[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podejmiemy jakieś decyzje.
Samantha zamarła z widelcem pół drogi do ust i spojrzała na Cody'ego w
szoku. Na pewno zle go usłyszała. Albo zle zrozumiała to co próbował jej
powiedzieć.
- Doceniam pomysł, ale nie jestem na targu po partnera. - powiedziała
Samantha, odkładając widelec. Apatyt wydawał się ją opuścić, a
nerwowość wróciła z pełną siłą, powodując, że jej brzuch zacisnął się. -
Naprawdę powinnam zadzwonić do mojego szefa. Nie chcę by się
martwiła. - prawdę mówiąc Samantha nigdy nawet nie rozważała
posiadanie własnego partnera. Partner oznaczał wygodę i bezpieczeństwo.
%7łycie Samanthy nie posiadało żadnej z tych rzeczy. Była sama przez całe
swoje życie. Partnerstwo nigdy nie było nawet opcją.
Cody roześmiał się i również odłożył widelec.
- Nie chciałem wprawić cię w zakłopotanie, Samantho. Chciałem tylko byś
wiedziała, rzucam kapelusz do koła. Wiem, że gdy już będziesz w stadzie,
każdy samotny lis w mieście będzie na ciebie polował. Chciałem się
upewnić, że będę pierwszy.
- Jak już powiedziałam, doceniam ofertę, ale jestem szczęśliwa tam gdzie
jestem. Nie dołączę do stada. - Samantha ledwie rejestrowała własne
słowa. Jej myśli plątały się w głowie.
- W porządku, w porządku. - łagodził Cody.
Samantha nadal trochę niepewnie się czuła, ale lekko się uspokoiła. On był
przystojny z kudłatymi rudymi włosami i niesamowitymi szmaragdowymi
oczami. Miał ostre rysy, ale szybki uśmiech i pewność siebie. Prawdę
mówiąc, gdyby nie kochała Jasona, z łatwością mogłaby zainteresować się
Codym. Ale kochała Jasona.
Pomimo jej niepewności, jej serce łamało się od samej separacji od niego.
Wezmie cokolwiek jej da i będzie mieć nadzieję, że będzie w stanie
pozbierać roztrzaskane kawałki serca gdy skończy. Do tego czasu, była
jego. Z drugiej strony, jego oferta trwałości, nie była czymś co mogła z
łatwością odrzucić. Potrzebowała więcej czasu na przemyślenie
wszystkiego.
- Telefon jest na ścianie za tobą. Możesz użyć go do dzwonienia do
kogokolwiek chcesz. Ale zanim odejdziesz, mam nadzieję, że
przynajmniej naprowadzisz mnie na powód dlaczego nie chcesz dołączyć
do stada. Jeśli masz pracę, podejrzewam, że masz zamiar zostać na dłuższy
czas. Pomożemy ci znalezć inną pracę jeśli to cię niepokoi.
Samantha westchnęła, udzielając nagany samej sobie za nieufność. Cody
starał się tylko by poczuła się komfortowo, nakarmił ją i zaoferował
pomoc. Przez ten czas wszystko co ona robiła to odnosiła się do niego
niepewnie i obraziła jego stado.
- Przepraszam. Nie mam nic przeciwko twojemu stadu. Dobrze się czuję w
Alphine Woods. I obecnie spotykam się z kimś. - powiedziała Samantha
świadomie, mając nadzieję, że on nie spyta o szczegóły. Zdecydowanie nie
potrzebowała by ktoś jeszcze mówił jej niemożliwy jej związek z Jasonem
był. - Ja tylko użyję telefonu bardzo szybko.
Samantha zdobyła numer telefonu księgarni z informacji i poprosiła o
połączenie. Gdy telefon dzwonił po raz trzeci, Samantha martwiła się, że
nikt nie odbierze. Musiała dostać się do domu, jeśli tylko by
uporządkować jej miotające się uczucia. Miała nadzieję, że Laurie będzie
dzisiaj w sklepie.
- Halo? - rozpaczliwy głos Jasona rozbrzmiał w słuchawce.
- Jason na miłość boską, ja nadal prowadzę interes. - Samantha usłyszała
głos Laurie w tle, jak również odgłos chwytania słuchawki. - Przepraszam.
Tu Books and Crannies. W czym mogę pomóc?
- Czemu Jason wrócił? - spytała Samantha, momentalnie zapominając
dlaczego zadzwoniła. Powinien był wrócić dopiero za dzień. Miała
nadzieję, że nie dowie się o dzisiejszej przygodzie. Jakoś, nie sądziła by
był z tego powodu szczęśliwy. Nie wspominając, że była trochę
zawstydzona. Jakiego rodzaju dorosła kobieta idzie pobiegać po lesie i się
gubi?
- Samantha! Gdzie ty do diabła jesteś? Martwiliśmy się!
- Samantha! Daj mi telefon, Laurie! - rozkazał głos Jasona.
- Jason, poczekasz chwilkę? Nie będę mogła nic usłyszeć gdy będziesz
krzyczał mi do ucha. Samantha, nic ci nie jest?
- Nic, Laurie. Przepraszam, że się o mnie martwiliście. Byłam trochę
niespokojna więc poszłam pobiegać rano i trochę zle skręciłam. Cóż,
trochę bardzo, tak naprawdę. Skończyłam u zmiennych Vulpes.
Zastanawiałam się czy ktoś mógłby po mnie przyjechać?
- Gdzie dokładnie jesteś? Wyjeżdżamy od razu.
- Jestem w domu ich Pierwszego. - Cody podał Samanthcie adres, a ona
powtórzyła go Laurie. - Czy zapisałaś?
- Jesteśmy w drodze. Będziemy tam góra za dwadzieścia minut. - Telefon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl