[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A co z twoimi przeprosinami? - wypaliła. - Jak na
razie żadnych nie usłyszałam, Rafferty.
Connor westchnął z rezygnacją.
- No dobrze, skoro znowu chcesz grać w tę grę... Prze­
prosiny za co? Za to, że poszedłem z tobą do łóżka?
Allison zacisnęła usta.
- Wprowadziłeś mnie w błąd. Quentin cię nie wyna¬
jął, sam zaproponowałeś, że zajmiesz się tą sprawą.
Założył ręce i kiwnął głową.
- No dobrze, przyznaję, że tak było. Przepraszam.
Czy to już wszystko, co chciałaś usłyszeć?
- Dlaczego? - zapytała.
- Co dlaczego?
Anna DePalo
- Dlaczego zająłeś się tą sprawą?
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.
- Żeby wzmocnić twoją ochronę. Na tym polega mo¬
ja praca.
- Ale dlaczego nie przyjąłeś zapłaty za swoje usłu¬
gi, skoro Quentin ci to oferował? Dlaczego przyjecha¬
łeś tu osobiście, gdy mogłeś wysłać któregokolwiek
ze swoich specjalistów? I dlaczego zostałeś, skoro nie
miałeś takiego obowiązku? - wyrzuciła z siebie jed¬
nym tchem.
- Myślę, że sama dobrze znasz odpowiedź na te pyta¬
nia - odparł zadziwiająco łagodnym głosem.
- Nie znam. Czy zechcesz mi to zatem wyjaśnić?
- A masz jakieś swoje teorie?
Poczuła, jak jej ciało zaczęło drżeć, gdy zbliżył się
do niej.
- Uznałeś to za przysługę, którą jesteś winny mojej
rodzinie?
- Logiczne rozumowanie. Wierzysz w to?
- A powinnam? - odparowała.
-Nie.
Allison zrobiła krok do tyłu, widząc, że odległość
między nimi się zmniejsza.
- To nie był główny powód, choć bardzo lubię twoją
rodzinę - powiedział cicho.
Allison poczuła za plecami ścianę.
Niebezpieczny ochroniarz
- Może w takim razie nie lubisz ich aż tak mocno
- szepnęła.
Connor oparł jedną dłoń o ścianę, a drugą delikatnie
dotknął jej policzka.
- Może bardziej lubię ciebie.
Allison poczuła, jak serce jej się ściska. Lubi, nie
kocha.
Odepchnęła go, chcąc wyjść z pokoju, jednak złapał
ją za ramię i obrócił. Oparła się o ścianę, gdy jego usta
dotknęły jej warg.
Tak jak zawsze, tak i tym razem jego dotyk wyzwolił
w niej gwałtowną falę pożądania. Świat dookoła zawi­
rował, a ona czuła tylko palącą bliskość jego ciała.
Zarzuciła mu ręce na szyję i odpowiedziała na jego
pocałunek z zapałem, który tak długo musiała w sobie
hamować.
Jego ręce niecierpliwie przesuwały się wzdłuż jej
uda, by po chwili wśliznąć się pod delikatną warstwę
jedwabnej bielizny. Przytuliła się mocniej,, czując rów¬
nież jego podniecenie.
Gdy ich usta w końcu się od siebie oderwały, oboje
nie mogli złapać oddechu.
- Jesteś najbardziej denerwującą osobą, jaką w życiu
spotkałem - odezwał się pierwszy Connor.
- I nawzajem - wypaliła Allison, mierząc go wzro¬
kiem.
Anna DePalo
Nagle jego twarz straciła swój naturalny wyraz iro­
nicznego rozbawienia. To, co malowało się w jego
oczach, zaparło Allison dech w piersiach.
- Dobrze więc, powiem ci - zaczął cicho, nie odrywa­
jąc od niej wzroku. - Podjąłem się tej pracy, bo myśl, że
jesteś w niebezpieczeństwie, nie dawała mi spać. Chcia¬
łem własnymi rękami rozerwać na strzępy tego łajdaka,
który cię prześladował.
- Connor.
- Pozwól mi skończyć - uciszył ją. - Moje manie¬
ry nigdy nie będą takie, do jakich przywykłaś, ale ta
chemia, która jest między nami, nie zdarza się czę¬
sto. Wielu ludzi szuka jej przez całe życie i nigdy nie
znajduje.
Kiwnęła głową, czując, jak wypełnia ją uczucie sza¬
lonego szczęścia.
-I mogę się założyć, że nie istnieje na świecie męż­
czyzna, który mógłby cię pokochać bardziej niż ja.
A więc ją kochał. Wyznanie było krótkie i rzeczo¬
we. W stylu Connora. Allison poczuła, że dłużej nie
wytrzyma rosnącego w niej napięcia. Do oczu napły¬
nęły jej łzy.
- Musisz się pogodzić z tym, że nie mam zamiaru do¬
browolnie cię wypuszczać spod moich skrzydeł - dodał, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl