[ Pobierz całość w formacie PDF ]

liczoną, a i tak jego pobyt w Londynie przeciągnie się o całych sześć godzin, wskutek czego
będzie musiał jechać do Hamburga starym i niewygodnym okrętem.
 A wyjeżdża jutro wieczorem?  zapytał Paweł.
 Tak, ale niech pan nawet nie próbuje spotkać się i rozmówić się z nim w porcie, gdyż
przyjedzie przed samym odejściem statku z pewnego oficjalnego przyjęcia. Wszystkie intere-
sy może pan załatwić u naszego londyńskiego przedstawiciela, który ma całkowite pełno-
mocnictwo.
 Trudno  powiedział Paweł, pożegnał się i wyszedł.
%7łe spotka i pozna Willisa na obiedzie u Brightona, wiedział o tym dobrze. Natomiast było
wysoce wątpliwe, czy na tym przyjęciu uda mu się zamienić z amerykańskim potentatem
więcej niż kilka zdawkowych słów.
A rozmówić się z nim musiał, od tej rozmowy bowiem zależało zbyt wiele. Od tej rozmo-
wy zależało, czy wynalazek Ottmana będzie tylko małym i niepewnym zródłem dochodu, czy
żyłą, która przyniesie miliony. Zresztą i samo zaproszenie do Brightona nie było tak pewne,
jak to początkowo przypuszczał.
Z niepokojem wracał do hotelu. Postanowił sobie, że nawet w wypadku nieotrzymania za-
proszenia dowie się o adres wiejskiej posiadłości Brightona i pojedzie tam na siódmą lub
ósmą. Jest cudzoziemcem i z powodzeniem może udawać, że nie zauważył takiego drobiazgu,
jak zaproszenie bez podania adresu.
Obawy jednak były niesłuszne. W hotelu dowiedział się, iż Brighton polecił widocznie
któremuś ze swych urzędników rzucić kartę, gdyż znalazł ją w swojej skrzynce wraz z listem,
zapraszającym do Maring Hill pod Eton.
Przyszło kilka listów z kraju. Holder donosił, iż wszystko jest w porządku, załączył też li-
stę kilkudziesięciu osób, które, w tym czasie chciały się z Pawłem widzieć.
Od Krzysztofa nie było ani jednego słowa i Paweł pomyślał, że to zupełnie leży w naturze
tej dziewczyny. Nigdy się nie narzuca. W gruncie rzeczy brak listu sprawił mu przykrość.
Było to bardzo ładnie z jej strony, że nawet nie zapytała Pawła o cel podróży. Może jednak i
32
naprawdę zupełnie się tym nie interesuje... Albo zadowalnia się pisaniem swoich egzaltowa-
nych, tragicznych listów, z góry przeznaczonych na niewysłanie.
Sięgnął do stojącego na biurku pudła i położył przed sobą arkusz papieru i kopertę. Długo
rozkręcał wieczne pióro, lecz w końcu schował je do kieszeni i zszedł na obiad do sali restau-
racyjnej. Po drodze zatrzymał się przed portierem:
 Jutro wieczorem powiedział  wyjeżdżam na krótko do Hamburga. Numer zatrzymuję.
Muszę jechać okrętem, który odpływa jutro wieczorem między godziną dziesiątą a dwunastą
lub może trochę pózniej. Proszę wyszukać mi ścisłą godzinę odjazdu i kupić bilet pierwszej
klasy.
W godzinę pózniej, gdy Paweł wracał do siebie, portier oświadczył, iż rzecz załatwiona.
Niestety jest to okręt posiadający tylko dwie kabiny pierwszej klasy i obie już sprzedane.
Wobec tego portier zamówił kabinę drugiej klasy. Odjazd okrętu nastąpi punktualnie o godzi-
nie dwunastej minut czterdzieści od przystani w Greenwich Pier.
Wieczór spędził Paweł na studiowaniu zebranych materiałów, a nazajutrz całe przedpołu-
dnie na zbieraniu nowych. Widział się też z Isaaksonem i kierując się jego wskazówkami,
zawarł znajomość z kilku ludzmi pomniejszych interesów w branży kauczukowej.
Wszystkie rozmowy i zabiegi dotyczące przyszłej działalności Centrali Eksportowej mu-
siał odłożyć na pózniej. Po przejrzeniu rozkładów jazdy i kursów okrętowych stwierdził, że w
dwie godziny po przybyciu do Hamburga będzie miał powrotny okręt do Londynu. Nie za-
trzyma się tu dłużej i wprost z portu pojedzie na dworzec kolejowy. Trzeba tylko już teraz
kupić miejsce w wagonie sypialnym do Manchesteru.
Nie liczył zbytnio na bank  Lloyd and Bower , lecz w każdym razie zanim zacząłby za-
biegać o kredyty w bankach londyńskich, sam rozsądek wskazywał zwrócenie się do banku, z
którym ojciec znajdował się w stosunkach finansowych i który do samego nazwiska Dalczów
musi mieć zaufanie.
Gdy zajechało eleganckie torpedo hotelowe, wszystko już było gotowe. Paweł zajął miej-
sce obok szofera i auto ruszyło. Pomimo szybkiej jazdy upłynęło ponad trzy kwadranse, za-
nim zaczęły się przerzedzać ulice i rozpływać w zielonej przestrzeni.
Wreszcie wyciągnęła się pod kołami samochodu równa jak stół, lśniąca asfaltowa szosa,
przecięta przez środek białą linią. Po obu stronach, odgrodzone półmetrowej wysokości ka-
miennym murkiem, rozciągały się nieprawdopodobnie zielone otwarte przestrzenie, parki o
od wieków pielęgnowanych trawnikach, z rzadkimi kępami drzew i krzewów. Tu i ówdzie
mijali farmy, tu i ówdzie dostrzegali pasące się jelenie i sarny. Z rzadka tylko mignął gdzieś
kawałek użytkowej uprawnej ziemi.
Jak okiem sięgnąć wszystko tu było poddane gorliwej opiece ludzkiej, pracującej dla za-
chowania piękności krajobrazu i niepokalanej estetyki każdego szczegółu.
Może sobie Anglia pozwolić na luksus niekorzystania z tego, co może dać ziemia  myślał
Paweł  przecie trzy piąte świata składa haracz swych bogactw i swego trudu na utrzymanie
tych parków.
Przejeżdżali przez gęsto rozsypane wsie i miasteczka, przypominające raczej szykowne
willowe osady niż skupiska domów zamieszkałych przez chłopów i drobne mieszczaństwo.
Tooting, Merton, Kingston, wspaniały ogrom parków Hampton Court, Staines i oto spośród
gajów wyrastające wzgórze Windsoru, ukoronowane masywnymi basztami starego królew-
skiego zamku. Wśród rozgałęzień asfaltowych szos wielka, szeroka, żółta wstęga, spływająca
od wrót zamku w zielone niziny.
Szofer snadz zauważył obejrzenie się Pawła w tę stronę, gdyż powiedział:
 Ta droga jest zamknięta dla pojazdów mechanicznych. Używana jest tylko raz do roku,
kiedy król jedzie na otwarcie wyścigów.
33
Droga do Eton przebiegała tuż koło potężnych murów Windsoru, spadała w kilka głębo-
kich siodeł pagórków i wciskała się w wąskie uliczki między gmachy starego kolegium. Tuż
za Eton skręcała w prawo.
 Oto i Maring Hill  powiedział szofer, wskazując ruchem głowy szeroki, płaski budynek,
niemal zupełnie zakryty drzewami na pobliskim wzgórzu.
Był to stary dom z końca osiemnastego wieku, odziedziczony lub prawdopodobnie nabyty
przez prezesa Brightona. Niżej stały czworobokiem zabudowania gospodarskie, stajnie i gara-
że, z lewej rozciągało się pole golfowe. Za domem oczywiście musiał być kort tenisowy.
Wbrew zapowiedziom gospodarza o skromnym przyjęciu Paweł zastał już w hallu kilkana-
ście osób. Panowie prawie wszyscy już po pięćdziesiątce i również przeważnie starsze panie
w jasnych wieczorowych sukniach rozmawiali grupkami w hallu i w przyległych pokojach.
Pan Brighton przedstawił Pawła żonie, bardzo wysokiej siwej damie o manierach królo-
wej, z resztą towarzystwa nowo przybyły wymienił sakramentalne sztywne skinięcie głowy.
Zapalono już światło, gdy przybył William Willis.
Był to jeszcze młody człowiek o różowej, szeroko uśmiechniętej twarzy, z kopą zle ucze-
sanych blond włosów na stożkowatej głowie. Wyglądał na pomocnika aptekarskiego z małe-
go miasteczka, przy czym frak, sztywny gors i wysoki kołnierzyk najwidoczniej bardzo mu
przeszkadzały, gdyż ustawicznie wykonywał łopatkami niecierpliwe ruchy i zanurzał dwa lub [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl