[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dobroduszne narzekania starszego mężczyzny uświadomiły jej, dlaczego ma
słabość do małych miasteczek - a do tego miasteczka w szczególności. Ludzie nie po-
trzebują wiele, doceniają to, co mają. Akceptują życie takim, jakie jest. Pewnie dlatego, że
żyją w tak trudnych
warunkach. Nie, to nie brak ambicji. To radość z prostych i zwykłych rzeczy.
Pożegnała Allana i zwróciła się do Kena:
- Zabierz go do kuchni. Ja tu posprzątam.
90
S
R
Nie, nie miała zamiaru się ukrywać. Po prostu szukała spokojnego miejsca, by
przemyśleć kilka spraw. A właściwie cóż to za sprawy? Jakieś dreszcze wstrząsające jej
ciałem i uczucia, których nie rozumie...
- To jest jak niegrozna infekcja. Minie - powiedziała głośno, mając nadzieję, że jej
słowa się spełnią.
- Teraz ty mówisz do siebie... - Z zadumy wyrwał ją dobrze znany głos, a
niespodziewany dreszcz zadał kłam jej poprzedniemu zapewnieniu.
Jedno spojrzenie powiedziało jej, że Harry nie przyszedł tu bez powodu.
- Jakiś problem? - Odruchowo zbliżyła się do niego, ale zatrzymała w bezpiecznej
odległości.
- Nie - zapewnił pospiesznie. - Woda przybiera szybciej, niż się spodziewaliśmy.
Będziemy bardzo zajęci przez dzień, może dwa. Ja...
Przyszedłem, żeby powiedzieć ci do widzenia...
- Pomyślałem, że dam ci znać - dokończył, gasząc tym samym iskierkę nadziei,
którą jego widok rozniecił w jej sercu.
- Powodzenia - odrzekła sucho, decydując się na grę pod tytułem: Zostańmy
dobrymi znajomymi". - Nawet jeżeli nikt nie zasypuje cię podziękowaniami, mam na-
dzieję, że wiesz, jak bardzo jesteśmy wdzięczni za to, co robicie.
Jego ciepły uśmiech ogrzał ją niczym słońce.
- Dlaczego mi dziękujesz? - zapytał, kłaniając się zabawnie. - Przecież wiem, jak
trudno ci przychodzą takie słowa.
- Och, zostaw mnie! Idz walczyć z powodzią! - wykrzyknęła ze złością. - Jesteś
najbardziej prowokującym człowiekiem, jakiego znam. Staram się być miła, a ty co
robisz? Kpisz ze mnie! Jesteśmy ci wdzięczni, ja także, ale jeżeli nie chcesz podziękowań,
to w porządku.
Harry wydawał się zaskoczony jej nagłym wybuchem.
- No cóż... - mruknął, po czym zapadła cisza.
Nieodparta chęć przytulenia się do niego powróciła, jednak Kirsten wiedziała, że
bliskość Harry'ego może być dla niej niebezpieczna.
- Będziemy w kontakcie - powiedział sucho. Znów był chłodny i rzeczowy.
- Powodzenia - odrzekła z bijącym niespokojnie sercem. - Uważaj na siebie.
91
S
R
Harry skinął głową i rzucił na odchodnym:
- Ty też uważaj na siebie. Trzymaj się z daleka od wody, i żadnych bohaterskich
wyczynów! Słyszysz?
Kirsten zasalutowała do jego oddalających się pleców. Uśmiechnęła się w pustym
już teraz pokoju, nie mogąc ukryć radości, jaką wywołały jego słowa.
ROZDZIAA JEDENASTY
Następne trzy dni były istnym piekłem dla ludzi zatrudnionych przy ochronie
miasta. Za to w szpitalu czas płynął wolno. By go wypełnić, Kirsten i Bella zajęły się
pieczeniem ciastek do popołudniowej herbaty dla pracujących mężczyzn. Kuchnia
wojskowa zapewniała im główne posiłki.
- Dzisiaj mają gulasz - poinformowała któregoś popołudnia Peggy. - Jak oni mogą
aż tyle zjeść?
Kirsten udawała zainteresowanie, ale jeżeli nie słyszała ani słowa o Harrym,
wiadomości stawały się nieciekawe. Co właściwie znaczy jeszcze jedna powódz?
Widywała się z Harrym w przelocie. Od czasu do czasu mijali się na schodach, gdy
wpadał się przebrać. W najbardziej dramatycznym okresie pełnił całodobowy dyżur.
Paul Gamble wreszcie odleciał, zabierając ze sobą Bretta Woulfe'a.
Tego dnia Murrawarra przeżywała istny najazd reporterów. Ich helikoptery
kołowały nad wodą jak stado irytujących olbrzymich komarów.
- Starłam się z nimi pierwszego dnia - żaliła się Kirsten Kenowi, kiedy dwa kolejne
helikoptery wylądowały w ciągu pół godziny tak blisko klasztoru, że mury zatrzęsły się od
hałasu. - Myślałam, że zdołam ich zainteresować trudną sytuacją szpitala, ale oni chcą
tylko widoku zdechłych krów, powalonych budynków i zrujnowanego miasta. To
wszystko jest takie przytłaczające.
- Ludzie już tacy są, że skupiają się na nieszczęściach, a nie na triumfach -
przypomniał Ken. - Wystarczy obejrzeć wieczorne wiadomości. Wydaje się, że wszyscy
delektują się obrazami śmierci i zniszczenia.
- Ja im pokażę śmierć i zniszczenie! - wycedziła Kirsten, kiedy ciszę przerwał
turkoczący dzwięk szykującego się do odlotu helikoptera. - I skończę te gierki!
92
S
R
Wybiegła na zewnątrz. Młody kamerzysta zmierzał właśnie w kierunku czekającego
śmigłowca.
- Ej, ty! - zawołała, usiłując przekrzyczeć warkot silnika.
- Zaczekaj! - Zawołany zatrzymał się na chwilę wystarczająco długą, by zdążyła się
do niego zbliżyć. - Chciałabym, z panem porozmawiać.
Mężczyzna wskazał na helikopter i z pewnością by odszedł, gdyby nie chwyciła go
za ramię.
- To jest szpital. Mam pacjentów i nie życzę sobie, żebyście tutaj lądowali, kiedy
tylko wam się podoba. Niech pan powie to pozostałym.
- Równie dobrze mogę powiedzieć, żeby woda przestała przybierać - odparł
drwiąco. - Nic ciekawego się nie dzieje, więc trzeba wykorzystać powódz. A wojskowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Dobroduszne narzekania starszego mężczyzny uświadomiły jej, dlaczego ma
słabość do małych miasteczek - a do tego miasteczka w szczególności. Ludzie nie po-
trzebują wiele, doceniają to, co mają. Akceptują życie takim, jakie jest. Pewnie dlatego, że
żyją w tak trudnych
warunkach. Nie, to nie brak ambicji. To radość z prostych i zwykłych rzeczy.
Pożegnała Allana i zwróciła się do Kena:
- Zabierz go do kuchni. Ja tu posprzątam.
90
S
R
Nie, nie miała zamiaru się ukrywać. Po prostu szukała spokojnego miejsca, by
przemyśleć kilka spraw. A właściwie cóż to za sprawy? Jakieś dreszcze wstrząsające jej
ciałem i uczucia, których nie rozumie...
- To jest jak niegrozna infekcja. Minie - powiedziała głośno, mając nadzieję, że jej
słowa się spełnią.
- Teraz ty mówisz do siebie... - Z zadumy wyrwał ją dobrze znany głos, a
niespodziewany dreszcz zadał kłam jej poprzedniemu zapewnieniu.
Jedno spojrzenie powiedziało jej, że Harry nie przyszedł tu bez powodu.
- Jakiś problem? - Odruchowo zbliżyła się do niego, ale zatrzymała w bezpiecznej
odległości.
- Nie - zapewnił pospiesznie. - Woda przybiera szybciej, niż się spodziewaliśmy.
Będziemy bardzo zajęci przez dzień, może dwa. Ja...
Przyszedłem, żeby powiedzieć ci do widzenia...
- Pomyślałem, że dam ci znać - dokończył, gasząc tym samym iskierkę nadziei,
którą jego widok rozniecił w jej sercu.
- Powodzenia - odrzekła sucho, decydując się na grę pod tytułem: Zostańmy
dobrymi znajomymi". - Nawet jeżeli nikt nie zasypuje cię podziękowaniami, mam na-
dzieję, że wiesz, jak bardzo jesteśmy wdzięczni za to, co robicie.
Jego ciepły uśmiech ogrzał ją niczym słońce.
- Dlaczego mi dziękujesz? - zapytał, kłaniając się zabawnie. - Przecież wiem, jak
trudno ci przychodzą takie słowa.
- Och, zostaw mnie! Idz walczyć z powodzią! - wykrzyknęła ze złością. - Jesteś
najbardziej prowokującym człowiekiem, jakiego znam. Staram się być miła, a ty co
robisz? Kpisz ze mnie! Jesteśmy ci wdzięczni, ja także, ale jeżeli nie chcesz podziękowań,
to w porządku.
Harry wydawał się zaskoczony jej nagłym wybuchem.
- No cóż... - mruknął, po czym zapadła cisza.
Nieodparta chęć przytulenia się do niego powróciła, jednak Kirsten wiedziała, że
bliskość Harry'ego może być dla niej niebezpieczna.
- Będziemy w kontakcie - powiedział sucho. Znów był chłodny i rzeczowy.
- Powodzenia - odrzekła z bijącym niespokojnie sercem. - Uważaj na siebie.
91
S
R
Harry skinął głową i rzucił na odchodnym:
- Ty też uważaj na siebie. Trzymaj się z daleka od wody, i żadnych bohaterskich
wyczynów! Słyszysz?
Kirsten zasalutowała do jego oddalających się pleców. Uśmiechnęła się w pustym
już teraz pokoju, nie mogąc ukryć radości, jaką wywołały jego słowa.
ROZDZIAA JEDENASTY
Następne trzy dni były istnym piekłem dla ludzi zatrudnionych przy ochronie
miasta. Za to w szpitalu czas płynął wolno. By go wypełnić, Kirsten i Bella zajęły się
pieczeniem ciastek do popołudniowej herbaty dla pracujących mężczyzn. Kuchnia
wojskowa zapewniała im główne posiłki.
- Dzisiaj mają gulasz - poinformowała któregoś popołudnia Peggy. - Jak oni mogą
aż tyle zjeść?
Kirsten udawała zainteresowanie, ale jeżeli nie słyszała ani słowa o Harrym,
wiadomości stawały się nieciekawe. Co właściwie znaczy jeszcze jedna powódz?
Widywała się z Harrym w przelocie. Od czasu do czasu mijali się na schodach, gdy
wpadał się przebrać. W najbardziej dramatycznym okresie pełnił całodobowy dyżur.
Paul Gamble wreszcie odleciał, zabierając ze sobą Bretta Woulfe'a.
Tego dnia Murrawarra przeżywała istny najazd reporterów. Ich helikoptery
kołowały nad wodą jak stado irytujących olbrzymich komarów.
- Starłam się z nimi pierwszego dnia - żaliła się Kirsten Kenowi, kiedy dwa kolejne
helikoptery wylądowały w ciągu pół godziny tak blisko klasztoru, że mury zatrzęsły się od
hałasu. - Myślałam, że zdołam ich zainteresować trudną sytuacją szpitala, ale oni chcą
tylko widoku zdechłych krów, powalonych budynków i zrujnowanego miasta. To
wszystko jest takie przytłaczające.
- Ludzie już tacy są, że skupiają się na nieszczęściach, a nie na triumfach -
przypomniał Ken. - Wystarczy obejrzeć wieczorne wiadomości. Wydaje się, że wszyscy
delektują się obrazami śmierci i zniszczenia.
- Ja im pokażę śmierć i zniszczenie! - wycedziła Kirsten, kiedy ciszę przerwał
turkoczący dzwięk szykującego się do odlotu helikoptera. - I skończę te gierki!
92
S
R
Wybiegła na zewnątrz. Młody kamerzysta zmierzał właśnie w kierunku czekającego
śmigłowca.
- Ej, ty! - zawołała, usiłując przekrzyczeć warkot silnika.
- Zaczekaj! - Zawołany zatrzymał się na chwilę wystarczająco długą, by zdążyła się
do niego zbliżyć. - Chciałabym, z panem porozmawiać.
Mężczyzna wskazał na helikopter i z pewnością by odszedł, gdyby nie chwyciła go
za ramię.
- To jest szpital. Mam pacjentów i nie życzę sobie, żebyście tutaj lądowali, kiedy
tylko wam się podoba. Niech pan powie to pozostałym.
- Równie dobrze mogę powiedzieć, żeby woda przestała przybierać - odparł
drwiąco. - Nic ciekawego się nie dzieje, więc trzeba wykorzystać powódz. A wojskowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]