[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy to możliwe, żeby te drzwi wytrzymały przez tyle wieków?
121
- Znalazły się tutaj parę lat temu - odparł niechętnie Roderick. Nadal mocno trzymał ją za
rękę, a Helga nie zamierzała bynajmniej się wyrywać. - Chodz! - powiedział. - Musisz być
w bezpiecznym miejscu, w każdym razie na tyle bezpiecznym, na ile jest to w ogóle
możliwe w tym piekle.
Poprowadził ją ciasnym parowem w dół stromego zbocza, gdzie - ku jej zaskoczeniu -
płynął, cicho szemrząc, potok. Dopiero stąd widać było usytuowanie zamku. Leżał on na
wzniesieniu między drogą a potokiem - a więc to dlatego tej pierwszej nocy nie musiała
przechodzić przez wodę.
Towarzyszyło im kilku mężczyzn.
- Na drugą stronę! - polecił Heldze Roderick. - Idz za Malcolmem, w razie czego on ci
pomoże.
Malcolm, starszy jednoręki mężczyzna, ujął jej dłoń.
- Nie nadaję się już, żeby walczyć, czyli ty i ja jesteśmy skazani na to miejsce -
powiedział przyjaznie, choć bez uśmiechu; widać było, że jest napięty. - Ale strzelać
jeszcze potrafię. Podwiń sobie tylko spódnicę do kolan, żebyś mogła przejść przez potok.
- Helga, poczekaj chwilę! - zawołał Roderick, po czym podszedł do niej z pistoletem w
ręce. - Wez go! I jeśli to będzie konieczne, użyj!
Znowu chciała zaprotestować:  Przecież to tylko pięciu mężczyzn! , lecz zrezygnowała,
posłusznie słuchając wyjaśnień Rodericka, jak należy odbezpieczyć broń.
Doskonale jednak wiedziała, że nigdy jej nie użyje. Miałaby zastrzelić człowieka? To
niemożliwe.
- Malcolm, powierzam ją twojej opiece - rzekł cicho.
Następnie szybkim ruchem pogłaskał ją po policzku - ten gest lepiej niż słowa wyraził
jego niepokój i smutek.
Helga zatknęła dolny kraj spódnicy za pasek w talii i za starym Malcolmem weszła do
wody, która była tak zimna, że aż zapierało dech. Na szczęście okazała się niezbyt
głęboka. Przeprawili się ostrożnie na drugi brzeg. W najgłębszym miejscu woda sięgała
Heldze do kolan. Prąd próbował porwać ją ze sobą, ale nie był wystarczająco silny.
- Roderick powiedział nam, kim jesteś - rzucił Malcolm przez ramię w jej stronę. - Możesz
uważać nas wszystkich za swoich przyjaciół, bo jesteśmy przyjaciółmi twojego ojca.
Roderick mówił też, że wyświadczyłaś nam znaczne przysługi i że powinniśmy czuwać
nad tobą, ponieważ niewiele wiesz o życiu. Jak on to wyraził?  W swoim naiwnym
122
oddaniu często działa zupełnie opacznie i bardzo krótkowzrocznie, a czasami jest jak
rzep, którego trudno się pozbyć .
Mężczyzna roześmiał się życzliwie; Helga próbowała mu wtórować, lecz jej śmiech nie
brzmiał całkiem naturalnie.
A więc to takie zdanie miał o niej Roderick? No dobrze, wobec tego już ona postara się
być natrętna.
Okazuje się zatem, że jest dla niego córką sir Angusa, i nikim więcej. To ze względu na
ojca okazywał jej życzliwość. A pewnie najbardziej by się cieszył, gdyby po prostu
zniknęła z tego świata.
Nagle woda wydała się Heldze jeszcze zimniejsza, a znienawidzony las jeszcze bardziej
wrogi.
Trzech innych mężczyzn zdążyło już się przeprawić. Stali z bronią gotową do strzału.
Skinęli niemo głowami w kierunku Malcolma, który pomagał Heldze wspiąć się na stromy
brzeg.
Znalazłszy się na nim, zatrzymali się w cieniu drzewa. Helga doznała szoku widząc, jak
blisko jest zamek, oddzielony jedynie wstęgą potoku. Z miejsca, w którym stała,
widoczny był także cały otwarty plac. Kilku mężczyzn robiło w pośpiechu otwór w
ogrodzeniu w miejscu, gdzie przylegało ono do drogi, a już po chwili dał się słyszeć
odgłos przybliżających się koni i wozów.
W pełnym pędzie wjechały na plac. Pierwszy wóz wtoczył się prosto do zamkowej sieni,
drugi zaś pozostał na zewnątrz. Od razu zaroiło się od mężczyzn, którzy zaczęli
rozsypywać na ziemię to, co nimi przywieziono. Domyśliła się, że to samo robiono
wewnątrz, tyle tylko że znajdujące się tam oba konie zrobiły się wyjątkowo niespokojne i
co chwila rżały przerażone.
Jeśli czują ten sam zapach co ja wtedy, to wcale im się nie dziwię, pomyślała Helga. On
był... Jak by tu go opisać? Dławiąco odrażający?
Z tej odległości nie mogła dostrzec, co rozsypywano wkoło zamku. To coś wyglądało jak
drobne kamyczki lub gruby żwir, lecz sprawiało wrażenie materiału lżejszego od nich.
Spytała Malcolma, lecz usłyszała niejasną odpowiedz.
- Nie zdążyliśmy przygotować wszystkiego do końca - odparł. - Mieliśmy gotowy cały
plan, lecz nagła decyzja Corbreda pokrzyżowała nam szyki. Dlatego teraz musimy
improwizować. Możemy jedynie mieć nadzieję, że wszystko potoczy się po naszej myśli.
Należą ci się, dziewczyno, wielkie podziękowania za to, że odkryłaś ich plany i nas
123
ostrzegłaś. Corbred mógłby spowodować przerażającą tragedię. Jest to nadal możliwe,
jeśli się nam nie powiedzie.
Skończono rozładowywanie. Zamknięto skrzydła wrót.
- Jedzcie z końmi do Cross of Friars! - zawołał Roderick. - Szybko! I ostrzeżcie tam
wszystkich! Każcie pozamykać inwentarz i dobrze zaryglować wszystkie domy! Niech
wystawią warty w nocy.
Dwie pary koni ciągnące skrzypiące wozy wypadły na drogę. Kilku mężczyzn w
nerwowym pośpiechu załatało od razu dziurę w ogrodzeniu i już po chwili na placu nie
pozostała ani jedna żywa istota. W lesie też panowały całkowita cisza i spokój.
A jednak nie, na dziedzińcu Hiss było jeszcze dwóch mężczyzn. Przyczaili się tuż przy
murze zamku, każdy po przeciwległej stronie wrót.
- Oni mają najgorszą robotę - bąknął Malcolm. - Ciągnęliśmy losy i na nich wypadło.
- A gdzie jest Roderick? - spytała Helga.
- Na wzgórzu, tam, po lewej. Ty go nie widzisz, ale on ogarnia wzrokiem wszystko.
Nad lasem zaległa cisza. Księżyc rzucał swe zimne światło na Hiss. Wszystko zamarło w
oczekiwaniu. Na co?
- Będzie niebezpiecznie? - spytała Helga. Trzęsła się z zimna, jej stopy zesztywniały w
przemoczonych trzewikach.
Malcolm odpowiedział ze spokojem:
- %7ładen z tych mężczyzn nie liczy na to, że zobaczy jeszcze własną rodzinę.
Helga aż drgnęła z przerażenia.
- Roderick! - szepnęła.
- Myślisz więcej o nim niż o sobie - stwierdził gorzko Malcolm. - To dużo mówi o twoim
charakterze i o twoich uczuciach. Ale możesz być spokojna: żaden z nich nie zamierza
sprzedać się tanio. Psst! Ktoś jedzie!
Helga zamarła i cofnęła się jeszcze głębiej w cień pod drzewami.
Od strony drogi dał się słyszeć w lesie jakiś ruch. Paru mężczyzn przemykało ostrożnie
od drzewa do drzewa. Wyglądali dosyć zabawnie: skierowali bowiem całą swą uwagę na
124
zamek, nie zauważając ani jednego z kilkunastu mężczyzn, przez których byli
obserwowani.
Cała piątka przyczaiła się na chwilę przed ogrodzeniem i czekała, po czym rozległ się
gruby, przytłumiony głos:
- Jeśli myślą, że powstrzyma nas taka nędzna przeszkoda, to...
- Cicho! - syknął ktoś, prawdopodobnie Corbred.
Dał im znać, aby zaczęli się wspinać.
W świetle księżyca ich postacie i twarze były niebieskawe i rzucały ostro zarysowane
cienie. Niezwykle ostrożnie przechodzili przez wał gałęzi. Helga pomyślała w tej chwili o
tych dwóch mężczyznach, którzy leżeli tuż przy murze, ukryci za specjalnie
przyniesionymi tam krzakami, i jej serce zabiło mocniej z niepokoju. Wystarczy, że ludzie
Corbreda zakradną się, żeby przyczaić się za rogiem, wówczas tamci dwaj zostaną
natychmiast odkryci.
Odczekawszy chwilę, Corbred dał znak ręką swoim kompanom, aby podeszli bliżej
bramy.
Przygarbieni, przebiegli otwartą przestrzeń dzielącą ich od niej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl