[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doznawali. Spróbowała ponownie, delikatnie gryząc
jego dolną wargę. Gdzieś między jednym oddechem
a drugim Lauren poczuła, że Anton się wycofał, przestał
odwzajemniać jej pieszczoty. Wstała, unosząc biodra
tak, aby go oswobodzić. Z trudem opanowała żal, kiedy
się wydostał. Nie takiego zakończenia się spodziewała.
Anton poprawił ubranie i wsunął wciąż twardego
penisa w szorty. Potem otworzył drzwi po stronie
pasażera i wyszedł z samochodu. Lauren miała znacz-
nie więcej do poprawiania, lecz udało się jej zakończyć,
zanim Anton obszedł samochód i wsunął się na miejsce
kierowcy.
Obrócił kluczyk w stacyjce, zapatrzył się przed
siebie i spytał:
Cały czas bierzesz pigułki, prawda?
Trochę pózno jak na taką refleksję, prawda?
Biorę. Nie martw się. Nie grozi ci zostanie ojcem.
To dobrze.
Jego słowa sprawiły, że poczuła bolesne ukłucie
w brzuchu. Miała ochotę zwinąć się w kłębek i zwy-
miotować.
Wrzucił jedynkę, puścił sprzęgło i jeep ruszył w kie-
runku głównej drogi. Anton nie miał nic do dodania.
W milczeniu jechał do Belize City, a wnętrze samo-
chodu pachniało seksem.
Lauren wyglądała przez uchylone okno, a gwałtow-
nie spadające krople deszczu przyjemnie chłodziły jej
twarz. Aatwiej było wdychać świeże powietrze niż
zapach niespełnienia. Zacinający deszcz na jej policz-
kach okazał się łagodniejszy od bólu przenikającego jej
brzuch.
Chętniej wpatrywała się w dżunglę po bokach drogi
niż w mężczyznę u swojego boku. On już nie miał dla
niej serca.
No dobrze, mam pytanie.
Następnego popołudnia po deszczowym spotkaniu
z Rayem Sydney dochodziła do siebie na tarasie na
dachu willi. Odwróciła wzrok od siedzącej obok Kinsey
i spojrzała na Poe, relaksującą się na cedrowym leżaku,
a następnie na Lauren, która wcale nie wyglądała na
odprężoną.
Z ustawionych na tarasie głośników dobiegała mu-
zyka reggae w wykonaniu miejscowego zespołu. Osło-
nięty parasolem stół stał blisko czterech pań i uginał się
pod ciężarem ananasów, fig, mango, śliwek i man-
darynek, zakupionych przez Auralie.
Mężczyzni poszli na ryby, a kobiety przez całe
popołudnie żartowały o konieczności utrzymania ciep-
ła w jaskini, kiedy jaskiniowcy usiłują upolować coś na
kolację.
Wszystkie umierały już z głodu i zaciśniętymi
kciukami czekały na świeżą rybę, którą Auralie zobowią-
zała się upiec z bananami i limonkami, a także niezwykle
pikantnym pilawem. Tymczasem musiały się zadowolić
owocami, na życzenie Lauren maczanymi w rumie.
Kinsey wyciągnęła nogi i poruszyła palcami u stóp,
kiedy sięgała po figę.
Zadasz nam w końcu swoje pytanie, czy mamy
udzielać ci przypadkowych odpowiedzi? Zerknęła
z boku na koleżankę.
Sydney żałowała, że wszystkie trzy nie stoją przed
nią. Miała ochotę ustawić je w szeregu, jedną obok
drugiej, aby widzieć ich twarze, kiedy zrzuci bombę.
Póki co jednak dokończyła ananasa i oblizała palce
do czysta. Zanim zaczęła mówić, spojrzała w oczy
wszystkim przyjaciółkom po kolei.
Czy jest wśród nas osoba, która nie uprawiała
seksu?
Zapadła chwila ciszy. A potem...
Chodzi ci o całe życie? zainteresowała się
Kinsey, niewinnie krojąc figę. Czy też o nasz pobyt
na wyspie?
Sprytne pytanie.
Chodzi mi o pobyt na wyspie, chytrusie.
Lauren się zachmurzyła, rezygnując z owocu, któ-
rym zamierzała się poczęstować, i nalewając sobie
kolejną porcję rumu z colą.
A skąd to wścibskie pytanie?
No proszę, druga chytruska.
Jak to skąd? Z tego samego miejsca, z którego
zadaje się wszystkie inne pytania.
Musisz wyrażać się jaśniej oznajmiła Poe.
Dwie chytruski i jedna cwaniaczka.
Jak mogłabym wyrażać się jaśniej?
Co uważasz za seks? dopytywała się Poe,
umyślnie wpatrując się w zęby widelca trzymanego
w dłoni. Czy konkretnie chodzi ci o stosunek?
A może masz na myśli każde zbliżenie cielesne? Dajmy
na to pocałunek. Albo uszczypnięcie twardego męs-
kiego tyłka. Skierowała widelec w stronę Sydney.
A właściwie dlaczego chcesz to wiedzieć?
Jeśli chodzi o to, co uważam za seks... Sydney
uniosła brew i zmrużyła oko. Powinna była się domyś-
lić, że nie pójdzie łatwo, zwłaszcza że wszystkie jej
przyjaciółki były wyraznie podenerwowane. Głosuję
za każdym zbliżeniem cielesnym. Musiała tak powie-
dzieć. To, co zrobiła z Rayem w pagodzie, z pewnością
należało uznać za seks. I to jaki! Co do pytania,
dlaczego... Wiem, że jedna z was uprawiała seks, bo ją
słyszałam. Do szału mnie doprowadza świadomość, że
nie mogę odkryć, o którą chodzi. Rzecz w tym, że nie
znam waszych... chichotów o charakterze intymnym.
Poe nadziała kawałek mandarynki na widelec i zato-
piła spojrzenie w Sydney.
A zatem nigdy nie poznałaś żadnej z nas w sensie
biblijnym.
Kiedy Poe wsuwała mandarynkę do ust, Lauren
sapnęła. Potem zachichotała Kinsey. Poe próbowała, ale
wydała z siebie tylko gardłowy śmiech.
Sydney pokręciła głową.
Jesteście żałosne. A wasze odgłosy nawet nie
przypominają tych, które słyszałam. Lepiej sobie po-
ćwiczcie w samotności, tylko postarajcie się zachowy-
wać poważnie. A ty nie dąsaj się tak zwróciła się do
Lauren. Postarajcie się wyobrazić siebie w szponach
dzikiej, hedonistycznej namiętności. Może wtedy coś
rozpoznam.
Wszystkie cztery kobiety wybuchnęły śmiechem,
słysząc swoje dziwaczne dzwięki.
Może usłyszałaś chichot faceta. Brałaś to pod
uwagę?
Sydney znieruchomiała, rozważając sugestię Kin-
sey. Zastanowiła się też, jakiego rodzaju dzwięki
wydaje Ray. Właściwie rzadko mu się to zdarzało,
szczytował w ciszy. Zupełnie jakby nie chciał okazać
słabości. Zmarszczyła brwi i zaczęła się zastanawiać,
dlaczego nigdy dotąd sobie tego nie uświadamiała.
Poza tym zaciekawiło ją, co w nim mogło być słabego.
No i co, Sydney? zaczepiła ją Poe.
Sydney zamrugała oczami.
Nie, to nie facet. Faceci nie chichoczą.
To niezupełnie prawda zaprotestowała Kinsey.
Kiedyś znałam chichoczącego faceta. Nie był to
głupkowato dziewczęcy chichot, przypominał raczej
śmiech, jaki towarzyszy łaskotkom. Wzruszyła ra-
mionami. Myślę, że niektórzy faceci po prostu tak się
zachowują. To może być nadwrażliwość na dotyk.
Skoro już o tym mowa, kilka lat temu spotykałam
się z takim facetem. Poe zdążyła już nadziać na
widelec kawałek ananasa, mango i śliwki. Uwielbiał
seks oralny, ale nigdy nie udawało mu się dojść w moich
ustach. Twierdził, że mam nieznośnie cudowny język.
Podobno odczuwał niemal bolesną przyjemność.
Nieznośnie cudowny? Litości jęknęła Lauren.
Dla facetów każda forma seksu jest nieznośnie
cudowna. Poza tym wydaje mi się, że nie mogliby się
kochać, nie szczytując. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
doznawali. Spróbowała ponownie, delikatnie gryząc
jego dolną wargę. Gdzieś między jednym oddechem
a drugim Lauren poczuła, że Anton się wycofał, przestał
odwzajemniać jej pieszczoty. Wstała, unosząc biodra
tak, aby go oswobodzić. Z trudem opanowała żal, kiedy
się wydostał. Nie takiego zakończenia się spodziewała.
Anton poprawił ubranie i wsunął wciąż twardego
penisa w szorty. Potem otworzył drzwi po stronie
pasażera i wyszedł z samochodu. Lauren miała znacz-
nie więcej do poprawiania, lecz udało się jej zakończyć,
zanim Anton obszedł samochód i wsunął się na miejsce
kierowcy.
Obrócił kluczyk w stacyjce, zapatrzył się przed
siebie i spytał:
Cały czas bierzesz pigułki, prawda?
Trochę pózno jak na taką refleksję, prawda?
Biorę. Nie martw się. Nie grozi ci zostanie ojcem.
To dobrze.
Jego słowa sprawiły, że poczuła bolesne ukłucie
w brzuchu. Miała ochotę zwinąć się w kłębek i zwy-
miotować.
Wrzucił jedynkę, puścił sprzęgło i jeep ruszył w kie-
runku głównej drogi. Anton nie miał nic do dodania.
W milczeniu jechał do Belize City, a wnętrze samo-
chodu pachniało seksem.
Lauren wyglądała przez uchylone okno, a gwałtow-
nie spadające krople deszczu przyjemnie chłodziły jej
twarz. Aatwiej było wdychać świeże powietrze niż
zapach niespełnienia. Zacinający deszcz na jej policz-
kach okazał się łagodniejszy od bólu przenikającego jej
brzuch.
Chętniej wpatrywała się w dżunglę po bokach drogi
niż w mężczyznę u swojego boku. On już nie miał dla
niej serca.
No dobrze, mam pytanie.
Następnego popołudnia po deszczowym spotkaniu
z Rayem Sydney dochodziła do siebie na tarasie na
dachu willi. Odwróciła wzrok od siedzącej obok Kinsey
i spojrzała na Poe, relaksującą się na cedrowym leżaku,
a następnie na Lauren, która wcale nie wyglądała na
odprężoną.
Z ustawionych na tarasie głośników dobiegała mu-
zyka reggae w wykonaniu miejscowego zespołu. Osło-
nięty parasolem stół stał blisko czterech pań i uginał się
pod ciężarem ananasów, fig, mango, śliwek i man-
darynek, zakupionych przez Auralie.
Mężczyzni poszli na ryby, a kobiety przez całe
popołudnie żartowały o konieczności utrzymania ciep-
ła w jaskini, kiedy jaskiniowcy usiłują upolować coś na
kolację.
Wszystkie umierały już z głodu i zaciśniętymi
kciukami czekały na świeżą rybę, którą Auralie zobowią-
zała się upiec z bananami i limonkami, a także niezwykle
pikantnym pilawem. Tymczasem musiały się zadowolić
owocami, na życzenie Lauren maczanymi w rumie.
Kinsey wyciągnęła nogi i poruszyła palcami u stóp,
kiedy sięgała po figę.
Zadasz nam w końcu swoje pytanie, czy mamy
udzielać ci przypadkowych odpowiedzi? Zerknęła
z boku na koleżankę.
Sydney żałowała, że wszystkie trzy nie stoją przed
nią. Miała ochotę ustawić je w szeregu, jedną obok
drugiej, aby widzieć ich twarze, kiedy zrzuci bombę.
Póki co jednak dokończyła ananasa i oblizała palce
do czysta. Zanim zaczęła mówić, spojrzała w oczy
wszystkim przyjaciółkom po kolei.
Czy jest wśród nas osoba, która nie uprawiała
seksu?
Zapadła chwila ciszy. A potem...
Chodzi ci o całe życie? zainteresowała się
Kinsey, niewinnie krojąc figę. Czy też o nasz pobyt
na wyspie?
Sprytne pytanie.
Chodzi mi o pobyt na wyspie, chytrusie.
Lauren się zachmurzyła, rezygnując z owocu, któ-
rym zamierzała się poczęstować, i nalewając sobie
kolejną porcję rumu z colą.
A skąd to wścibskie pytanie?
No proszę, druga chytruska.
Jak to skąd? Z tego samego miejsca, z którego
zadaje się wszystkie inne pytania.
Musisz wyrażać się jaśniej oznajmiła Poe.
Dwie chytruski i jedna cwaniaczka.
Jak mogłabym wyrażać się jaśniej?
Co uważasz za seks? dopytywała się Poe,
umyślnie wpatrując się w zęby widelca trzymanego
w dłoni. Czy konkretnie chodzi ci o stosunek?
A może masz na myśli każde zbliżenie cielesne? Dajmy
na to pocałunek. Albo uszczypnięcie twardego męs-
kiego tyłka. Skierowała widelec w stronę Sydney.
A właściwie dlaczego chcesz to wiedzieć?
Jeśli chodzi o to, co uważam za seks... Sydney
uniosła brew i zmrużyła oko. Powinna była się domyś-
lić, że nie pójdzie łatwo, zwłaszcza że wszystkie jej
przyjaciółki były wyraznie podenerwowane. Głosuję
za każdym zbliżeniem cielesnym. Musiała tak powie-
dzieć. To, co zrobiła z Rayem w pagodzie, z pewnością
należało uznać za seks. I to jaki! Co do pytania,
dlaczego... Wiem, że jedna z was uprawiała seks, bo ją
słyszałam. Do szału mnie doprowadza świadomość, że
nie mogę odkryć, o którą chodzi. Rzecz w tym, że nie
znam waszych... chichotów o charakterze intymnym.
Poe nadziała kawałek mandarynki na widelec i zato-
piła spojrzenie w Sydney.
A zatem nigdy nie poznałaś żadnej z nas w sensie
biblijnym.
Kiedy Poe wsuwała mandarynkę do ust, Lauren
sapnęła. Potem zachichotała Kinsey. Poe próbowała, ale
wydała z siebie tylko gardłowy śmiech.
Sydney pokręciła głową.
Jesteście żałosne. A wasze odgłosy nawet nie
przypominają tych, które słyszałam. Lepiej sobie po-
ćwiczcie w samotności, tylko postarajcie się zachowy-
wać poważnie. A ty nie dąsaj się tak zwróciła się do
Lauren. Postarajcie się wyobrazić siebie w szponach
dzikiej, hedonistycznej namiętności. Może wtedy coś
rozpoznam.
Wszystkie cztery kobiety wybuchnęły śmiechem,
słysząc swoje dziwaczne dzwięki.
Może usłyszałaś chichot faceta. Brałaś to pod
uwagę?
Sydney znieruchomiała, rozważając sugestię Kin-
sey. Zastanowiła się też, jakiego rodzaju dzwięki
wydaje Ray. Właściwie rzadko mu się to zdarzało,
szczytował w ciszy. Zupełnie jakby nie chciał okazać
słabości. Zmarszczyła brwi i zaczęła się zastanawiać,
dlaczego nigdy dotąd sobie tego nie uświadamiała.
Poza tym zaciekawiło ją, co w nim mogło być słabego.
No i co, Sydney? zaczepiła ją Poe.
Sydney zamrugała oczami.
Nie, to nie facet. Faceci nie chichoczą.
To niezupełnie prawda zaprotestowała Kinsey.
Kiedyś znałam chichoczącego faceta. Nie był to
głupkowato dziewczęcy chichot, przypominał raczej
śmiech, jaki towarzyszy łaskotkom. Wzruszyła ra-
mionami. Myślę, że niektórzy faceci po prostu tak się
zachowują. To może być nadwrażliwość na dotyk.
Skoro już o tym mowa, kilka lat temu spotykałam
się z takim facetem. Poe zdążyła już nadziać na
widelec kawałek ananasa, mango i śliwki. Uwielbiał
seks oralny, ale nigdy nie udawało mu się dojść w moich
ustach. Twierdził, że mam nieznośnie cudowny język.
Podobno odczuwał niemal bolesną przyjemność.
Nieznośnie cudowny? Litości jęknęła Lauren.
Dla facetów każda forma seksu jest nieznośnie
cudowna. Poza tym wydaje mi się, że nie mogliby się
kochać, nie szczytując. [ Pobierz całość w formacie PDF ]