[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Powiem ci - rzekła nieznajoma siadając - kim on jest, trzeba bowiem, by
kochanka znała tego, którego kocha, a niewolnica swojego pana.
- Słucham cię, pani - szepnęła Akte.
- Lucjusz urodził się z dala od tronu, zbliżył się do niego dzięki
powinowactwu, a zasiadł na nim przez zbrodnię.
- Nie on ją popełnił! - zawołała Akte.
- Lecz z niej skorzystał - odparła zimno nieznajoma. - Zresztą burza, która
obaliła drzewo, uszanowała latorośl. Szybko jednak syn poszedł za ojcem:
Brytannikus spoczął przy Klaudiuszu, a tym razem mordercą był sam Neron.
- Kto śmie tak mówić? - zawołała Akte - Kto może go oskarżać o tak
okropną zbrodnię?!
- Wątpisz w to dziewczyno? - mówiła dalej nieznajoma. - Jeśli chcesz
wiedzieć, w jaki sposób dokonano tej zbrodni, opowiem ci.
Pewnego dnia Neron bawił się z rówieśnikami, między którymi był
Brytannik. W sąsiedniej izbie przebywali dworzanie Agrypiny. Neron rozkazał
przyrodniemu bratu, by udał się do sali biesiadnej i coś zaśpiewał, sądząc, że to
dziecko jeszcze nie odważy się tego uczynić i wystawi się na pośmiewisko
swych dworzan. Chłopiec był posłuszny; wszedł w białej szacie do triclinium,
gdzie odbywała się uczta, blady i smutny stanął między biesiadnikami i głosem
pełnym wzruszenia, ze łzami w oczach, zaśpiewał wiersze, które Enniusz, jeden
z naszych wybitnych poetów, przypisał Astyanaksowi:
O mój ojcze! o domu Priama! wspaniały pałacu! świątyni kolumno o
kapitelach, jaśniejących złotem i kością słoniową!... Jam widział, jak padałaś
pod dłonią barbarzyńców! jak się stałaś łupem płomieni!
Zamarł śmiech na ustach biesiadników. Ten bolesny wyrzut zaczerpnięty ze
starej poezji był policzkiem dla nich, ich rozpusty i wyuzdania. Los Brytannika
był już przesądzony.
W rzymskim więzieniu przebywała kobieta, znana ze swych trucizn i
licznych zbrodni. Neron wezwał do siebie trybuna Polliona Juliusza, któremu
podlegało więziennictwo, sam bowiem nie śmiał jeszcze z nią mówić. Następne-
go dnia Pollio Juliusz przyniósł mu truciznę. Nauczyciele Brytannika sami wlali
truciznę do jego czary, ale z obawy, czy z litości, cofnęli się przed
morderstwem. Napój nie był śmiertelny. Wówczas Neron-cezar, ów Neron-bóg
jak go przed chwilą nazwałaś, wezwał trucicieli do swego pałacu, do swej
komnaty, przed ołtarz bogów opiekuńczych domowego ogniska i tam kazał
sporządzić nowy napój. Najpierw wypróbowano go na kozle. Zwierzę żyło
jeszcze pięć godzin, a przez ten czas wzmacniano truciznę. Potem dano ją
dzikowi, który padł natychmiast!... Neron udał się do kąpieli, namaścił
wonnościami, ubrał białą szatę i uśmiechnięty zasiadł do jednego stołu z
Brytannikiem.
- Jeżeli jednak - przerwała Akte - Brytannik rzeczywiście został otruty,
dlaczego nie umarł także niewolnik, kosztujący napoje i dania? Podobno
Brytannik cierpiał na jakąś chorobę, może dlatego nie żyje...
- Tak właśnie mówi Neron... i w tym przejawia się jego niezwykła
przewrotność. To prawda, że wszystkie napoje i potrawy, które spożywał
Brytannik, były najpierw próbowane. Dano mu jednak napój tak gorący, że
mógł go skosztować niewolnik, ale nie mogło wypić dziecko. Wówczas do
czary dolano zimnej wody, w której była rozpuszczona trucizna. Musiało jej być
dużo, skoro Brytannik, bez krzyku, bez żadnej skargi zamknął oczy i upadł.
Kilku mniej roztropnych biesiadników uciekło!... Najprzezorniejsi jednak
zostali, bladzi i drżący, domyślali się bowiem prawdy. Neron zaś, który wtedy
właśnie śpiewał, przechylił się na łożu, przyjrzał Brytannikowi i rzekł:
- To nic, za chwilę przyjdzie do siebie!
I dalej śpiewał rozpoczętą pieśń.
A przecież sam wszystko przygotował wcześniej do pogrzebu. Na Polu
Marsowym stał już nawet stos. Tej samej nocy zaniesiono tam trupa, na którego
ciele wystąpiły fioletowe plamy. To była straszna noc. Trzykrotnie ulewny
deszcz gasił ogień, jakby w ten sposób bogowie wyrażali swoje oburzenie ową
zbrodnią bratobójstwa. Neron kazał wtedy powlec ciało zmarłego żywicą i
smołą. Gdy po raz czwarty rozpalono stos, płomienie buchnęły nagle wysoko ku
niebu, unosząc tam gniewnego ducha Brytannika.
- Ale Burrus! i Seneka!... - zawołała Akte.
- Burrus, Seneka!... - powtórzyła z goryczą nieznajoma - Zatkano im usta
srebrem i złotem, więc milczeli!... - Od tego dnia - mówiła dalej niewiasta,
dobrze znająca wszelkie tajemnice dworu cezara - od tego dnia Neron, ów
szlachetny syn Ahenobarbusów, stał się godnym potomkiem tego plemienia
Miedzianobrodych, o obliczu z żelaza i sercu z ołowiu. Opuścił Oktawię, której
winien był tron i wygnał ją do Kampanii, gdzie z jego rozkazu jest pilnie
strzeżona. Otoczył się woznicami, aktorami i nierządnicami, zaczął wieść
rozpustne życie, co od dwóch lat przejmuje Rzym trwogą i zgrozą.
Twój kochanek bowiem, ów piękny, olimpijski zwycięzca, ten, którego świat
nazywa cezarem, a dworzanie czczą jak boga - gdy nadchodzi noc, opuszcza
swój pałac w przebraniu niewolnika i z głową przykrytą czapką wyzwoleńca
podąża bądz na Mulvius pons, bądz do jakiegoś szynku w dzielnicy Subura.
Tam otoczony gawiedzią, przy dzwiękach cymbałów kapłana Kybele albo
aulusa ladacznicy, znieważa kobiety, bije przechodniów na ulicach, rabuje domy
i dopiero o świcie wraca do Złotego Pałacu, często ze śladami od kijów lub
pięści.
- To niemożliwe - zawołała Akte - spotwarzasz go...
- Mylisz się, dziewczyno, mówię zaledwie część prawdy.
- Nie lękasz się kary za wyjawienie podobnych tajemnic?
- Być może narażam się na zemstę, ale jestem na to przygotowana.
- Jak to... narażasz się świadomie, dobrowolnie?
- Bo tylko ja jedna nie mogę jej uniknąć...
- Kim więc jesteś?
- Jego matką!...
- Agrypina! - wykrzyknęła Akte, zrywając się z łoża i padając na kolana -
Agrypina! Córka Germanika!... Siostra i matka cezarów!... Czego chcesz ode
mnie? Mów, rozkazuj, będę ci posłuszna, jeżeli tylko nie zamierzasz żądać, bym
go przestała kochać... Niezależnie od tego, co mi powiedziałaś, kocham go i
będę kochać zawsze. Jeżeli jednak nie będę mogła posłuchać cię, przynajmniej
umrę.
- Przeciwnie, moje dziecko - kochaj nadal cezara tą miłością szczerą bez
miary, jaką czułaś dla Lucjusza. W tym bowiem cała moja nadzieja, że czystość
twego uczucia zdoła może zwyciężyć zepsucie tej drugiej.
- Drugiej! - powtórzyła dziewczyna z lękiem. - Cezar kocha drugą?
- Nie wiesz o tym?
- Jakże mogę wiedzieć! Gdy szłam za Lucjuszem, nie obchodził mnie cezar.
Pokochałam prostego artystę i powierzyłam mu swoje życie, sądząc, że odpłaci
mi równie szczerym uczuciem. Kim jest ta kobieta?...
- Córka, która zaparła się ojca, żona zdradzająca męża!... Niestety, piękna
kobieta, której bogowie nie odmówili niczego prócz serca. To Sabina Poppea.
- Teraz przypominam sobie to imię. Słyszałam tę wstrętną historię, nie
wiedziałam tylko, że będzie niejako i mnie dotyczyła. Podsłuchałam jak mój
ojciec opowiadał ją drugiemu starcowi i obaj rumienili się ze wstydu!... Ta
kobieta opuściła Krispinusa, swego małżonka, dla Otona?... Prawda? A ten
sprzedał ją podczas uczty, w zamian za rządy w Luzytanii?
- Nie mylisz się - potwierdziła Agrypina.
- I on ją kocha!... Wciąż kocha!
- Tak - odpowiedziała Agrypina z nienawiścią - kocha ją, kocha wciąż. Tkwi
w tym jakaś tajemnica, jakiś napój miłosny, czary. Coś takiego, jak to, czym
Cezonia raczyła Kaligulę!...
- Sprawiedliwi bogowie - zawołała Akte - czy nie dość jestem już ukarana,
nie dość nieszczęśliwa?...
- Mniejsze jest twoje nieszczęście i mniejsza kara niż moja - rzekła Agrypina
- bo ty mogłaś odrzucić jego miłość, ja zaś z woli bogów jestem jego matką.
Czy wiesz już, co wypada ci czynić?
- Oddalić się od niego, nie oglądać go więcej... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Powiem ci - rzekła nieznajoma siadając - kim on jest, trzeba bowiem, by
kochanka znała tego, którego kocha, a niewolnica swojego pana.
- Słucham cię, pani - szepnęła Akte.
- Lucjusz urodził się z dala od tronu, zbliżył się do niego dzięki
powinowactwu, a zasiadł na nim przez zbrodnię.
- Nie on ją popełnił! - zawołała Akte.
- Lecz z niej skorzystał - odparła zimno nieznajoma. - Zresztą burza, która
obaliła drzewo, uszanowała latorośl. Szybko jednak syn poszedł za ojcem:
Brytannikus spoczął przy Klaudiuszu, a tym razem mordercą był sam Neron.
- Kto śmie tak mówić? - zawołała Akte - Kto może go oskarżać o tak
okropną zbrodnię?!
- Wątpisz w to dziewczyno? - mówiła dalej nieznajoma. - Jeśli chcesz
wiedzieć, w jaki sposób dokonano tej zbrodni, opowiem ci.
Pewnego dnia Neron bawił się z rówieśnikami, między którymi był
Brytannik. W sąsiedniej izbie przebywali dworzanie Agrypiny. Neron rozkazał
przyrodniemu bratu, by udał się do sali biesiadnej i coś zaśpiewał, sądząc, że to
dziecko jeszcze nie odważy się tego uczynić i wystawi się na pośmiewisko
swych dworzan. Chłopiec był posłuszny; wszedł w białej szacie do triclinium,
gdzie odbywała się uczta, blady i smutny stanął między biesiadnikami i głosem
pełnym wzruszenia, ze łzami w oczach, zaśpiewał wiersze, które Enniusz, jeden
z naszych wybitnych poetów, przypisał Astyanaksowi:
O mój ojcze! o domu Priama! wspaniały pałacu! świątyni kolumno o
kapitelach, jaśniejących złotem i kością słoniową!... Jam widział, jak padałaś
pod dłonią barbarzyńców! jak się stałaś łupem płomieni!
Zamarł śmiech na ustach biesiadników. Ten bolesny wyrzut zaczerpnięty ze
starej poezji był policzkiem dla nich, ich rozpusty i wyuzdania. Los Brytannika
był już przesądzony.
W rzymskim więzieniu przebywała kobieta, znana ze swych trucizn i
licznych zbrodni. Neron wezwał do siebie trybuna Polliona Juliusza, któremu
podlegało więziennictwo, sam bowiem nie śmiał jeszcze z nią mówić. Następne-
go dnia Pollio Juliusz przyniósł mu truciznę. Nauczyciele Brytannika sami wlali
truciznę do jego czary, ale z obawy, czy z litości, cofnęli się przed
morderstwem. Napój nie był śmiertelny. Wówczas Neron-cezar, ów Neron-bóg
jak go przed chwilą nazwałaś, wezwał trucicieli do swego pałacu, do swej
komnaty, przed ołtarz bogów opiekuńczych domowego ogniska i tam kazał
sporządzić nowy napój. Najpierw wypróbowano go na kozle. Zwierzę żyło
jeszcze pięć godzin, a przez ten czas wzmacniano truciznę. Potem dano ją
dzikowi, który padł natychmiast!... Neron udał się do kąpieli, namaścił
wonnościami, ubrał białą szatę i uśmiechnięty zasiadł do jednego stołu z
Brytannikiem.
- Jeżeli jednak - przerwała Akte - Brytannik rzeczywiście został otruty,
dlaczego nie umarł także niewolnik, kosztujący napoje i dania? Podobno
Brytannik cierpiał na jakąś chorobę, może dlatego nie żyje...
- Tak właśnie mówi Neron... i w tym przejawia się jego niezwykła
przewrotność. To prawda, że wszystkie napoje i potrawy, które spożywał
Brytannik, były najpierw próbowane. Dano mu jednak napój tak gorący, że
mógł go skosztować niewolnik, ale nie mogło wypić dziecko. Wówczas do
czary dolano zimnej wody, w której była rozpuszczona trucizna. Musiało jej być
dużo, skoro Brytannik, bez krzyku, bez żadnej skargi zamknął oczy i upadł.
Kilku mniej roztropnych biesiadników uciekło!... Najprzezorniejsi jednak
zostali, bladzi i drżący, domyślali się bowiem prawdy. Neron zaś, który wtedy
właśnie śpiewał, przechylił się na łożu, przyjrzał Brytannikowi i rzekł:
- To nic, za chwilę przyjdzie do siebie!
I dalej śpiewał rozpoczętą pieśń.
A przecież sam wszystko przygotował wcześniej do pogrzebu. Na Polu
Marsowym stał już nawet stos. Tej samej nocy zaniesiono tam trupa, na którego
ciele wystąpiły fioletowe plamy. To była straszna noc. Trzykrotnie ulewny
deszcz gasił ogień, jakby w ten sposób bogowie wyrażali swoje oburzenie ową
zbrodnią bratobójstwa. Neron kazał wtedy powlec ciało zmarłego żywicą i
smołą. Gdy po raz czwarty rozpalono stos, płomienie buchnęły nagle wysoko ku
niebu, unosząc tam gniewnego ducha Brytannika.
- Ale Burrus! i Seneka!... - zawołała Akte.
- Burrus, Seneka!... - powtórzyła z goryczą nieznajoma - Zatkano im usta
srebrem i złotem, więc milczeli!... - Od tego dnia - mówiła dalej niewiasta,
dobrze znająca wszelkie tajemnice dworu cezara - od tego dnia Neron, ów
szlachetny syn Ahenobarbusów, stał się godnym potomkiem tego plemienia
Miedzianobrodych, o obliczu z żelaza i sercu z ołowiu. Opuścił Oktawię, której
winien był tron i wygnał ją do Kampanii, gdzie z jego rozkazu jest pilnie
strzeżona. Otoczył się woznicami, aktorami i nierządnicami, zaczął wieść
rozpustne życie, co od dwóch lat przejmuje Rzym trwogą i zgrozą.
Twój kochanek bowiem, ów piękny, olimpijski zwycięzca, ten, którego świat
nazywa cezarem, a dworzanie czczą jak boga - gdy nadchodzi noc, opuszcza
swój pałac w przebraniu niewolnika i z głową przykrytą czapką wyzwoleńca
podąża bądz na Mulvius pons, bądz do jakiegoś szynku w dzielnicy Subura.
Tam otoczony gawiedzią, przy dzwiękach cymbałów kapłana Kybele albo
aulusa ladacznicy, znieważa kobiety, bije przechodniów na ulicach, rabuje domy
i dopiero o świcie wraca do Złotego Pałacu, często ze śladami od kijów lub
pięści.
- To niemożliwe - zawołała Akte - spotwarzasz go...
- Mylisz się, dziewczyno, mówię zaledwie część prawdy.
- Nie lękasz się kary za wyjawienie podobnych tajemnic?
- Być może narażam się na zemstę, ale jestem na to przygotowana.
- Jak to... narażasz się świadomie, dobrowolnie?
- Bo tylko ja jedna nie mogę jej uniknąć...
- Kim więc jesteś?
- Jego matką!...
- Agrypina! - wykrzyknęła Akte, zrywając się z łoża i padając na kolana -
Agrypina! Córka Germanika!... Siostra i matka cezarów!... Czego chcesz ode
mnie? Mów, rozkazuj, będę ci posłuszna, jeżeli tylko nie zamierzasz żądać, bym
go przestała kochać... Niezależnie od tego, co mi powiedziałaś, kocham go i
będę kochać zawsze. Jeżeli jednak nie będę mogła posłuchać cię, przynajmniej
umrę.
- Przeciwnie, moje dziecko - kochaj nadal cezara tą miłością szczerą bez
miary, jaką czułaś dla Lucjusza. W tym bowiem cała moja nadzieja, że czystość
twego uczucia zdoła może zwyciężyć zepsucie tej drugiej.
- Drugiej! - powtórzyła dziewczyna z lękiem. - Cezar kocha drugą?
- Nie wiesz o tym?
- Jakże mogę wiedzieć! Gdy szłam za Lucjuszem, nie obchodził mnie cezar.
Pokochałam prostego artystę i powierzyłam mu swoje życie, sądząc, że odpłaci
mi równie szczerym uczuciem. Kim jest ta kobieta?...
- Córka, która zaparła się ojca, żona zdradzająca męża!... Niestety, piękna
kobieta, której bogowie nie odmówili niczego prócz serca. To Sabina Poppea.
- Teraz przypominam sobie to imię. Słyszałam tę wstrętną historię, nie
wiedziałam tylko, że będzie niejako i mnie dotyczyła. Podsłuchałam jak mój
ojciec opowiadał ją drugiemu starcowi i obaj rumienili się ze wstydu!... Ta
kobieta opuściła Krispinusa, swego małżonka, dla Otona?... Prawda? A ten
sprzedał ją podczas uczty, w zamian za rządy w Luzytanii?
- Nie mylisz się - potwierdziła Agrypina.
- I on ją kocha!... Wciąż kocha!
- Tak - odpowiedziała Agrypina z nienawiścią - kocha ją, kocha wciąż. Tkwi
w tym jakaś tajemnica, jakiś napój miłosny, czary. Coś takiego, jak to, czym
Cezonia raczyła Kaligulę!...
- Sprawiedliwi bogowie - zawołała Akte - czy nie dość jestem już ukarana,
nie dość nieszczęśliwa?...
- Mniejsze jest twoje nieszczęście i mniejsza kara niż moja - rzekła Agrypina
- bo ty mogłaś odrzucić jego miłość, ja zaś z woli bogów jestem jego matką.
Czy wiesz już, co wypada ci czynić?
- Oddalić się od niego, nie oglądać go więcej... [ Pobierz całość w formacie PDF ]