[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uznała, że lepiej zacząć od trudniejszej partii. Szczęście im dopisywało. W przyszłym
tygodniu drużyna kingsów miała grać o mistrzostwo Stanów; reklama wyemitowana w tym
czasie niewątpliwie odniesie znacznie większy skutek.
Za drzwiami studia przygotowano stół z przekąskami. Kilka osób z ekipy, między
innymi E. J. z oświetleniowcem, posilało się przy nim. Brooke krążyła po planie, z kawałkiem
sera w ręce, sprawdzając, czy wszystko odpowiada jej wymaganiom.
- Cholera, Bigelow, światło znów migocze. Zmień żarówkę albo skombinuj nową
lampę. Silbey, pokaż filtry.
Silbey wcisnął przełącznik. Efekt był taki, o jaki jej chodziło.
- Dobrze - pochwaliła. - A jak dzwięk?
Operator dzwięku wskazał mikrofon. Brooke zaczęła recytować wierszyk dla dzieci,
lekko improwizując. Kiedy skończyła, rozległ się aplauz. Dygnęła.
- No i co? Są jakieś problemy? - spytała Claire, podchodząc bliżej.
- Nie, wszystko w porządku. A u ciebie?
- Też - odparła Claire. - Flama się właśnie przebiera. Mignęła mi w przejściu. Piękna.
- To dobrze. Czy de Marco zamierza się zjawić?
- Nie. - Claire uśmiechnęła się, słysząc westchnienie ulgi. Brooke nienawidziła, gdy na
plan filmowy przychodzili członkowie rodziny, przyjaciele, kochankowie, czyli osoby
postronne. - Gina mu zabroniła. Powiedziała, że czując na sobie jego wzrok, miałaby większą
tremę. Ale pan de Marco wyraznie dal mi do zrozumienia, że Ginę należy traktować z
wyrozumiałością i szacunkiem.
- Nie pogryzę jej - obiecała Brooke. - Przećwiczyłam tekst z Parksem. Zna swoją
kwestię na pamięć. Oby tylko nie wystraszył się kamery i nie zaczął dukać...
- Nie wygląda na takiego, co duka. Twarz Brooke rozpromienił uśmiech.
- To prawda. I wiesz co? Wydaje mi się, że te przygoda z reklamą coraz bardziej go
bawi.
- To doskonale. Chciałabym, żeby przeczytał pewien scenariusz...
W górze, na drabinie nad ich głowami, ktoś siarczyście zaklął.
- Jest tam mała rólka - ciągnęła Claire, jakby nic nie słyszała - do której, moim
zdaniem, świetnie by się nadawał.
Brooke Zastrzygła uszami.
- Mówisz o filmie fabularnym?
- Tak, dla telewizji kablowej. Kompletowanie obsady rozpoczniemy dopiero za
miesiąc czy dwa, więc będzie miał sporo czasu do namysłu. Dobrze by było gdybyś też
przeczytała tekst...
- Jasne. - Wciąż rozmyślając o nowej kariera Parksa, Brooke wydała komuś jakieś
polecenie.
- Bo może chciałabyś wyreżyserować prawdziwy film - dodała Claire.
- Co takiego? - Brooke niemal się zakrztusiła.
- Wiem, że lubisz kręcić reklamówki. Stale powtarzasz, że odpowiada ci ten rodzaj
pracy, ale może zmienisz zdanie, kiedy przejrzysz scenariusz.
- Ależ, Claire... - Brooke pokręciła głową - najdłuższy film, jaki kiedykolwiek
wyreżyserowałam, trwał sześćdziesiąt sekund.
- Mówisz o zeszłorocznej zapowiedzi nowych programów telewizyjnych? Trzy znane
gwiazdy filmowe powiedziały mi, że jesteś najlepszym reżyserem, z jakim w życiu
pracowały. - Zabrzmiało to jak suche stwierdzenie faktu, a nie komplement. - Od dawna chcę,
abyś podjęła nowe wyzwanie. Oczywiście do niczego nie będę cię zmuszać, ale... po prostu
przeczytaj ten scenariusz, dobrze?
- W porządku - zgodziła się Brooke po chwili namysłu.
- Wspaniale... O, jest Parks. - Zmierzyła go krytycznym wzrokiem - Nie da się ukryć,
ubrania de Marca świetnie na nim leżą.
Wyglądał tak, jakby całe życie chodził w jasnoniebieskich kaszmirowych swetrach i
szarych dżinsach; jakby ten elegancki, sportowy styl został stworzony specjalnie dla niego.
Trzymając w dłoni szklankę z zimnym napojem, rozglądał się po zastawionej sali, po
której kręciły się dziesiątki osób. Jedyną oazą spokoju i porządku zdawała się być nieduża
przestrzeń z boku, gdzie stała kanapa oraz stolik z lampą. Obserwując panujący dookoła
rozgardiasz, zastanawiał się, jak można pracować wśród wijących się po podłodze kabli,
rozrzuconych pudeł, skrzyń, reflektorów... Można, pomyślał z uśmiechem, dojrzawszy
Brooke. Ona sobie zawsze ze wszystkim radzi; nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Ow-
szem, parę dni temu jak dziecko szlochała w jego objęciach, ale w pracy jest profesjonalistką
nie uznającą żadnych kompromisów.
Może dlatego się w niej zakochał? I może dlatego zamierzał zachować tę informację w
tajemnicy, przynajmniej na razie. Nie chciał jej wystraszyć, a podejrzewał, że tak by się stało,
gdyby teraz wyznał jej miłość.
Zmrużywszy oczy, Brooke ruszyła mu naprzeciw. Kiedy przeobrażała się w panią
reżyser i szacowała go wzrokiem, czuł się jak sklepowy manekin. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
uznała, że lepiej zacząć od trudniejszej partii. Szczęście im dopisywało. W przyszłym
tygodniu drużyna kingsów miała grać o mistrzostwo Stanów; reklama wyemitowana w tym
czasie niewątpliwie odniesie znacznie większy skutek.
Za drzwiami studia przygotowano stół z przekąskami. Kilka osób z ekipy, między
innymi E. J. z oświetleniowcem, posilało się przy nim. Brooke krążyła po planie, z kawałkiem
sera w ręce, sprawdzając, czy wszystko odpowiada jej wymaganiom.
- Cholera, Bigelow, światło znów migocze. Zmień żarówkę albo skombinuj nową
lampę. Silbey, pokaż filtry.
Silbey wcisnął przełącznik. Efekt był taki, o jaki jej chodziło.
- Dobrze - pochwaliła. - A jak dzwięk?
Operator dzwięku wskazał mikrofon. Brooke zaczęła recytować wierszyk dla dzieci,
lekko improwizując. Kiedy skończyła, rozległ się aplauz. Dygnęła.
- No i co? Są jakieś problemy? - spytała Claire, podchodząc bliżej.
- Nie, wszystko w porządku. A u ciebie?
- Też - odparła Claire. - Flama się właśnie przebiera. Mignęła mi w przejściu. Piękna.
- To dobrze. Czy de Marco zamierza się zjawić?
- Nie. - Claire uśmiechnęła się, słysząc westchnienie ulgi. Brooke nienawidziła, gdy na
plan filmowy przychodzili członkowie rodziny, przyjaciele, kochankowie, czyli osoby
postronne. - Gina mu zabroniła. Powiedziała, że czując na sobie jego wzrok, miałaby większą
tremę. Ale pan de Marco wyraznie dal mi do zrozumienia, że Ginę należy traktować z
wyrozumiałością i szacunkiem.
- Nie pogryzę jej - obiecała Brooke. - Przećwiczyłam tekst z Parksem. Zna swoją
kwestię na pamięć. Oby tylko nie wystraszył się kamery i nie zaczął dukać...
- Nie wygląda na takiego, co duka. Twarz Brooke rozpromienił uśmiech.
- To prawda. I wiesz co? Wydaje mi się, że te przygoda z reklamą coraz bardziej go
bawi.
- To doskonale. Chciałabym, żeby przeczytał pewien scenariusz...
W górze, na drabinie nad ich głowami, ktoś siarczyście zaklął.
- Jest tam mała rólka - ciągnęła Claire, jakby nic nie słyszała - do której, moim
zdaniem, świetnie by się nadawał.
Brooke Zastrzygła uszami.
- Mówisz o filmie fabularnym?
- Tak, dla telewizji kablowej. Kompletowanie obsady rozpoczniemy dopiero za
miesiąc czy dwa, więc będzie miał sporo czasu do namysłu. Dobrze by było gdybyś też
przeczytała tekst...
- Jasne. - Wciąż rozmyślając o nowej kariera Parksa, Brooke wydała komuś jakieś
polecenie.
- Bo może chciałabyś wyreżyserować prawdziwy film - dodała Claire.
- Co takiego? - Brooke niemal się zakrztusiła.
- Wiem, że lubisz kręcić reklamówki. Stale powtarzasz, że odpowiada ci ten rodzaj
pracy, ale może zmienisz zdanie, kiedy przejrzysz scenariusz.
- Ależ, Claire... - Brooke pokręciła głową - najdłuższy film, jaki kiedykolwiek
wyreżyserowałam, trwał sześćdziesiąt sekund.
- Mówisz o zeszłorocznej zapowiedzi nowych programów telewizyjnych? Trzy znane
gwiazdy filmowe powiedziały mi, że jesteś najlepszym reżyserem, z jakim w życiu
pracowały. - Zabrzmiało to jak suche stwierdzenie faktu, a nie komplement. - Od dawna chcę,
abyś podjęła nowe wyzwanie. Oczywiście do niczego nie będę cię zmuszać, ale... po prostu
przeczytaj ten scenariusz, dobrze?
- W porządku - zgodziła się Brooke po chwili namysłu.
- Wspaniale... O, jest Parks. - Zmierzyła go krytycznym wzrokiem - Nie da się ukryć,
ubrania de Marca świetnie na nim leżą.
Wyglądał tak, jakby całe życie chodził w jasnoniebieskich kaszmirowych swetrach i
szarych dżinsach; jakby ten elegancki, sportowy styl został stworzony specjalnie dla niego.
Trzymając w dłoni szklankę z zimnym napojem, rozglądał się po zastawionej sali, po
której kręciły się dziesiątki osób. Jedyną oazą spokoju i porządku zdawała się być nieduża
przestrzeń z boku, gdzie stała kanapa oraz stolik z lampą. Obserwując panujący dookoła
rozgardiasz, zastanawiał się, jak można pracować wśród wijących się po podłodze kabli,
rozrzuconych pudeł, skrzyń, reflektorów... Można, pomyślał z uśmiechem, dojrzawszy
Brooke. Ona sobie zawsze ze wszystkim radzi; nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Ow-
szem, parę dni temu jak dziecko szlochała w jego objęciach, ale w pracy jest profesjonalistką
nie uznającą żadnych kompromisów.
Może dlatego się w niej zakochał? I może dlatego zamierzał zachować tę informację w
tajemnicy, przynajmniej na razie. Nie chciał jej wystraszyć, a podejrzewał, że tak by się stało,
gdyby teraz wyznał jej miłość.
Zmrużywszy oczy, Brooke ruszyła mu naprzeciw. Kiedy przeobrażała się w panią
reżyser i szacowała go wzrokiem, czuł się jak sklepowy manekin. [ Pobierz całość w formacie PDF ]