[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na całe to zamieszanie z chłodną obojętnością. Zgiełk wokół nich narastał, ale Lorenzo
nie odrywał od Sarah wzroku.
- Księżyc patrzy też na Lottie - powiedział miękko. - Powie jej, jaka jesteś piękna. -
Uśmiechnął się przelotnie. - A zwłaszcza, jakie masz piękne paznokcie.
Sarah roześmiała się i nagle wszystkie światła i błyski fleszów przybladły w po-
równaniu z tym uśmiechem. Z podniesioną głową, z palcami mocno splecionymi z jego
palcami pozwoliła się prowadzić do wejścia do teatru. Lorenzo, bardzo opanowany, wy-
dawał się zupełnie nie zwracać uwagi na kłębiący się wokół tłum i szeregi dziennikarzy
wykrzykujących jego imię.
Wchodzili już do środka, a krzyki tłumu odbijały się od ścian. Tia i Ricardo pozo-
wali do zdjęć. Ludzie cisnący się wokół Sarah i Lorenza, kiedy szli do wejścia, cofnęli
się teraz. Obie pary stanęły nagle twarzą w twarz. Nic, ani fotki w kolorowych magazy-
nach, ani rozbierane zdjęcia, które narobiły tyle szumu, ani oglądane filmy, nie przygo-
towało Sarah na to, jak zachwycająca jest w istocie Tia. W tym momencie zrozumiała, że
najbardziej wyszukany makijaż czy najdroższa nawet suknia nie zbliżą jej ani odrobinę
do urody stojącej przed nią kobiety. W blasku reflektorów jej skóra była świetlistokremo-
wa, a jej słynne, kocie oczy błyszczały intensywniej niż szmaragdy, które nosiła na szyi i
w uszach. Tia była po prostu niezwykła.
I była w ciąży.
Sarah zupełnie o tym zapomniała. Lorenzo mocniej zacisnął palce na jej dłoni i w
tej chwili była boleśnie świadoma jego bólu. Ale zaraz puścił jej dłoń i to okazało się bo-
lesne dla niej.
- Witaj, Lorenzo. - Gos Tii był jak masło, rozpuszczające się na grzance: pełny, le-
niwy, lubieżny.
Lorenzo skinął głową.
- Tia. Ricardo.
R
L
T
Ależ był chłodny. Grzeczny do granic bezczelności. Sarah miała świadomość, że
wszystkie bez wyjątku obiektywy są wycelowane w nich, i starała się jak mogła zacho-
wać nieprzenikniony wyraz twarzy. Zabawa w celebrytkę była trudniejsza, niż przy-
puszczała, ale Lorenzo, Tia i Ricardo najwyrazniej byli w niej mistrzami.
- Nie przedstawisz nas? - Tia popatrzyła na Sarah z promiennym uśmiechem.
- Sarah, to jest Tia, moja była żona, i Ricardo Marcello.
Przystojna twarz Ricarda Marcella była śmiesznie znajoma, ale na Sarah legendarni
gwiazdorzy nie robili najmniejszego wrażenia. Jego opalona skóra i banalnie zarysowana
szczęka miały w sobie coś plastikowego. Coś nijakiego było w prostym nosie i niebie-
skich oczach. Stanowił całkowite przeciwieństwo Lorenza, który był wyrazisty i nie-
skończenie bardziej pociągający.
- Sarah? - Tia przerwała jej rozmyślania. - Rozmawiałyśmy przez telefon, prawda?
Jesteś gospodynią Lorenza? - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Cudownie! Pięknie wy-
glądasz! Dobrze się bawisz? To wszystko jest bardzo ekscytujące, nie sądzisz?
- Powiedziałabym, że raczej nierzeczywiste - odpowiedziała.
Tia roześmiała się, odrzucając głowę do tyłu, gestem znanym ze zdjęcia u Gennara,
a dookoła rozbłysły flesze.
- Przypuszczam, że dla nas nawet bardzo rzeczywiste, chociaż Lorenzo nigdy nie
potrafił się tym cieszyć, prawda, kochanie? Zdaje się, że chcą sfotografować naszą trój-
kę. Przypuszczam, że nie będą mieli nic przeciwko także i twojej obecności, Sarah.
Stanęli przed rzędem dziennikarzy. Lorenzo lekko objął Sarah ramieniem, ale ona
miała wrażenie, że mentalnie jest bardzo daleko.
- Będziesz jutro na konferencji prasowej, prawda? - zwróciła się Tia do Lorenza,
kiedy wchodzili do sali projekcyjnej.
- Nie - odpowiedział szorstko, a ona zrobiła obrażoną minę.
- Doprawdy, Lorenzo, kiedyś w końcu musisz spotkać się z prasą. Wiem, że to nie-
łatwe - jej głos przeszedł w zmysłowy pomruk - ale jeżeli oboje...
- To nie ma nic wspólnego z tobą, Tia - powiedział zimno. - Sarah ma małą có-
reczkę i musimy wracać do domu.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl