziś
rano. na plecach zakwitło mi. to coś. Mam kwiat rosnący na środku
kręgosłupa - powiedziała i usiadła wyzywająco z założonymi rękoma.
Patrzył na nią z otwartymi ustami. W końcu oparł ręce na biodrach i
zacisnął usta. Odwrócił się, podszedł do łóżka i usiadł, opierając łokcie
na kolanach.
- Muszę cię o to zapytać - ale tylko raz, bo cokolwiek mi odpowiesz,
uwierzę ci, okej?
Laurel pokiwała głową.
- Czy to ma być żart, czy ty naprawdę wierzysz w to, co powiedziałaś?
Poderwała się i rzuciła w stronę drzwi. To był błąd, że do niego
przyszła.
Wielki błąd. Ale zanim zdążyła chwycić za klamkę, Dawid
zatarasował jej przejście.
- Zaczekaj. Powiedziałem, że zapytam tylko raz. Przysięgniesz, że to
nie żart, i ja ci uwierzę.
Spojrzała mu prosto w oczy. Zaskoczyło ją to, co w nich zobaczyła.
Nie było tam niedowierzania, raczej niepewność. On po prostu nie
chciał stać się ofiarą głupiego kawału. Laurel postanowiła udowodnić,
że nie zrobiłaby czegoś takiego - przynajmniej nie jemu.
- Pokażę ci - powiedziała, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Okej - odparł równie ostrożnie.
Odwróciła się i zaczęła mocować się z supłem na szalu. Kiedy
uwolniła płatki, podniosła bluzkę, żeby mogły się rozwinąć.
- Ale jak. przecież to niemożliwe. to. jak, do licha?
Wykrzywiła twarz w ledwie widocznym uśmiechu.
- No właśnie - powiedziała.
- Mogę. mogę przyjrzeć się z bliska?
Skinęła głową, więc zrobił niepewny krok do przodu.
- Nie ugryzę cię - powiedziała, ale w jej głosie nie było wesołości.
- Wiem, tylko. - Poczerwieniał. - Nieważne. - Podszedł bliżej i
dotknął palcami gładkiej powierzchni płatka. - Mogę tak? - zapytał.
Zgodziła się.
Dawid dotknął delikatnie miejsca, w którym jej skóra przechodziła
łagodnie w małe zielone listki.
- Nie ma tu nawet szwu - wyrastają wprost z twojej skóry. To
najbardziej niesamowita rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
Laurel wpatrywała się w podłogę. Nie wiedziała, co powiedzieć.
- Rozumiem teraz, dlaczego zachowywałaś się ostatnio trochę
dziwnie.
- Nie masz pojęcia - powiedziała i usiadła na łóżku tyłem do okna,
żeby słońce mogło ogrzać płatki.
Dawid przyglądał się jej, pełen pytań, ale żądnego nie zadał. Usiadł
tylko naprzeciwko, patrząc to na nią, to na wyrastające ponad jej
ramionami płatki.
- Czy ty. - zaczął, ale zamilkł.
Po minucie wstał i zrobił kilka kroków.
- Czy to. - znowu zamilkł i zaczął chodzić po pokoju. Laurel potarła
palcami skronie.
- Proszę cię, nie chodz tak - to mnie doprowadza do szaleństwa.
Natychmiast usiadł na krześle.
- Przeprasza - powiedział i znowu na nią popatrzył. - Wiesz, że to
niemożliwe?
- Uwierz mi, doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- Tylko ja wiem, że widzieć znaczy wierzyć, ale mam wrażenie, że
gdy zamrugam kilka razy, to się obudzę. albo znowu będę widzieć to,
co wcześniej.
- Tak. - Laurel skupiał wzrok na swoich dłoniach. - Ja też cały czas
czekam na to, żeby się obudzić - to mówiąc, sięgnęła za ramię,
chwyciła długi płatek i przez kilka sekund przyglądała mu się uważnie,
a potem puściła. Odskoczył do tyłu.
- Nie zwiążesz ich? - zapytał Dawid.
- Jest im lepiej, kiedy są puszczone luzno.
-Jest im lepiej? Ty je czujesz? Pokiwała głową.
Dawid spojrzał na fragment, który odcięła od płatka.
- Bolało? - zapytał.
- Strasznie szczypało.
- A możesz. możesz nimi poruszać?
- Chyba nie. Czemu pytasz?
- Bo skoro je czujesz, to może to coś więcej niż tylko kwiat. Może to
wcale nie płatki, tylko no wiesz. skrzydła - zaśmiał się. - Wiem, to
brzmi
idiotycznie.
Laurel zachichotała.
- Idiotyczniej niż to, że w ogóle coś takiego wyrasta mi na plecach?
- Masz rację - powiedział i westchnął. Jego wzrok znowu
powędrował w stronę płatków, lśniących w blasku słońca. - Więc
trzeba je podlewać?
- Nie wiem - parsknęła. - Ale to byłoby znaczne uproszczenie
sprawy. W ten sposób mogłyby szybko zwiędnąć.
Dawid mruknął coś pod nosem.
- Co?
- Nic. - Wzruszył ramionami. - Tylko ładne są, i tyle.
Laurel odwróciła głowę i spojrzała na błękitne postrzępione
krawędzie, które wystawały jej z poza ramion.
- Naprawdę?
- Tak. Gdybyś poszła tak do szkoły, połowa dziewczyn zazdrościłaby
ci okropnie.
- Jasne. A druga połowa patrzyłaby na mnie jak na największe
dziwadło. Dziękuję bardzo.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem, co mogłabym zrobić. - Pokręciła głową. - Chyba nic -
dodała i zaśmiała się sucho. - Będę czekać, aż przejmie mój organizm
i doprowadzi do śmierci.
- Może zniknie.
- To samo sobie powtarzałam, gdy pojawił się ten guz.
Dawid zawahał się.
- Powiedziałaś. rodzicom?
Pokręciła przecząco głową.
- A powiesz?
Znowu pokręciła głową.
- Uważam, że powinnaś.
Laurel ciężko przełknęła ślinę.
- Myślę o tym, odkąd się obudziłam - powiedziała i popatrzyła na
Dawida. - Gdybyś ty był rodzicem dziecka, które twierdzi, że z pleców
wyrasta mu olbrzymi kwiat, co byś zrobił?
Dawid chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i opuścił wzrok.
- Zrobiłbyś to, co by ci podpowiedział rozsądek. Zabrałbyś dziecko do
szpitala, a tam wszyscy by je dotykali i pokazywali palcami, i traktowali
jak wybryk natury. To wlanie stałoby się ze mną. Nie chcę tego, Dawid.
Nie chcę być kimś takim.
- Może twoja mama mogłaby zrobić jakiś specyfik, który by pomógł?
- zasugerował bez przekonania.
- Oboje wiemy, że to coś o wiele poważniejszego, czemu żadna [ Pobierz całość w formacie PDF ]