[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jednak odpowiedz, którą otrzymała, spowodowała gwałtowne przyspieszenie rytmu
jej serca.
- Posłałem pana Murphy'ego na kolację do pani MacEwan powiedział lord Denham,
wyjmując fajkę z kieszonki kamizelki i napełniając ją tytoniem z małego kapciucha. Kiedy
Roberts upora się z pracą, obaj wrócą do miasteczka.
- Ale... Emma spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. Chyba nie zamierzasz
zostać tu na noc, prawda, James?
Odchylił się na krześle i spokojnie zapalił fajkę. Było oczywiste, że właśnie ma taki
zamiar.
- Chyba nie myślisz, że mógłbym wrócić do gospody, Emmo powiedział rozbawiony.
Sędzia Reardon ma tam pokój. Nie sądzisz, że mógłby się zdziwić, że państwo młodzi
oddzielnie spędzają noc poślubną? Nie przeszkadza ci, że palę?
W odpowiedzi na ostatnie pytanie Emma potrząsnęła szybko głową, skupiona na
czymś innym. James zamierza znów nocować w jej chacie? Chyba nie myśli... nie sądzi, że...
Zerknęła na jego muskularną postać, rozciągniętą niezbyt wygodnie był o wiele
masywniejszy od swojego kuzyna w fotelu Stuarta, i stwierdziła, że jej obawy są śmieszne.
Na pewno James postanowił spać na rozkładanej ławie. Nic innego nie przyszłoby mu nawet
do głowy. Ich związek jest tylko zwykłą formalnością. Przecież sam zaproponował
unieważnienie małżeństwa, prawie jednocześnie ze złożeniem jej propozycji zaślubin.
Na pewno ma zamiar spać na ławie. Oczywiście, że tak.
Kiedy Emma już się całkowicie co do tego upewniła, przyszedł jej znowu na myśl ten
nieszczęsny pocałunek. Przypuśćmy, że on pocałuje ją na dobranoc? Przypuśćmy, że z
jakiegoś powodu pocałuje ją znowu w usta, nie w policzek? To jest możliwe. Przypuśćmy, że
to, co się zdarzyło w zamku, powtórzy się w jej chacie? %7łe ona się całkowicie zatraci w jego
ramionach? %7łe jego pocałunek wyzwoli w niej nagłe, nieodparte pragnienie, żeby... żeby...
Emma nie była pewna, jakie pragnienia wyzwolił w niej pocałunek Jamesa, a jeśli
nawet wiedziała, to wstydziła się do tego przyznać. Stuart miał rację, mówiąc, że jest
rozwiązła. Powinna zacząć myśleć o wyższych sprawach zamiast o przyjemnościach
fizycznych.
To było przerażające, że na pocałunek mężczyzny a tym bardziej takiego mężczyzny
jak James Marbury tak gorąco odpowiedziała.
Przyszło jej do głowy, że najlepiej będzie, jeśli od razu uda się na spoczynek, dopóki
jest jeszcze Roberts. Przy lokaju nie mogło być mowy o niczym innym, jak tylko o
zdawkowym pocałunku na dobranoc. Emma nie pozwoli już sobie na to, żeby się zachować
jak w zamku MacCreigh... tego byłoby za wiele!
Wstała tak szybko, że omal nie przewróciła swojego kieliszku z winem, ale na
szczęście Roberts był obok i nie dopuścił do rozlania trunku.
- Ponieważ jutrzejszy dzień na pewno będzie męczący, chciałabym się już położyć.
Dobranoc, milordzie.
Wyciągnęła dłoń do hrabiego, który szybko zerwał się na nogi.
- Jest jeszcze dość wcześnie powiedział.
- Tak, ale na wsi wstajemy razem z kurami odrzekła. O ile kogut nie ucieknie, dodała
w duchu. Dobranoc, milordzie. Dziękuję za wspaniałą kolację i za to... że się pan ze mną
ożenił.
Te słowa dziwnie brzmiały w jej uszach, chociaż wypowiedziała je z pełnym
przekonaniem. To był naprawdę piękny gest ze strony lorda Denhama, że zdecydował się z
nią ożenić.
Narażał się przecież na utratę dobrego imienia przy unieważnianiu tego małżeństwa,
więc powinien wiedzieć, że ona to docenia... a jednocześnie pragnie utrzymać pewien
dystans. Musi go utrzymać, bo pózniej trudno się jej będzie wyzwolić spod uroku, który już
zaczyna na nią działać. Dlaczego nie potrafi zwrócić myśli ku wyższym sprawom, co z taką
łatwością przychodziło Stuartowi?
James popatrzył ze zdziwieniem na wyciągniętą dłoń. Przytrzymał ją, ale zamiast
potrząsnąć, podniósł jej palce do ust. To dziwnie romantyczny gest, pomyślała Emma, u
człowieka, który zawsze kierował się rozumem, nigdy sercem. Tylko jej serce biło
przyspieszonym rytmem, kiedy poczuła dotyk jego ciepłych warg na swojej skórze.
- Dobranoc, Emmo powiedział.
W świetle płomieni tańczących w palenisku kominka twarz Jamesa była jeszcze
bardziej urodziwa niż kiedykolwiek. Wydawało się, że coś złagodziło jego rysy, nadało
miękkie kontury jego zaciętym, twardym ustom i wyraz czułości surowemu przedtem
spojrzeniu.
Teraz twarz hrabiego wyrażała tylko jedno szczerą troskę, Emma nie potrafiła inaczej
tego określić o nią.
- Zpij dobrze powiedział, owiewając jej palce swoim ciepłym oddechem.
W tym świetle jego oczy miały kolor bursztynu jak oczy kota. A raczej... tygrysa.
Emma widziała kiedyś tygrysa w prywatnym zoo, do którego zabrał ją James. Była wtedy
zafascynowana, dziwnie zafascynowana jak teraz, kiedy dotykał jej dłoni.
- Przepraszam wyjąkała, wyrywając mu rękę. Szybko wybiegła z izby, w której
zrobiło się nagle zbyt gorąco.
Jeśli jednak spodziewała się, że w swojej sypialni zazna rozkoszy samotności i
spokoju, to bardzo się myliła. Był tam spokój, ale nie można było mówić o samotności.
Na środku łóżka leżała Una, machając radośnie ogonem. Chciała pokazać Emmie
ośmioro świeżo narodzonych szczeniąt poruszających się niezdarnie po przemoczonej
doszczętnie pościeli Emmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl