[ Pobierz całość w formacie PDF ]

takich ataków, żeby ją zamknąć& Umarła w tydzień pózniej.
 Nie denerwuj się!  błagał Martin, który nie wiedział, ani gdzie się podziać, ani gdzie
zwrócić oczy.
 Pomieszanie zmysłów?  zapytał Maigret. Rysy twarzy chorej znów stężały, głos
wezbrał złością.
 To tylko jej mąż chciał się jej pozbyć! Ledwie sześć miesięcy minęło, a już ożenił się z
inną. Wszyscy mężczyzni są tacy sami. Można się dla nich poświęcać, zabijać się&
 Błagam cię!  westchnął mąż.
 Nie mówię o tobie! Choć i ty nie jesteś lepszy od innych&
Nieoczekiwanie Maigret wyczuł jakieś fluidy nienawiści. To trwało krótko, było
niewyrazne. Ale mimo wszystko był pewien, że się nie pomylił.
 Co nie przeszkadza, że gdyby mnie tam nie było&  ciągnęła dalej.
Czy w jej głosie nie wyczuwał grozby? Mąż poruszał się niby w próżni. Zmieszany, zaczął
liczyć krople lekarstwa, kapiąc je jedna po drugiej do kieliszka.
 Lekarz powiedział&  Gwiżdżę na lekarza!
 Ale przecież musisz& Proszę! Pij powoli. To nie jest takie złe.
Spojrzała na niego, potem na Maigreta i wreszcie wypiła, ze zrezygnowanym wzruszeniem
ramion.
 Chyba nie przyszedł pan po to, żeby się dowiedzieć jak się czuję?  zapytała nieufnie.
 Wybierałem się do laboratorium, kiedy dozorczyni pni powiedziała&
 Wykrył pan coś?
 Jeszcze nie.
Przymknęła oczy, dając do zrozumienia, że jest zmęczona. Martin spojrzał na Maigreta,
który wstawał z miejsca.
 No więc życzę pani rychłego powrotu do zdrowia. Już się pani lepiej czuje&
Nie zatrzymywała go. Maigret nie pozwolił, by Martin go odprowadził.
 Niech pan zostanie przy niej, bardzo proszę& Biedak! Można by pomyśleć, że boi się
zostać, że uczepił się komisarza, bo kiedy jest ktoś trzeci, to nie jest takie straszne.
 Przekona się pan, że to nic poważnego&
Przechodząc przez jadalnię, usłyszał szelest w korytarzu. Dogonił starą Matyldę w chwili
gdy miała już skryć się u siebie.
 Dzień dobry pani!
Spojrzała na niego z lękiem, nie odpowiadając, z dłonią na klamce drzwi.
Maigret mówił półgłosem. Domyślał się, że pani Martin nadstawia uszu, że gotowa jest
nawet wstać, by także podsłuchiwać pod drzwiami.
 Jak pani z pewnością wiadomo, jestem komisarzem prowadzącym śledztwo&
Już odgadł, że niczego się nie dowie od tej kobiety o twarzy pozbawionej wyrazu i
okrągłej jak księżyc w pełni.
 Czego pan ode mnie chce?
 Po prostu spytać, czy nic mi pani nie ma do powiedzenia. Od dawna mieszka pani w
tym domu?
 Od czterdziestu lat  odpowiedziała oschle.
 Zna pani wszystkich&
 Nie rozmawiam z nikim!
 Pomyślałem sobie, że może pani coś usłyszała. Czasem najdrobniejsza poszlaka
wystarczy, by skierować wymiar sprawiedliwości na właściwy trop.
Wewnątrz pokoju coś się poruszyło. Ale stara z uporem trzymała drzwi zamknięte.
 Nic pani nie widziała? Nie odpowiadała.
 I nic panie nie słyszała?
 Niech pan lepiej powie gospodarzowi, żeby mi zainstalował gaz&
 Gaz?
 Wszyscy w domu mają gaz. Ale mnie odmawia, bo nie ma prawa podwyższyć mi
komornego. On mnie chce wrzucić, robi wszystko, żebym się wyniosła! Ale prędzej jego
wyniosą, i to nogami do przodu! Może mu pan to powiedzieć w moim imieniu.
Drzwi uchyliły się tak wąsko, iż wydawało się niepodobieństwem, by przecisnęła się przez
nie ta tęga kobieta. Ale potem zamknęły się i z pokoju dochodziły już tylko stłumione
odgłosy.
*
 Ma pan wizytówkę?
Lokaj w pasiastej kamizelce wziął kartonik, który mu podał Maigret i znikł w głębi
apartamentu, nadzwyczaj jasnego dzięki oknom pięciometrowej wysokości, jakie dziś widzi
się już tylko w starych domach przy placu des Vosges i na Wyspie św. Ludwika.
Pokoje były ogromne. Gdzieś warczał elektryczny odkurzacz. Mamka w białym fartuchu, z
zalotną, błękitną przepaską we włosach, przeszła z pokoju do pokoju, rzucając ciekawe
spojrzenia na gościa.
Nagle głos, tuż w pobliżu:
 Poproście pana komisarza.
Pan de Saint Marc siedział w swoim gabinecie w szlafroku, srebrzyste włosy były
starannie przyczesane. Najpierw poszedł zamknąć drzwi, za którymi Maigret zdążył dostrzec
stylowe łoże i twarz kobiety na poduszce.
 Proszę, zechce pan siąść& Chce pan oczywiście pomówić ze mną o tej okropnej
historii z Couchetem?
Mimo wieku, stwarzał wrażenie siły, zdrowia. W mieszkaniu panował nastrój rodzinnego
szczęścia, domu w którym wszystko jest jasne i wesołe.
 Ta tragedia tym mocniej mnie wzburzyła, że rozegrała się w chwili ogromnie dla mnie
wzruszającej&
 Zdaję sobie z tego sprawę.
W oczach byłego ambasadora zabłysła iskierka dumy. Chełpił się, że w tym wieku
doczekał się dziecka.
 Poproszę pana o zniżenie głosu, gdyż wolałbym ukryć tę historię przed panią de Saint
Marc. W jej stanie byłoby rzeczą pożałowania godną& Ale do rzeczy, o co chciał mnie pan
spytać? Coucheta nie znałem prawie wcale. Dwa czy trzy razy zauważyłem go w przejściu, na
podwórzu. Należał do jednego z klubów, gdzie ja bywam od czasu do czasu, do Klubu
Haussmanna, ale chyba nigdy tam jego noga nie postała. Zwróciłem tylko uwagę na jego
nazwisko w wydanym niedawno roczniku. Mam wrażenie, że był dość wulgarny, prawda?
 Owszem, jeśli to ma znaczyć, że pochodził z ludu. Niełatwo mu chyba było dojść do
tego, do czego doszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl