[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sama poezja! Precz, precz, zmarniali, wychudli epigoni! Precz do Hadesu, tam syćcie się resztkami dawnych mistrzów!"
A gdy rozkwitł jednak nowy typ sztuki, który w tragedii czcił swą poprzedniczkę i mistrzynię, spostrzeżono ze zgrozą, że
wprawdzie ma on rysy swej matki, ale te, jakie ukazała ona podczas swej długiej walki ze śmiercią. Tę walkę tragedii ze śmiercią
toczył Eur ypi des; ów pózniejszy rodzaj artystyczny jest znany jako n o w s z a k o m e d i a a t t y c k a. W niej
przetrwała zwyrodniała postać tragedii na pamiątkę jej ciężkiego i gwałtownego zgonu.
W tym kontekście zrozumiała jest namiętność, jaką twórcy nowszej komedii czuli do Eurypidesa. Nie dziwi więc
już, że Filemon gotów był się powiesić, byle spotkać w Podziemiu Eurypidesa  gdyby tylko mógł w ogóle mieć
pewność, że zmarły jest jeszcze w pełni władz umysłowych. Podejmując próbę zwięzłego i pozbawionego pretensji do
wyczerpania tematu określenia, co łączyło Eurypidesa z Menandrem i Filemonem i co było dla nich tak pobudzającym
wzorem, wystarczy rzec, iż Eurypides wprowadził na scenę w i d z a . Kto dostrzegł, z jakiego materiału kształtowali swych
bohaterów prometejscy tragicy przed Eurypidesem i jak dalecy byli od zamysłu wprowadzania na scenę wiernej maski
rzeczywistości, dla tego jasne też będzie całkowicie odmienne dążenie Eurypidesa. Za jego sprawą parł na scenę z
widowni człowiek życia codziennego, zwierciadło, w którym wcześniej odbijały się tylko wielkie, dzielne rysy,
pokazywało teraz z ową przykrą wiernością, która sumiennie oddaje także nieudane linie natury. Odyseusz, typowy
Grek dawniejszej sztuki, w rękach nowszych autorów zdegenerował się do postaci Graeculusa, który odtąd jako
dobroduszny i sprytny niewolnik domowy stoi w centrum zainteresowania dramatu. To, co w %7łabach Arystofanesa
Eurypides poczytuje sobie za zasługę, uwolnienie sztuki tragicznej własnym domowym sposobem od jej pompatycznej
tuszy, można dostrzec przede wszystkim u jego bohaterów tragicznych. Zasadniczo widz oglądał teraz i słuchał na
Eurypidesowej scenie swego sobowtóra i cieszył się, że ów tak dobrze umie mówić. Nie dość jednak było tej
radości, uczono się nawet od Eurypidesa mówić, a ten rywalizując z Ajschylosem chełpi się, jak to dzięki niemu lud
nauczył się teraz obserwować, rozważać i wnioskować zgodnie z regułami sztuki i w najprzemyslniejszy sposób. Tą
przemianą publicznego języka umożliwił on w ogóle nowszą komedię. Odtąd bowiem nie było już tajemnicą, jak i
w jakich zdaniach może się zaprezentować na scenie codzienność. Do głosu doszła teraz mieszczańska
przeciętność, na której Eurypides budował wszystkie swe nadzieje polityczne, gdy wcześniej językowy charakter
określał w tragedii półbóg, w komedii pijany satyr lub półczłowiek. Tak więc Arystofanesowy Eurypides
poczytuje sobie za zasługę, że przedstawił powszechne, powszechnie znane, powszednie życie i powszednią
krzątaninę, o których każdy może wyrokować. Jeśli teraz filozofują całe rzesze, z niesłychaną mądrością
zarządzając krajem i dobrami i prowadząc swe sprawy, to jest to jego zasługa j wynik mądrości wszczepionej
przezeń ludowi.
Do takiej przysposobionej i oświeconej rzeszy mogła się teraz zwrócić nowsza komedia, dla której
Eurypides stał się niejako nauczycielem chóru  tyle tylko, że tym razem trzeba było ćwiczyć chór widzów.
Gdy ten wyuczył się śpiewać w tonacji Eurypidesa, rozwinęła się owa szachowa odmiana widowiska, nowsza
komedia z jej nieustannym triumfem sprytu i przebiegłości. Eurypidesa wszelako  nauczyciela chóru 
sławiono nieustannie; ludzie byliby gotowi się zabić, by się jeszcze więcej odeń nauczyć, gdyby nie świadomość,
że tragiczni poeci są równie martwi jak tragedia. Wraz z nią zaś Helleńczyk porzucił wiarę w swą
nieśmiertelność, nie tylko wiarę w idealną przeszłość, ale też wiarę w idealną przyszłość. Znane zdanie z
nagrobka:  jako starzec lekkomyślny i kapryśny", dotyczy też starczej Hellady. Moment, żart, lekkomyślność,
kaprys to jej najwyższe bóstwa, władzę  przynajmniej w sferze myślenia  przejmuje piąty stan, stan
niewolników. I jeśli w ogóle można teraz jeszcze mówić o  greckiej wesołości1', to jest to wesołość niewolnika,
który nie zna żadnej poważnej odpowiedzialności, żadnego wielkiego celu, niczego przeszłego ni przyszłego, co
by cenił wyżej od współczesności. Ten to pozór  greckiej radości" tak oburzał głębokie i nabożne natury
czterech pierwszych wieków chrześcijaństwa. Ta zniewieściała ucieczka przed powagą i grozą, to tchórzliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl