[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spędzić sama na górskim pastwisku. Tak chciała. Przeczuwała, że życie w górach, zmiana
powietrza i spokój dobrze jej zrobią.
Teraz cieszyła się, że zaraz usmażą ryby, które Ole złowił. W górskim jeziorku jest ich
pod dostatkiem, przygotowali także kilka beczułek solonej ryby na zimę. Raz jeszcze Hannah
dziękowała naturze za jej szczodrość.
Był piątek, a zatem wieczorem mogli się spodziewać odwiedzin. Przez całe lato
przyjeżdżał tu lensman i Hannah bardzo sobie ceniła jego troskliwość. Próbowała tłumić w
sercu niepewność, jaka ją ogarniała, kiedy w jego wzroku pojawiał się ten podstępny wyraz,
na szczęście od dawna już go nie zauważała. To właśnie lensman załatwił, że Knut i Engebret
spoczęli oddzielnie, każdy w swojej części cmentarza. Nareszcie.
Pastor bardzo długo ją przekonywał, że ojciec i syn powinni leżeć obok siebie,
najlepiej w tym samym grobie.
W miarę jak dni stawały się chłodniejsze, a różne oznaki jesieni ostrzegały o zbliżaniu
się zimnej pory roku, Hannah stawała się coraz bardziej niespokojna. W ostatnim czasie ożyło
w niej pragnienie wyjazdu do Danii, ale czy nie jest już za pózno?
Olemu odmiana dobrze by zrobiła, w każdym razie nie zaszkodzi, jeśli rozejrzy się
trochę po świecie. Może więc powinni wyjechać jeszcze tej jesieni?
Chłopiec gwałtownie wydoroślał, spokojnie, ale zdecydowanie przejął sprawy dworu.
Hannah była rada, że chciał z nią spędzić kilka tygodni w górach. Mieli się tu razem bardzo
dobrze.
- Idą chłodniejsze dni w górach - Ole, mrużąc oczy patrzył w niebo. Ogorzała twarz i
umięśnione ramion; wyrażały młodzieńczą siłę, lecz także letnią beztroskę. Jeziorko
połyskiwało w przedwieczornym słońcu, nad do liną krążyły dwa kruki i wykrzykiwały swoją
ponur; pieśń. Ole śledził czarne ptaki.
- Wkrótce trzeba wracać do wsi. Hannah przytaknęła.
- Ale chyba tej jesieni polować nie będziesz musiał? -spytała ostrożnie. Ole sam
powinien zdecydować, jak różne tradycje będą teraz traktowane.
- Jedzenia w spichlerzu mamy dość, głód nam nie grozi - odparł Ole z lekkim
wahaniem w głosie. - Może wyjdę w góry na kilka dni, ale nie więcej.
Hannah wolno zrywała żółtawe zdzbła trawy i rzucała je na wiatr.
- Jakiś czas temu rozmawialiśmy o wyjezdzie do Danii - powiedziała, patrząc przed
siebie. Może powinniśmy mimo wszystko jechać, kiedy inwentarz wróci do obór a jedzenie
znajdzie się pod dachem.
Ole nie potrafił ukryć chłopięcego zapału. Zapomniał o polowaniu.
- A nie jest za pózno? I nie powinnaś zawiadomić, że przyjeżdżamy?
- Owszem, zrobię to zaraz po powrocie do wsi. Będzie my potrzebować trochę czasu
na przygotowania.
- Mari i Simen świetnie sobie poradzą w zimie sami więc nic nie stoi na
przeszkodzie.
Ole rozważa sprawę jak dorosły mężczyzna, przede wszystkim myśli o
gospodarstwie. To dobry znak, ale też bolesny. Powinien teraz mieć przy sobie brata, obaj
mogliby poznawać świat w chłopięcy sposób, pomyślała Hannah. Nim zdążyła odpowiedzieć,
zobaczyli, że koń przeprawia się przez rzekę. Jezdziec machał im na powitanie, a oni
odpowiadali tym samym. Wcześnie dzisiaj przyjeżdża nasz lensman, pomyślała Hannah i
poszła do izby przynieść coś do picia. Gość z pewnością jest spragniony po długiej podróży
ze wsi. Ten człowiek bardzo jej pomagał po śmierci syna, gdyby tylko nie to dziwne
spojrzenie od czasu do czasu, któremu nie potrafiła zaufać! Nie, nie wolno teraz tak myśleć.
Biedny Ingvar nie zasługuje na podejrzenia.
- Widziałaś jakie okonie są tłuste w tym roku? - Lensman zsiadł z konia i głową
wskazał na ryby.
- Tak, tak, będziemy mieć pyszną kolację - obiecywał Ole. - A co tam nowego we
wsi?
Lensman pokręcił głową.
- Cisza i spokój. Tylko jakiś tabor cygański ludzie widzieli, ale pojechał w kierunku
Valdres.
- Witamy w górach - Hannah wyniosła zimne piwo i przekąskę.
- Dziękuję. Pięknie wyglądasz - lensman uśmiechnął się i uściskał ją serdecznie.
Hannah czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Krew się w niej nie burzyła, serce nie biło
gwałtownie. Tylko to proste uczucie ciepła i ludzkiej bliskości... Od bardzo dawna za tym
tęskniła.
Równocześnie przemknęło jej przez głowę wspomnienie rosłego Duńczyka i
wywołało rumieńce na policzki.
Lensman je zauważył i miał nadzieję, że sprawiła to jego bliskość. Trzy lata temu
owdowiał i teraz zdał sobie sprawę, że w ciągu tygodni jakie minęły od tragedii w Rudningen,
jego uczucia do Hannah wciąż przybierały na sile. Wolał jednak nie działać w pośpiechu.
Hannah potrzebuje czasu, musi nabrać zaufania. Ale cieszył się, że zawsze wita go tak
serdecznie.
Lensman jadł z apetytem, żartował przy tym na temat swojej gospodyni, która dba, by
dobrze się odżywiał.
- Stara Oline cię kocha, dlatego tak się o ciebie troszczy - powiedziała Hannah.
- Możliwe, ale ja bym wolał, żeby mnie inna kochała - lensman spojrzał jej głęboko
w oczy.
Nagle Hannah wpadła w popłoch. Nie! Tak nie może być! Nie teraz. Tylko jak inaczej
tłumaczyć sobie to spojrzenie i słowa, które właśnie padły? Ale co tam, może to tylko
niezdarny komentarz do jej głupiego powiedzenia?
- Poczekajcie. Posiłek kończy się dopiero po deserze.
Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na stole pojawiła się miska jagód,
śmietana i cukier. Lensman był szczerze zaskoczony. Ole też.
- Gdzie ich nazbierałaś? Są takie świeże...
- To tajemnica - uśmiechnęła się Hannah.
- Mamo, powiedz - domagał się Ole.
- N o , niech ci będzie... kiedy łowiłeś ryby, pojawił się tu jakiś podróżny. Chciał
kupić śmietany i skończyło się na handlu wymiennym.
Wieczorem Ole poszedł do sąsiadów i Hannah została sama z lensmanem.
- No i jak ty sobie radzisz? - mężczyzna przyglądał się jej pytająco.
Hannah słyszała wiele pytań w tym jednym, ale nie była gotowa odpowiadać na
wszystkie.
- Jak widzisz - roześmiała się trochę sztucznie. - Jakoś brniemy naprzód.
Nie patrzyła na swojego gościa, spoglądała przez okno na zarysy gór po drugiej
stronie rzeki. Niewielki potok wartko spływał w dół i dzielił na dwoje zbocze porośnięte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
spędzić sama na górskim pastwisku. Tak chciała. Przeczuwała, że życie w górach, zmiana
powietrza i spokój dobrze jej zrobią.
Teraz cieszyła się, że zaraz usmażą ryby, które Ole złowił. W górskim jeziorku jest ich
pod dostatkiem, przygotowali także kilka beczułek solonej ryby na zimę. Raz jeszcze Hannah
dziękowała naturze za jej szczodrość.
Był piątek, a zatem wieczorem mogli się spodziewać odwiedzin. Przez całe lato
przyjeżdżał tu lensman i Hannah bardzo sobie ceniła jego troskliwość. Próbowała tłumić w
sercu niepewność, jaka ją ogarniała, kiedy w jego wzroku pojawiał się ten podstępny wyraz,
na szczęście od dawna już go nie zauważała. To właśnie lensman załatwił, że Knut i Engebret
spoczęli oddzielnie, każdy w swojej części cmentarza. Nareszcie.
Pastor bardzo długo ją przekonywał, że ojciec i syn powinni leżeć obok siebie,
najlepiej w tym samym grobie.
W miarę jak dni stawały się chłodniejsze, a różne oznaki jesieni ostrzegały o zbliżaniu
się zimnej pory roku, Hannah stawała się coraz bardziej niespokojna. W ostatnim czasie ożyło
w niej pragnienie wyjazdu do Danii, ale czy nie jest już za pózno?
Olemu odmiana dobrze by zrobiła, w każdym razie nie zaszkodzi, jeśli rozejrzy się
trochę po świecie. Może więc powinni wyjechać jeszcze tej jesieni?
Chłopiec gwałtownie wydoroślał, spokojnie, ale zdecydowanie przejął sprawy dworu.
Hannah była rada, że chciał z nią spędzić kilka tygodni w górach. Mieli się tu razem bardzo
dobrze.
- Idą chłodniejsze dni w górach - Ole, mrużąc oczy patrzył w niebo. Ogorzała twarz i
umięśnione ramion; wyrażały młodzieńczą siłę, lecz także letnią beztroskę. Jeziorko
połyskiwało w przedwieczornym słońcu, nad do liną krążyły dwa kruki i wykrzykiwały swoją
ponur; pieśń. Ole śledził czarne ptaki.
- Wkrótce trzeba wracać do wsi. Hannah przytaknęła.
- Ale chyba tej jesieni polować nie będziesz musiał? -spytała ostrożnie. Ole sam
powinien zdecydować, jak różne tradycje będą teraz traktowane.
- Jedzenia w spichlerzu mamy dość, głód nam nie grozi - odparł Ole z lekkim
wahaniem w głosie. - Może wyjdę w góry na kilka dni, ale nie więcej.
Hannah wolno zrywała żółtawe zdzbła trawy i rzucała je na wiatr.
- Jakiś czas temu rozmawialiśmy o wyjezdzie do Danii - powiedziała, patrząc przed
siebie. Może powinniśmy mimo wszystko jechać, kiedy inwentarz wróci do obór a jedzenie
znajdzie się pod dachem.
Ole nie potrafił ukryć chłopięcego zapału. Zapomniał o polowaniu.
- A nie jest za pózno? I nie powinnaś zawiadomić, że przyjeżdżamy?
- Owszem, zrobię to zaraz po powrocie do wsi. Będzie my potrzebować trochę czasu
na przygotowania.
- Mari i Simen świetnie sobie poradzą w zimie sami więc nic nie stoi na
przeszkodzie.
Ole rozważa sprawę jak dorosły mężczyzna, przede wszystkim myśli o
gospodarstwie. To dobry znak, ale też bolesny. Powinien teraz mieć przy sobie brata, obaj
mogliby poznawać świat w chłopięcy sposób, pomyślała Hannah. Nim zdążyła odpowiedzieć,
zobaczyli, że koń przeprawia się przez rzekę. Jezdziec machał im na powitanie, a oni
odpowiadali tym samym. Wcześnie dzisiaj przyjeżdża nasz lensman, pomyślała Hannah i
poszła do izby przynieść coś do picia. Gość z pewnością jest spragniony po długiej podróży
ze wsi. Ten człowiek bardzo jej pomagał po śmierci syna, gdyby tylko nie to dziwne
spojrzenie od czasu do czasu, któremu nie potrafiła zaufać! Nie, nie wolno teraz tak myśleć.
Biedny Ingvar nie zasługuje na podejrzenia.
- Widziałaś jakie okonie są tłuste w tym roku? - Lensman zsiadł z konia i głową
wskazał na ryby.
- Tak, tak, będziemy mieć pyszną kolację - obiecywał Ole. - A co tam nowego we
wsi?
Lensman pokręcił głową.
- Cisza i spokój. Tylko jakiś tabor cygański ludzie widzieli, ale pojechał w kierunku
Valdres.
- Witamy w górach - Hannah wyniosła zimne piwo i przekąskę.
- Dziękuję. Pięknie wyglądasz - lensman uśmiechnął się i uściskał ją serdecznie.
Hannah czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Krew się w niej nie burzyła, serce nie biło
gwałtownie. Tylko to proste uczucie ciepła i ludzkiej bliskości... Od bardzo dawna za tym
tęskniła.
Równocześnie przemknęło jej przez głowę wspomnienie rosłego Duńczyka i
wywołało rumieńce na policzki.
Lensman je zauważył i miał nadzieję, że sprawiła to jego bliskość. Trzy lata temu
owdowiał i teraz zdał sobie sprawę, że w ciągu tygodni jakie minęły od tragedii w Rudningen,
jego uczucia do Hannah wciąż przybierały na sile. Wolał jednak nie działać w pośpiechu.
Hannah potrzebuje czasu, musi nabrać zaufania. Ale cieszył się, że zawsze wita go tak
serdecznie.
Lensman jadł z apetytem, żartował przy tym na temat swojej gospodyni, która dba, by
dobrze się odżywiał.
- Stara Oline cię kocha, dlatego tak się o ciebie troszczy - powiedziała Hannah.
- Możliwe, ale ja bym wolał, żeby mnie inna kochała - lensman spojrzał jej głęboko
w oczy.
Nagle Hannah wpadła w popłoch. Nie! Tak nie może być! Nie teraz. Tylko jak inaczej
tłumaczyć sobie to spojrzenie i słowa, które właśnie padły? Ale co tam, może to tylko
niezdarny komentarz do jej głupiego powiedzenia?
- Poczekajcie. Posiłek kończy się dopiero po deserze.
Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na stole pojawiła się miska jagód,
śmietana i cukier. Lensman był szczerze zaskoczony. Ole też.
- Gdzie ich nazbierałaś? Są takie świeże...
- To tajemnica - uśmiechnęła się Hannah.
- Mamo, powiedz - domagał się Ole.
- N o , niech ci będzie... kiedy łowiłeś ryby, pojawił się tu jakiś podróżny. Chciał
kupić śmietany i skończyło się na handlu wymiennym.
Wieczorem Ole poszedł do sąsiadów i Hannah została sama z lensmanem.
- No i jak ty sobie radzisz? - mężczyzna przyglądał się jej pytająco.
Hannah słyszała wiele pytań w tym jednym, ale nie była gotowa odpowiadać na
wszystkie.
- Jak widzisz - roześmiała się trochę sztucznie. - Jakoś brniemy naprzód.
Nie patrzyła na swojego gościa, spoglądała przez okno na zarysy gór po drugiej
stronie rzeki. Niewielki potok wartko spływał w dół i dzielił na dwoje zbocze porośnięte [ Pobierz całość w formacie PDF ]