[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dotykam karoserii brudnego auta Is, rysując delikatne, ledwo widoczne linie. Podnoszę palce do oczu.
- Kłamiesz, bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nie chcesz mnie przestraszyć?
Is robi z kresek na samochodzie uśmiechniętą buzię. -Tak.
Wchodzimy do budynku, a w środku, w kwadratowym biurze, dyspozytorka Josie od razu wstaje zza starego, wielkiego,
metalowego biurka i się uśmiecha. Na końcach ciasno zaplecionych przy głowie warkoczyków kołyszą się niebieskie i żółte
koraliki.
- Proszę, kogo my tu mamy. Wyszliście ze szkoły legalnie czy powinnam zadzwonić do dyrekcji, że wagarujecie?
- Legalnie. Mamy usprawiedliwienia - odpowiada Nick, przestępując z nogi na nogę. Buzująca w nim energia szuka ujścia.
- Powinnam się domyślić. Wiecie, jak wykorzystać system, co? - Josie skinięciem głowy pokazuje ekspres do kawy. - Chcecie
może coś do picia? Czy tylko wezwać Betty?
- Napiłbym się wody - odpowiada Devyn, posuwając się w stronę butli po paskudnym linoleum, które wygląda, jakby było z
lat siedemdziesiątych. Wyjmuje plastikowy kubek i podsuwa go pod kranik.
Josie naciska jakiś przycisk i mówi do niego:
- Betty, masz gości, całą ekipę.
W interkomie odzywa się głos babci:
- Kto to?
- Zara, jej słodki misiaczek - Josie unosi brwi, stojący obok mnie Nick się czerwieni, a Is chichocze. - ...i ich przyjaciele.
- Powiedz, żeby przyszli tu do mnie - słyszymy. -Dzięki, Josie. - Nachylam się i całuję dyspozytorkę
w policzek. - Pachniesz kokosem.
- Balsam do ciała - wyjaśnia. - Może jeszcze całus od twojego misiaczka?
Nick robi, co mu polecono.
- Misiaczek!" - nabija się Dev, gdy idziemy wąskim korytarzem do biura na tyłach.
- Jesteś zazdrosny mruczy Nick.
36
Devyn parska śmiechem przez nos, w sposób typowy tylko dla nieco przemądrzałych kujonów i nadal ironizuje:
-Jasne, misiaczku. Może wolałbyś, żeby nazwała cię pajacykiem albo żołnierzykiem, albo... Już wiem! Transformersem!
- Przymknij się. - Nick spogląda na mnie i się uśmiecha. Odrywam się od Issie, żeby mogła być bliżej Devy-na, ale też po to,
by otworzyć drzwi do pokoju socjalnego, gdzie przesiadują ratownicy, czekając na wezwanie. Nick mnie jednak uprzedza i
przytrzymuje drzwi nam wszystkim.
- Dzięki - mówię, mijając go i wdychając jego zapach.
- Nie ma za co. - Wolną ręką dotyka lekko mojego karku, od razu przyprawiając mnie o dreszcz. Bardzo miły dreszcz.
Widzi to i od razu pyta:
- W porządku?
- Jasne. - Podnoszę głowę, by na niego zerknąć.
Is i Dev już są w pokoju. Nick bierze mnie za rękę i delikatnie wyciąga z powrotem na korytarz, gdzie jesteśmy sami. Szepcze:
- Musisz mi zaufać, Zaro. Tylko wtedy związek ma sens, rozumiesz? Trzeba mówić sobie wszystko. Pozwolić, by ta druga
osoba wiedziała rzeczy, o których nie wie nikt inny na świecie.
Wstrzymuję oddech.
-Ja po prostu nie chcę... Nie chcę, żebyś się martwił. Przepraszam za tę historię z ojcem.
Nick kładzie mi dłoń na policzku, a jego kciuk gładzi moją skórę powoli, delikatnie, ale i zdecydowanie.
- Wiem. A ja przepraszam, że czasami jestem taki surowy.
Zaciskam mocno usta, on zaś kiwa energicznie głową, jakby chciał stłumić wielkie emocje.
- Dobra, wejdzmy i poprośmy Betty, żeby cię zbadała. Okropne żółte żarówki w pokoju ratowników sprawiają,
że zarówno Betty, jak i drugi ratownik, Mike, wyglądają, jakby mieli żółtaczkę albo inną chorobę wątroby. Mike siedzi na
rozpadającej się brązowej kanapie, oglądając CNN, i bezwiednie skubie skraj taśmy klejącej, która przytrzymuje bok starego
mebla. W telewizji gadają o seksaferach i politykach. Na środku stolika po lewej stronie stoi pudełko z pączkami. A Betty robi to,
co potrafi najlepiej: maszeruje po stacjonarnej bieżni, czytając rozłożonego przed nią Economista". Kiedyś babcia była prezesem
firmy ubezpieczeniowej. Odeszła na emeryturę, zanim przedsiębiorstwo zaczęło osiągać zysk ośmiuset milionów dolarów rocznie.
Co za pech! Gdyby wciąż tam pracowała, pewnie już miałabym nowy samochód i laptop.
- Proszę, Devynie! Ty znowu chodzisz. Co za radość dla moich starych oczu. - Siwe włosy Betty podskakują przy każdym
energicznym kroku, gdy się do nas uśmiecha. - Zostało mi jeszcze trzydzieści sekund do spalenia pięciuset kalorii. Szkoda, że nie
widzicie mojego tętna.
- Równiutkie? - pyta Nick.
- Jak z podręcznika. - Babcia uśmiecha się i przyciska jakiś guzik. Bieżnia zwalnia. Betty poprawia służbową koszulę, wciskając
dokładnie białe rogi w obrzydliwe niebieskie spodnie z jakiegoś sztucznego materiału, które musi nosić. - Wagarujecie?
Próbuję się uśmiechnąć, ale kiepsko mi idzie. Nick staje obok i obejmuje mnie w talii.
- Zara jest trochę smutna 1. Zdecydowanie akcentuje słowo smutna". Betty upija łyk wody i patrzy na nas uważnie.
- Właściwie to bardzo smutna - mówi z naciskiem Issie i spłoszona spogląda na Mike'a.
Babcia zeskakuje z bieżni, kładzie wielkie dłonie na moich ramionach i pochyla się nieco, by spojrzeć mi w oczy.
- Smutna, naprawdę? W depresji?
Pociągam nosem i czuję intensywny zapach babcinego dezodorantu. Może być, ale wydaje mi się trochę zbyt dziecięcy.
- Mike! - Betty podnosi nieco głos.
- No? - Ratownik odwraca lekko głowę, by na nas zerknąć, i macha niedbale.
Dev i Is odwzajemniają pozdrowienie.
- Czy mógłbyś dotrzymać towarzystwa Josie, a ja porozmawiam z wnuczką? - prosi Betty, ale gdy ona prosi", to zawsze
brzmi prawie jak rozkaz. Wiem coś o tym. Dokładnie w ten sam sposób prosi", bym na przykład poskładała pranie. Nie znosi
wtedy sprzeciwu, tylko wydaje polecenie.
- Jasne. I tak potrzebuję kolejnej kawy. - Mike wstaje i się przeciąga. Jest dość wysoki, jak Nick, tyle że bardzo chudy,
przypomina stracha na wróble. Wycelowuje w moją stronę palec, udając, że strzela, i wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko znika, Betty wkracza do akcji.
- Devynie, przynieś mi skrzynkę, stoi koło wieszaka -rozkazuje.
Dev podnosi ratownicze czerwone pudełko, które wygląda jak skrzynka rybacka z przynętą, tylko z jakimiś medycznymi
znakami. Fajnie, że Devyn może nam pomóc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Dotykam karoserii brudnego auta Is, rysując delikatne, ledwo widoczne linie. Podnoszę palce do oczu.
- Kłamiesz, bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nie chcesz mnie przestraszyć?
Is robi z kresek na samochodzie uśmiechniętą buzię. -Tak.
Wchodzimy do budynku, a w środku, w kwadratowym biurze, dyspozytorka Josie od razu wstaje zza starego, wielkiego,
metalowego biurka i się uśmiecha. Na końcach ciasno zaplecionych przy głowie warkoczyków kołyszą się niebieskie i żółte
koraliki.
- Proszę, kogo my tu mamy. Wyszliście ze szkoły legalnie czy powinnam zadzwonić do dyrekcji, że wagarujecie?
- Legalnie. Mamy usprawiedliwienia - odpowiada Nick, przestępując z nogi na nogę. Buzująca w nim energia szuka ujścia.
- Powinnam się domyślić. Wiecie, jak wykorzystać system, co? - Josie skinięciem głowy pokazuje ekspres do kawy. - Chcecie
może coś do picia? Czy tylko wezwać Betty?
- Napiłbym się wody - odpowiada Devyn, posuwając się w stronę butli po paskudnym linoleum, które wygląda, jakby było z
lat siedemdziesiątych. Wyjmuje plastikowy kubek i podsuwa go pod kranik.
Josie naciska jakiś przycisk i mówi do niego:
- Betty, masz gości, całą ekipę.
W interkomie odzywa się głos babci:
- Kto to?
- Zara, jej słodki misiaczek - Josie unosi brwi, stojący obok mnie Nick się czerwieni, a Is chichocze. - ...i ich przyjaciele.
- Powiedz, żeby przyszli tu do mnie - słyszymy. -Dzięki, Josie. - Nachylam się i całuję dyspozytorkę
w policzek. - Pachniesz kokosem.
- Balsam do ciała - wyjaśnia. - Może jeszcze całus od twojego misiaczka?
Nick robi, co mu polecono.
- Misiaczek!" - nabija się Dev, gdy idziemy wąskim korytarzem do biura na tyłach.
- Jesteś zazdrosny mruczy Nick.
36
Devyn parska śmiechem przez nos, w sposób typowy tylko dla nieco przemądrzałych kujonów i nadal ironizuje:
-Jasne, misiaczku. Może wolałbyś, żeby nazwała cię pajacykiem albo żołnierzykiem, albo... Już wiem! Transformersem!
- Przymknij się. - Nick spogląda na mnie i się uśmiecha. Odrywam się od Issie, żeby mogła być bliżej Devy-na, ale też po to,
by otworzyć drzwi do pokoju socjalnego, gdzie przesiadują ratownicy, czekając na wezwanie. Nick mnie jednak uprzedza i
przytrzymuje drzwi nam wszystkim.
- Dzięki - mówię, mijając go i wdychając jego zapach.
- Nie ma za co. - Wolną ręką dotyka lekko mojego karku, od razu przyprawiając mnie o dreszcz. Bardzo miły dreszcz.
Widzi to i od razu pyta:
- W porządku?
- Jasne. - Podnoszę głowę, by na niego zerknąć.
Is i Dev już są w pokoju. Nick bierze mnie za rękę i delikatnie wyciąga z powrotem na korytarz, gdzie jesteśmy sami. Szepcze:
- Musisz mi zaufać, Zaro. Tylko wtedy związek ma sens, rozumiesz? Trzeba mówić sobie wszystko. Pozwolić, by ta druga
osoba wiedziała rzeczy, o których nie wie nikt inny na świecie.
Wstrzymuję oddech.
-Ja po prostu nie chcę... Nie chcę, żebyś się martwił. Przepraszam za tę historię z ojcem.
Nick kładzie mi dłoń na policzku, a jego kciuk gładzi moją skórę powoli, delikatnie, ale i zdecydowanie.
- Wiem. A ja przepraszam, że czasami jestem taki surowy.
Zaciskam mocno usta, on zaś kiwa energicznie głową, jakby chciał stłumić wielkie emocje.
- Dobra, wejdzmy i poprośmy Betty, żeby cię zbadała. Okropne żółte żarówki w pokoju ratowników sprawiają,
że zarówno Betty, jak i drugi ratownik, Mike, wyglądają, jakby mieli żółtaczkę albo inną chorobę wątroby. Mike siedzi na
rozpadającej się brązowej kanapie, oglądając CNN, i bezwiednie skubie skraj taśmy klejącej, która przytrzymuje bok starego
mebla. W telewizji gadają o seksaferach i politykach. Na środku stolika po lewej stronie stoi pudełko z pączkami. A Betty robi to,
co potrafi najlepiej: maszeruje po stacjonarnej bieżni, czytając rozłożonego przed nią Economista". Kiedyś babcia była prezesem
firmy ubezpieczeniowej. Odeszła na emeryturę, zanim przedsiębiorstwo zaczęło osiągać zysk ośmiuset milionów dolarów rocznie.
Co za pech! Gdyby wciąż tam pracowała, pewnie już miałabym nowy samochód i laptop.
- Proszę, Devynie! Ty znowu chodzisz. Co za radość dla moich starych oczu. - Siwe włosy Betty podskakują przy każdym
energicznym kroku, gdy się do nas uśmiecha. - Zostało mi jeszcze trzydzieści sekund do spalenia pięciuset kalorii. Szkoda, że nie
widzicie mojego tętna.
- Równiutkie? - pyta Nick.
- Jak z podręcznika. - Babcia uśmiecha się i przyciska jakiś guzik. Bieżnia zwalnia. Betty poprawia służbową koszulę, wciskając
dokładnie białe rogi w obrzydliwe niebieskie spodnie z jakiegoś sztucznego materiału, które musi nosić. - Wagarujecie?
Próbuję się uśmiechnąć, ale kiepsko mi idzie. Nick staje obok i obejmuje mnie w talii.
- Zara jest trochę smutna 1. Zdecydowanie akcentuje słowo smutna". Betty upija łyk wody i patrzy na nas uważnie.
- Właściwie to bardzo smutna - mówi z naciskiem Issie i spłoszona spogląda na Mike'a.
Babcia zeskakuje z bieżni, kładzie wielkie dłonie na moich ramionach i pochyla się nieco, by spojrzeć mi w oczy.
- Smutna, naprawdę? W depresji?
Pociągam nosem i czuję intensywny zapach babcinego dezodorantu. Może być, ale wydaje mi się trochę zbyt dziecięcy.
- Mike! - Betty podnosi nieco głos.
- No? - Ratownik odwraca lekko głowę, by na nas zerknąć, i macha niedbale.
Dev i Is odwzajemniają pozdrowienie.
- Czy mógłbyś dotrzymać towarzystwa Josie, a ja porozmawiam z wnuczką? - prosi Betty, ale gdy ona prosi", to zawsze
brzmi prawie jak rozkaz. Wiem coś o tym. Dokładnie w ten sam sposób prosi", bym na przykład poskładała pranie. Nie znosi
wtedy sprzeciwu, tylko wydaje polecenie.
- Jasne. I tak potrzebuję kolejnej kawy. - Mike wstaje i się przeciąga. Jest dość wysoki, jak Nick, tyle że bardzo chudy,
przypomina stracha na wróble. Wycelowuje w moją stronę palec, udając, że strzela, i wychodzi, zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko znika, Betty wkracza do akcji.
- Devynie, przynieś mi skrzynkę, stoi koło wieszaka -rozkazuje.
Dev podnosi ratownicze czerwone pudełko, które wygląda jak skrzynka rybacka z przynętą, tylko z jakimiś medycznymi
znakami. Fajnie, że Devyn może nam pomóc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]