[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okazała się jednak zbędna, ponieważ krótko po tym, jak Grace
rozpoczęła klasę maturalną w szkole im. Frances Nightingale,
Harrisona znaleziono w gabinecie na podłodze z krwawiącymi
oczodołami. Karetka zabrała go do szpitala, a tam, gdy był już w
pełni władz umysłowych, wreszcie doszło do narady
zorganizowanej przez Grace i jej przyrodnie siostry. Uczestniczyli
w niej też lekarz Harrisona i Avis, która przyglądała się
wszystkiemu z boku z bolesnym wyrazem twarzy. Ze szpitala
Harrison pojechał do kliniki odwykowej w Westchester. Wszyscy
myśleli, że jest tam bezpiecznie odizolowany, ponieważ nie miał
ani ubrań nadających się do wyjścia na ulicę, ani pieniędzy. Po
trzech tygodniach dotarł jednak pieszo do miasta w szlafroku i
kapciach. Poprosił współczującego aptekarza o wykonanie
telefonu do wypożyczalni samochodów, w której miał otwarty
rachunek, pożyczył od kierowcy pieniądze, za które kupił ćwiartkę
wódki, i kiedy wreszcie znalazł się w fotelu w swoim gabinecie,
był już zalany w trupa.
Grace udało się znalezć wyjście z problemu z balem. Kiedy
po obowiązkowych ukłonach orkiestra zagrała walca dla ojców,
Grace tańczyła ze swoim wujem Walterem. Jego frak wyglądał,
jakby właściciel miał go od czasów studiów w Princeton. Spodnie
były za krótkie, a kamizelka i marynarka ledwie się dopinały. Wuj
Walter tańczył jednak znakomicie, a fakt, że przyjechał na tę
okazję aż z Cleveland, stanowił miły gest.
Harrison miał przyjść, żeby popatrzeć na wielki moment z
balkonu. Miałam siedzieć przy nim, ale nie udało mu się wyjść
poza próg gabinetu. Catherine i Hilary próbowały jeszcze
kilkakrotnie namówić go na leczenie. Grace była zniechęcona, a
wszyscy inni go porzucili. Trafiał jeszcze nieraz do szpitala, ale
kiedy tylko wracał do domu, zaczynał pić od nowa. Aż wczesnego
ranka w pewien kwietniowy poniedziałek, kiedy Grace miała
dziewiętnaście lat, Harrisona znaleziono martwego na fotelu.
Grace akurat przyjechała z college u na weekend. Avis nie
wezwała nikogo, póki jej córka nie wsiadła w pociąg powrotny do
szkoły. Jak mi wytłumaczyła, uważała, że Grace nie powinna
oglądać tego widoku. Nikt nie powiedział Grace, że jej ojciec
zmarł, aż do chwili, kiedy skończyła zajęcia tego popołudnia.
Prawdopodobnie możecie sobie wyobrazić, jak się czuła.
Grace musiała mieć ze trzy lata, kiedy w jakimś napadzie
niekontrolowanego optymizmu zaprosiłam Dinę i Avis na wspólny
lunch. Był to akurat sezon aukcyjny, a Avis była owego dnia
wyjątkowo zajęta jak się dopiero potem dowiedziałam ale z
wdziękiem przyjęła zaproszenie, zdając sobie sprawę, że w choć
małym stopniu chciałam się odwdzięczyć za jej hojność względem
mnie. Opowiadałam Avis o Dinie, wyglądało jednak na to, że
praktycznie jej nie pamięta. W szkole starsze dziewczęta rzadko
zapamiętywały młodsze koleżanki, chyba że przypadkiem
nawiązała się między nimi silniejsza więz. Pochlebiało mi, że Avis
zapamiętała mnie, a nie Dinę, która była taką żywiołową postacią.
Mówiłam sobie, że teraz wszystkie mieszkamy w Nowym Jorku,
że zarówno Dina, jak i Avis odniosły każda na swój sposób sukces,
a do tego łączy nas doświadczenie szkoły z internatem, która
wydawała się z każdym rokiem coraz bardziej anachroniczną
instytucją. Dina mawiała, że wrażenie było takie, jakbyśmy poszły
pewnego wieczoru spać w świecie Edith Wharton[6], a rankiem
obudziły się na Woodstock. To na pewno stanowiło wspólny temat.
Co mogło pójść zle?
Dina i ja siedziałyśmy już przy stoliku, kiedy zdyszana Avis
wpadła do restauracyjki w pobliżu Beekman Place, którą
wybrałam na nasze spotkanie. Zauważyłam z lekkim drżeniem
serca, że miała na sobie składaną nieprzemakalną czapeczkę, jaką
moja babcia trzymała w każdej torebce i kieszeni płaszcza
przeciwdeszczowego. Strój typowy dla staruszki z białej klasy
średniej nie mógł ujść uwagi Diny i na pewno nie został przez nią
pozytywnie oceniony. Avis pomachała do nas przepraszająco,
patrząc, jak popijamy z dużych kieliszków piękne słomkowożółte
wino. Miałyśmy nadzieję na nieśpieszne, swobodne pogaduszki.
Zciągnęła mokry płaszcz i kalosze, które oddała szatniarce.
Tak mi przykro przepraszała, kiedy dotarła do stolika.
Pocałowała mnie i uścisnęła dłoń podaną jej przez Dinę. Trafił
mi się jeden z tych telefonów, kiedy mówisz: Naprawdę muszę
już iść , a twój rozmówca odpowiada: Jeszcze tylko jedna mała
sprawa i gada do ciebie przez kolejne dwadzieścia minut. A
potem oczywiście nie było taksówek.
Dopiero co przyszłyśmy uspokoiłam ją.
Miło cię widzieć, Dino. Kopę lat.
Ciebie też miło widzieć odparła Dina.
Kieliszek wina dla pani? kelner spytał łokieć Avis.
Tylko woda. Bardzo dziękuję.
%7łałowałam, że nie zamówiła wina. Nastąpił moment ciszy, w
którym uciekałam przed wzrokiem Diny. Zaczęłam sobie
przypominać, co wiem o tych dwóch kobietach. O ironicznej
naturze Diny i o rezerwie Avis. Znajomość tylko tych dwóch cech
powinna pozwolić mi przewidzieć zawczasu, że lunch może nie
pójść zgodnie z moim planem.
A więc handlujesz sztuką zagaiła Dina.
Tak. Pracowałam w Sotheby s, albo Southby s, jak często
słyszę. Galeria Parke Bern-EJ. Poprawna nazwa to Bernet, i
wymawia się ją tak, jak się pisze, z krótkim e i twardym t .
Avis próbowała być dowcipna, ale Dina nie podchwyciła jej tonu.
Teraz pracuję w Gordon Hall Gallery.
I jak?
Zorientowałam się, że Dina przeszła w tryb prasowy, w jakim
przeprowadza wywiady. Prowadzi konwersację jak gdyby nigdy
nic, ale zachowuje pełną kontrolę nad rozmową.
Dużo pracy.
Ale jest fajnie?
Avis przez chwilę wyglądała, jakby nigdy wcześniej nie
zastanawiała się, czy jej praca jest fajna. Dinę zmęczyło czekanie.
W ostatniej klasie chodziłaś na indywidualne lekcje do pani
Maffet przypomniała.
Avis milczała chwilę zaskoczona i przyznała:
Tak. Studiowałyśmy hiszpańskich malarzy. Skąd, u diaska,
o tym wiesz?
Mówiłaś mi.
Naprawdę?
Tak. Powiedziałaś mi, że kiedy poszłaś do Prado i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
okazała się jednak zbędna, ponieważ krótko po tym, jak Grace
rozpoczęła klasę maturalną w szkole im. Frances Nightingale,
Harrisona znaleziono w gabinecie na podłodze z krwawiącymi
oczodołami. Karetka zabrała go do szpitala, a tam, gdy był już w
pełni władz umysłowych, wreszcie doszło do narady
zorganizowanej przez Grace i jej przyrodnie siostry. Uczestniczyli
w niej też lekarz Harrisona i Avis, która przyglądała się
wszystkiemu z boku z bolesnym wyrazem twarzy. Ze szpitala
Harrison pojechał do kliniki odwykowej w Westchester. Wszyscy
myśleli, że jest tam bezpiecznie odizolowany, ponieważ nie miał
ani ubrań nadających się do wyjścia na ulicę, ani pieniędzy. Po
trzech tygodniach dotarł jednak pieszo do miasta w szlafroku i
kapciach. Poprosił współczującego aptekarza o wykonanie
telefonu do wypożyczalni samochodów, w której miał otwarty
rachunek, pożyczył od kierowcy pieniądze, za które kupił ćwiartkę
wódki, i kiedy wreszcie znalazł się w fotelu w swoim gabinecie,
był już zalany w trupa.
Grace udało się znalezć wyjście z problemu z balem. Kiedy
po obowiązkowych ukłonach orkiestra zagrała walca dla ojców,
Grace tańczyła ze swoim wujem Walterem. Jego frak wyglądał,
jakby właściciel miał go od czasów studiów w Princeton. Spodnie
były za krótkie, a kamizelka i marynarka ledwie się dopinały. Wuj
Walter tańczył jednak znakomicie, a fakt, że przyjechał na tę
okazję aż z Cleveland, stanowił miły gest.
Harrison miał przyjść, żeby popatrzeć na wielki moment z
balkonu. Miałam siedzieć przy nim, ale nie udało mu się wyjść
poza próg gabinetu. Catherine i Hilary próbowały jeszcze
kilkakrotnie namówić go na leczenie. Grace była zniechęcona, a
wszyscy inni go porzucili. Trafiał jeszcze nieraz do szpitala, ale
kiedy tylko wracał do domu, zaczynał pić od nowa. Aż wczesnego
ranka w pewien kwietniowy poniedziałek, kiedy Grace miała
dziewiętnaście lat, Harrisona znaleziono martwego na fotelu.
Grace akurat przyjechała z college u na weekend. Avis nie
wezwała nikogo, póki jej córka nie wsiadła w pociąg powrotny do
szkoły. Jak mi wytłumaczyła, uważała, że Grace nie powinna
oglądać tego widoku. Nikt nie powiedział Grace, że jej ojciec
zmarł, aż do chwili, kiedy skończyła zajęcia tego popołudnia.
Prawdopodobnie możecie sobie wyobrazić, jak się czuła.
Grace musiała mieć ze trzy lata, kiedy w jakimś napadzie
niekontrolowanego optymizmu zaprosiłam Dinę i Avis na wspólny
lunch. Był to akurat sezon aukcyjny, a Avis była owego dnia
wyjątkowo zajęta jak się dopiero potem dowiedziałam ale z
wdziękiem przyjęła zaproszenie, zdając sobie sprawę, że w choć
małym stopniu chciałam się odwdzięczyć za jej hojność względem
mnie. Opowiadałam Avis o Dinie, wyglądało jednak na to, że
praktycznie jej nie pamięta. W szkole starsze dziewczęta rzadko
zapamiętywały młodsze koleżanki, chyba że przypadkiem
nawiązała się między nimi silniejsza więz. Pochlebiało mi, że Avis
zapamiętała mnie, a nie Dinę, która była taką żywiołową postacią.
Mówiłam sobie, że teraz wszystkie mieszkamy w Nowym Jorku,
że zarówno Dina, jak i Avis odniosły każda na swój sposób sukces,
a do tego łączy nas doświadczenie szkoły z internatem, która
wydawała się z każdym rokiem coraz bardziej anachroniczną
instytucją. Dina mawiała, że wrażenie było takie, jakbyśmy poszły
pewnego wieczoru spać w świecie Edith Wharton[6], a rankiem
obudziły się na Woodstock. To na pewno stanowiło wspólny temat.
Co mogło pójść zle?
Dina i ja siedziałyśmy już przy stoliku, kiedy zdyszana Avis
wpadła do restauracyjki w pobliżu Beekman Place, którą
wybrałam na nasze spotkanie. Zauważyłam z lekkim drżeniem
serca, że miała na sobie składaną nieprzemakalną czapeczkę, jaką
moja babcia trzymała w każdej torebce i kieszeni płaszcza
przeciwdeszczowego. Strój typowy dla staruszki z białej klasy
średniej nie mógł ujść uwagi Diny i na pewno nie został przez nią
pozytywnie oceniony. Avis pomachała do nas przepraszająco,
patrząc, jak popijamy z dużych kieliszków piękne słomkowożółte
wino. Miałyśmy nadzieję na nieśpieszne, swobodne pogaduszki.
Zciągnęła mokry płaszcz i kalosze, które oddała szatniarce.
Tak mi przykro przepraszała, kiedy dotarła do stolika.
Pocałowała mnie i uścisnęła dłoń podaną jej przez Dinę. Trafił
mi się jeden z tych telefonów, kiedy mówisz: Naprawdę muszę
już iść , a twój rozmówca odpowiada: Jeszcze tylko jedna mała
sprawa i gada do ciebie przez kolejne dwadzieścia minut. A
potem oczywiście nie było taksówek.
Dopiero co przyszłyśmy uspokoiłam ją.
Miło cię widzieć, Dino. Kopę lat.
Ciebie też miło widzieć odparła Dina.
Kieliszek wina dla pani? kelner spytał łokieć Avis.
Tylko woda. Bardzo dziękuję.
%7łałowałam, że nie zamówiła wina. Nastąpił moment ciszy, w
którym uciekałam przed wzrokiem Diny. Zaczęłam sobie
przypominać, co wiem o tych dwóch kobietach. O ironicznej
naturze Diny i o rezerwie Avis. Znajomość tylko tych dwóch cech
powinna pozwolić mi przewidzieć zawczasu, że lunch może nie
pójść zgodnie z moim planem.
A więc handlujesz sztuką zagaiła Dina.
Tak. Pracowałam w Sotheby s, albo Southby s, jak często
słyszę. Galeria Parke Bern-EJ. Poprawna nazwa to Bernet, i
wymawia się ją tak, jak się pisze, z krótkim e i twardym t .
Avis próbowała być dowcipna, ale Dina nie podchwyciła jej tonu.
Teraz pracuję w Gordon Hall Gallery.
I jak?
Zorientowałam się, że Dina przeszła w tryb prasowy, w jakim
przeprowadza wywiady. Prowadzi konwersację jak gdyby nigdy
nic, ale zachowuje pełną kontrolę nad rozmową.
Dużo pracy.
Ale jest fajnie?
Avis przez chwilę wyglądała, jakby nigdy wcześniej nie
zastanawiała się, czy jej praca jest fajna. Dinę zmęczyło czekanie.
W ostatniej klasie chodziłaś na indywidualne lekcje do pani
Maffet przypomniała.
Avis milczała chwilę zaskoczona i przyznała:
Tak. Studiowałyśmy hiszpańskich malarzy. Skąd, u diaska,
o tym wiesz?
Mówiłaś mi.
Naprawdę?
Tak. Powiedziałaś mi, że kiedy poszłaś do Prado i [ Pobierz całość w formacie PDF ]