[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do niej nie zaglądała. Dałaby głowę, że zawartość koperty dotyczyła
tej genetycznej afery i że wszyscy oni, nie wyłączając Carey, Matta i
Ja-ke'a, są w nią wplątani. Gdy dotrze do Portimao, musi się
stanowczo dobrać do Internetu.
- Ponosi cię fantazja - oświadczył Marcus.
77
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie trzeba mi było pokazywać sztuczek z podnoszeniem skał -
odcięła się Honey. - A teraz żegnam. Może wrócę na kolację.
Max po raz pierwszy wybrał się do Portimao na dłużej.
Normalnie wpadał tu tylko, by uzupełnić paliwo, zaopatrzyć się w
żywność i zadzwonić do siostry do Pittsburgha. Elizabeth była jedyną
osobą, z którą utrzymywał regularny kontakt. Ponadto zostawił jej
dyspozycje co do swojej ostatniej woli. Gdyby kiedyś nie odezwał się
o umówionej porze, siostra niechybnie wszczęłaby alarm.
Dzisiaj jednak nie miał nic do załatwienia, postanowił więc zjeść
lunch w małej restauracyjce na świeżym powietrzu, z widokiem na
port. Najspokojniej jadł zupę, kiedy dostrzegł zbliżającą się
motorówkę Amanda. Stary przewoznik nie był sam. Za sterem
siedziała Elise.
Max poderwał się na równe nogi.
- Nie smakuje arjamołho, senhor!
- %7łe co? - Spojrzał na młodą kelnerkę nieobecnym wzrokiem.
- Zupa, sennor.
- Ależ nie, jest świetna. Maravilhoso. - Wyciągnął z kieszeni
kilka banknotów. - Reszty nie trzeba.
Motorówka tymczasem przybiła do brzegu, a Amando pomagał
pasażerce wysiąść na brzeg.
Maksa nagle opuścił rozsądek. Zamiast uciec póki czas, stał jak
przymurowany. Z daleka nie mógł dostrzec jej twarzy, ale miał
nieodparte wrażenie, że promienie słońca tworzą wokół Elise złotą
aureolę.
78
Anula
ous
l
a
and
c
s
Rozejrzała się po brzegu, zasłaniając ręką oczy. Co za niemądra
dziewczyna, mruknął w duchu. Jak można w taki upał wyjeżdżać z
domu bez ciemnych okularów czy bodaj kapelusza! No nie, może nie
jest mądra, ale na pewno nie brakuje jej sprytu. Domyśliła się, dokąd
odpłynął, i ruszyła za nim w pościg. Właśnie go dostrzegła i
pomachała ręką.
Ostatnia chwila, żeby zwiać! Nim się jednak opamiętał, Elise
przebiegła przez jezdnię i wpadła do restauracji.
- Co za spotkanie! - zawołała wesoło.
- Tego właśnie chciałem uniknąć. - Co za nachalna baba! Każda
normalna kobieta zrozumiałaby, że nie chce jej widzieć. Każda inna,
tylko nie ta bezczelna bogata pannica, której się wydaje, że nikt się jej
nie oprze. Wbrew jednak tym nieprzyjaznym myślom, Max zmienił
nagle ton. - Po co przypłynęłaś? - spytał.
- %7łeby cię odszukać.
- Po co ścigasz człowieka, który wyraznie cię unika?
- %7łeby go przekonać, że nie ma racji.
Max roześmiał się. Elise jest jednak zabawna.
- Masz zle w głowie.
- Wszyscy tak mówią - odparła wesoło. - Jadłeś lunch?
- A jak myślisz?
- Mogę spróbować?
- Nie! - Z czystej przekory usiadł z powrotem przy stole i
przyciągnął talerz z niedojedzoną zupą.
79
Anula
ous
l
a
and
c
s
Elise usiadła naprzeciw niego. Po jej zadowolonej minie Max
poznał poniewczasie, że zrobił dokładnie to, na co liczyła.
- Zresztą nie jestem głodna. Rafaela wspaniale gotuje, a na
dodatek Amando się spóznił, więc zdążyłam nawet zjeść lunch.
- Amando znowu przywiózł kogoś na Brunhię?
- Tak. Jake'a Ingrama z bardzo nadąsaną narzeczoną.
- Czemu Tara była nadąsana? - zapytał szybciej, niż pomyślał.
- Skąd wiesz, jak ma na imię?
Zamiast odpowiedzieć, zajął się swoją zupą.
- Głupio mi jeść samemu. Zamów sobie coś. Ja stawiam -
powiedział w końcu.
Nie pozwoli, żeby za nią płacił. Dopływając do portu zauważyła,
że  Morska burza" stoi z dala od lądu. Najwidoczniej Joe nie ma na
opłaty portowe.
- Zaraz wracam - rzekła, wstając od stołu.
Znalezienie kelnerki, u której zamówiła butelkę wina, płacąc
kartą kredytową, trwało dobrą chwilę. Wracając do stolika
uświadomiła sobie, że Joe miał aż nadto czasu, by znowu jej zwiać.
Ale nie. Nadal siedział tam, gdzie go zostawiła.
- Widzę, że zaczynasz się do mnie przekonywać - stwierdziła,
opadając na krzesło.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Bo nie uciekłeś, chociaż miałeś okazję. A teraz powiedz, skąd
wiesz, że narzeczona Jake'a ma na imię Tara?
Jest nie tylko uparta, ale i bystra, pomyślał z uznaniem.
80
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Jak to skąd? Przecież wciąż piszą o nich w gazetach.
- Fakt. Ale boję się, że po wycieczce na Brunhię Tara zmieni
zdanie. Nie jest przyzwyczajona do jeżdżenia małymi motorówkami i
dosiadania mułów.
- A ty? - spytał ze śmiechem. - Lubisz jezdzić na mule?
- Ja? Nigdy w życiu. Wolę araby mojego taty.
- Mogłem się domyślić. A jak się nazywa twój tata?
- Tom Jones - odparła bez namysłu.
Kiedy kelnerka przyniosła wino, Joe zaczaj protestować, ale
Honey szybko go uciszyła.
- Na pewno lubisz wino. W końcu ty też wychowałeś się na
wschodnim wybrzeżu.
- Skąd wiesz?
- Bo poznałeś się na moim akcencie.
- Jesteś stanowczo za wścibska i za domyślna -odparł niby to
surowym tonem, ale w gruncie rzeczy był rozbawiony jej uporem.
- A gdzie się urodziłeś?
- Powiedzmy, że w krainie fabryk stali.
- Założę się, że w Pittsburghu.
- Tego nie powiedziałem.
- Nie musiałeś. I co tam robiłeś?
- Pracowałem z ojcem na budowach.
- To chyba fajne zajęcie. Więc dlaczego rzuciłeś wszystko, żeby
włóczyć się po świecie?
Max od pół roku zadawał sobie to samo pytanie.
81
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Sam nie wiem. Po to chyba wędruję, żeby zrozumieć, o co mi
naprawdę chodzi - odparł z nieoczekiwaną dla niego samego powagą.
Honey pochyliła się nad stołem.
- Czy to nie dziwne? - spytała z ożywieniem. -Człowiek żyje z
dnia na dzień, wydaje mu się, że niczego mu nie brakuje, aż nagle
pewnego dnia zaczyna zle się czuć we własnej skórze.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Sam nie umiałby lepiej
określić tego, co czuł, kiedy zdecydował się wyruszyć w świat.
- Coś w tym rodzaju - mruknął, sięgając dla niepoznaki po
kieliszek.
- A co budowaliście, ty i twój ojciec?
- Głównie odnawialiśmy stare domy, żeby dobrze je sprzedać.
To nam dawało dużo satysfakcji. Przyjemnie jest widzieć, że
własnymi rękami zrobiło się coś dobrego. Ale potem interes zaczął się
rozwijać. -Umilkł. Zapadła długa cisza.
- Szkoda. Powinno było zostać tak, jak było - odezwała się
wreszcie Honey.
- Czasami człowiek przestaje panować nad tym, co się wokół
niego dzieje.
- Trzeba z tym walczyć.
- Właśnie to robię.
Popatrzyła mu głęboko w oczy. Miała wrażenie, że tym razem
Joe naprawdę z nią rozmawia.
82
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Może się mylę, ale pewnie wasze przedsiębiorstwo rozrosło się
w coś naprawdę wielkiego, wielką firmę budowlaną czy coś w tym
rodzaju. Nie mam racji?
- Widocznie można mnie równie łatwo przejrzeć na wylot jak
ciebie.
- Mnie można przejrzeć na wylot? - obruszyła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl