[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uderzenie ciężkiej łapy. Obejrzałem się. Za nami stał Czesio. Mimo ulewy uśmiechał się od
ucha do ucha.
- Gdzieś tu macie łajbę? - szybko zapytałem.
- Sto metrów stąd - odpowiedział.
- Musicie mi pomóc - powiedziałem i ruszyłem we wskazanym przez Czesia kierunku.
- Co wujek chce zrobić? - zapytała Zosia.
- Jeszcze nie wiem. Może pościg, abordaż, odebranie skarbu. Może tylko spojrzę
Baturze w oczy. Chcę wiedzieć, kto mu pomaga, to może być jego słaby punkt, a nasza
szansa - odpowiedziałem patrząc w stronę oddalającego się od brzegu jachtu.
Na Ogarku siedział Piotrek. Właściwie to półleżał w kokpicie zakrytym tropikiem
od namiotu. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się.
- Będziemy regatować - powiedziałem do niego.
Zosię zapędziłem do obserwowania przez lornetkę jachtu uciekinierów. We trzech
przygotowaliśmy Ogarka do pościgu. W tym czasie przestało lać. Nadal wiał silny wiatr.
Postawiliśmy foka oraz sklarowanego grota. Z czteroosobową załogą ciężko byłoby Orionem
osiągnąć doskonałe wyniki, bo łódka byłaby za ciężka. W taką pogodę mogliśmy jednak
balastując płynąć szybko i ostro pod wiatr.
Gdy tylko wypłynęliśmy na jezioro jacht uciekinierów zrobił zwrot i skierował się do
brzegu, w stronę Giżycka. Wiało z południowego wschodu. Oni płynęli z wiatrem, my
półwiatrem. Po kilku minutach z ich jachtu ktoś wyskoczył do wody i brodząc po pas szedł w
stronę lądu.
- Na jachcie został Batura z tym drugim - zameldowała Zosia cały czas patrząca przez
lornetkę.
Jego łajba znowu zrobiła zwrot i popłynęła na pełne wody jeziora.
On miał tylko zrefowanego grota, a my oba żagle, więc mieliśmy takie same
powierzchnie żagli. On miał jednak lepszy kadłub wykonany według najnowszych
technologii. Dziób jego łodzi był prosty, a nie skośny. Obecnie szkutnicy robią takie, bo
żaglówka płynie szybciej, gdy ma dłuższą linie wodną.
- Panienka szczęka zębami - zauważył Czesio.
- Wejdz do kajuty - powiedziałem do Zosi.
Zostaliśmy we trzech w kokpicie. Czesio dzierżył ster, Piotrek trzymał szoty grota, a
ja foka. Chłopaki ubrali sztormiaki, ja jednak miałem na sobie dżinsy i deszczak. Przy
wysokiej fali uderzającej w dziób byłem po prostu zalewany wodą.
Zaczął się wyścig z Baturą. On miał lepszy jacht, płynął szybko bejdewindem. My
dzięki fokowi również mogliśmy płynąć ostro. Wiał wiatr dochodzący do szóstki w
szkwałach. Wtedy razem z Piotrkiem zahaczaliśmy stopy o pasy balastowe umieszczone
przez chłopaków w kokpicie. Gdy tak wisieliśmy nad wodą to ja, siedzący najbliżej dziobu,
zbierałem na siebie wszystkie fale. Miałem już dość tego regatowania. Gdy odwracałem
głowę od kolejnej fali zobaczyłem, że z Giżycka wypływa łódz motorowa inspektoratu
żeglugi. Chcieli nas zawrócić do brzegu, bo pływanie przy takiej pogodzie na części akwenów
jest zabronione.
- Ucieka do Rydzewa - krzyknął Piotrek.
My gnaliśmy za nim. Z każdą minutą zbliżaliśmy się do niego.
- Za nami płynie motorówka z inspektoratu - powiedziałem do chłopaków.
Gdy patrzyłem w stronę łajby Batury w kokpicie usłyszałem cichy brzęk, a potem
przekleństwa Czesia i Piotrka. Szybko spojrzałem w ich stronę. Czesio trzymał rumpel
między nogami i stał schylony. Piotrek pognał na drugą burtę i łapał szoty grota. Cała talia
wyrwała się z podłogi razem ze specjalnym zamocowaniem.
- Wiś dalej i trzymaj foka! - krzyczał Czesio.
Gdybym przestał balastować i trzymać foka, to stracilibyśmy prędkość, a przy tak
wysokiej fali i miotającym się we wszystkich kierunkach grocie, moglibyśmy się nawet
wywrócić. Wisiałem więc dalej co rusz zalewany falami. W tym czasie Piotrek złapał talię
grota i podał ją Czesiowi.
- Piotrek! Krawatkami zamocuj szoty do listewek grettingu - Czesio wydawał rozkazy.
Trwało to może pół minuty, lecz w tym czasie jacht Batury zniknął już za zakrętem,
gdy wpłynął na jezioro Boczne.
- Czesiu, pamiętaj o schabowym! - krzyknąłem do sternika.
On tylko kiwnął głową. Właśnie przy wejściu z jeziora Bocznego na Niegocin kiedyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
uderzenie ciężkiej łapy. Obejrzałem się. Za nami stał Czesio. Mimo ulewy uśmiechał się od
ucha do ucha.
- Gdzieś tu macie łajbę? - szybko zapytałem.
- Sto metrów stąd - odpowiedział.
- Musicie mi pomóc - powiedziałem i ruszyłem we wskazanym przez Czesia kierunku.
- Co wujek chce zrobić? - zapytała Zosia.
- Jeszcze nie wiem. Może pościg, abordaż, odebranie skarbu. Może tylko spojrzę
Baturze w oczy. Chcę wiedzieć, kto mu pomaga, to może być jego słaby punkt, a nasza
szansa - odpowiedziałem patrząc w stronę oddalającego się od brzegu jachtu.
Na Ogarku siedział Piotrek. Właściwie to półleżał w kokpicie zakrytym tropikiem
od namiotu. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się.
- Będziemy regatować - powiedziałem do niego.
Zosię zapędziłem do obserwowania przez lornetkę jachtu uciekinierów. We trzech
przygotowaliśmy Ogarka do pościgu. W tym czasie przestało lać. Nadal wiał silny wiatr.
Postawiliśmy foka oraz sklarowanego grota. Z czteroosobową załogą ciężko byłoby Orionem
osiągnąć doskonałe wyniki, bo łódka byłaby za ciężka. W taką pogodę mogliśmy jednak
balastując płynąć szybko i ostro pod wiatr.
Gdy tylko wypłynęliśmy na jezioro jacht uciekinierów zrobił zwrot i skierował się do
brzegu, w stronę Giżycka. Wiało z południowego wschodu. Oni płynęli z wiatrem, my
półwiatrem. Po kilku minutach z ich jachtu ktoś wyskoczył do wody i brodząc po pas szedł w
stronę lądu.
- Na jachcie został Batura z tym drugim - zameldowała Zosia cały czas patrząca przez
lornetkę.
Jego łajba znowu zrobiła zwrot i popłynęła na pełne wody jeziora.
On miał tylko zrefowanego grota, a my oba żagle, więc mieliśmy takie same
powierzchnie żagli. On miał jednak lepszy kadłub wykonany według najnowszych
technologii. Dziób jego łodzi był prosty, a nie skośny. Obecnie szkutnicy robią takie, bo
żaglówka płynie szybciej, gdy ma dłuższą linie wodną.
- Panienka szczęka zębami - zauważył Czesio.
- Wejdz do kajuty - powiedziałem do Zosi.
Zostaliśmy we trzech w kokpicie. Czesio dzierżył ster, Piotrek trzymał szoty grota, a
ja foka. Chłopaki ubrali sztormiaki, ja jednak miałem na sobie dżinsy i deszczak. Przy
wysokiej fali uderzającej w dziób byłem po prostu zalewany wodą.
Zaczął się wyścig z Baturą. On miał lepszy jacht, płynął szybko bejdewindem. My
dzięki fokowi również mogliśmy płynąć ostro. Wiał wiatr dochodzący do szóstki w
szkwałach. Wtedy razem z Piotrkiem zahaczaliśmy stopy o pasy balastowe umieszczone
przez chłopaków w kokpicie. Gdy tak wisieliśmy nad wodą to ja, siedzący najbliżej dziobu,
zbierałem na siebie wszystkie fale. Miałem już dość tego regatowania. Gdy odwracałem
głowę od kolejnej fali zobaczyłem, że z Giżycka wypływa łódz motorowa inspektoratu
żeglugi. Chcieli nas zawrócić do brzegu, bo pływanie przy takiej pogodzie na części akwenów
jest zabronione.
- Ucieka do Rydzewa - krzyknął Piotrek.
My gnaliśmy za nim. Z każdą minutą zbliżaliśmy się do niego.
- Za nami płynie motorówka z inspektoratu - powiedziałem do chłopaków.
Gdy patrzyłem w stronę łajby Batury w kokpicie usłyszałem cichy brzęk, a potem
przekleństwa Czesia i Piotrka. Szybko spojrzałem w ich stronę. Czesio trzymał rumpel
między nogami i stał schylony. Piotrek pognał na drugą burtę i łapał szoty grota. Cała talia
wyrwała się z podłogi razem ze specjalnym zamocowaniem.
- Wiś dalej i trzymaj foka! - krzyczał Czesio.
Gdybym przestał balastować i trzymać foka, to stracilibyśmy prędkość, a przy tak
wysokiej fali i miotającym się we wszystkich kierunkach grocie, moglibyśmy się nawet
wywrócić. Wisiałem więc dalej co rusz zalewany falami. W tym czasie Piotrek złapał talię
grota i podał ją Czesiowi.
- Piotrek! Krawatkami zamocuj szoty do listewek grettingu - Czesio wydawał rozkazy.
Trwało to może pół minuty, lecz w tym czasie jacht Batury zniknął już za zakrętem,
gdy wpłynął na jezioro Boczne.
- Czesiu, pamiętaj o schabowym! - krzyknąłem do sternika.
On tylko kiwnął głową. Właśnie przy wejściu z jeziora Bocznego na Niegocin kiedyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]