[ Pobierz całość w formacie PDF ]
milczeniu. Przyjaciel przeprowadził mnie na drugą stronę ulicy i ustawił twarzą w kierunku mojego
biura.
Idz powiedział konferencję masz. I, na miłość boską, nabierz odrobinę równowagi
umysłowej&
Poszłam przed siebie, bo cóż mi innego pozostało? Nawet się nie ; wiele spózniłam, ale o czym
była mowa na tej konferencji, do dziś nie, potrafię sobie przypomnieć. I, co najdziwniejsze,
wracając do domu, nie wpadłam pod żaden samochód, nie zapomniałam, gdzie mieszkam, i nawet
się za mną nikt na ulicy specjalnie nie oglądał&
Dwuosobowość bohatera Batory zlekceważył całkowicie. Ja go widziałam jako jednego aktora,
odpowiednio podrobionego, grającego dwie różne osoby, Batory moją wizję wykluczył
bezapelacyjnie. Jedyne ustępstwo, na jakie poszedł, to pomyłka popełniona przez psa, zle mówię,
spowodowana przez psa, a popełniona przez Krystynę Sienkiewicz, ujawniona w ogrodzie Saskim.
Coś w końcu z tej książki musiało zostać, wypaczone karkołomnie, ale jednak. W dodatku ta
pomyłka, w książce zasadnicza, w filmie kompletnie straciła znaczenie i konsekwentnie
wyeliminowała ze scenariusza całą batalię telefoniczną. Rany boskie, blisko połowa tekstu& !
Wszelka broń wypadła mi z ręki&
I co teraz? Co ja mam teraz zrobić? Już rzeczywiście wszystko przepadło?
Chyba tak&
Nigdy w życiu nie dowiem się, kim był człowiek, który przypadkiem włączywszy się w mój
telefon, uratował moje nadpęknięte serce i który przysięgam na pewno istniał&
CZZ DRUGA
Człowiek, siedzący za biurkiem naprzeciwko mnie, przyjrzał mi się z uśmiechem na ustach, ale
bez uśmiechu w oczach. Przyjrzałam mu się wzajemnie, rozważyłam sytuację i postanowiłam
mówić prawdę.
Dobrze powiedziałam zrelacjonuję panu tę hecę. Ale uprzedzani pana, że to może
długo potrwać.
Nie szkodzi, mamy mnóstwo czasu. Tu są papierosy, a zaraz nam przyniosą kawę. Cieszę się,
że się pani zdecydowała& Proszę, niech pani mówi.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam&
Po dobrej godzinie w pokoju było pełno dymu, na stole stały szklanki po kawie, a pan po drugiej
stronie biurka słuchał bez komentarzy z wyraznym zainteresowaniem na obliczu. Zamilkłam na
chwilę, bo mi zaschło w gardle.
Nie powiem panu ani słowa więcej, dopóki nie dostanę chociaż odrobiny wody sodowej
oświadczyłam.
Natychmiast będzie cały syfon! Niech pani mówi dalej, to zaczyna być coraz bardziej
interesujące.
& Po wszystkim, co mnie spotkało, wpadłam w przerażającą depresję. Rzadko mi się zdarza taki
stan doskonałej apatii i zniechęcenia, ale tym razem ten stan doszedł do zenitu. %7łycie zrobiło się
beznadziejnie obrzydliwe i doprawdy nie widziałam żadnego powodu, dla którego warto byłoby w
ogóle się rodzić.
Siedziałam w pracowni razem z Januszem i Wiesiem i wszyscy troje byliśmy zajęci pracą.
Wiesio robił makietę pagórkowatego terenu, na którym miał stanąć kompleks budynków
mieszkalnych. Janusz kreślił elewacje, a ja kończyłam detale stalowej bramy w ogrodzeniu.
Odwracając rysunek na drugą stronę, spojrzałam na nich, patrzyłam przez chwilę i nagle dotarła do
mnie świadomość tego, jak idiotyczne i groteskowe są nasze poczynania. Siedzi w pokoju troje
dorosłych ludzi z wyższym wykształceniem. Jedno z nich z przejęciem wycina z plasteliny
prostopadłościany o kubaturze pół centymetra sześciennego. Drugie w skupieniu dziobie redisówką
w kalkę, stawiając na niej nieprzeliczone roje kropek, a trzecie, to znaczy ja, pracowicie zamazuje
ołówkiem po lewej stronie nieforemne figury geometryczne. Na litość boską, po to było kończyć
studia, uczyć się tyle lat, żeby teraz wykonywać takie czynności?
Januszek, jak myślisz? spytałam. Gdybyś się tak z rok mniej uczył, to pewnie byś nie
dał rady?
Janusz spojrzał na mnie błędnym wzrokiem.
Co bym nie dał rady?
Stawiać tych kropek.
Jakich kropek?
Popatrz, co masz przed sobą, i zastanów się, co robisz. Janusz patrzył na mnie nie pojmując, o
co mi chodzi. Spojrzał na stół przed sobą, a potem znów na mnie ze zdumieniem i niepokojem w
oczach.
O co chodzi? Coś zle zrobiłem? Pokiwałam głową i westchnęłam smutnie.
No widzicie? Tak go te frapujące czynności ogłupiły, że sobie nie zdaje sprawy z tego, co
robi. Zastanówcie się, czym my w tej chwili jesteśmy zajęci, i powiedzcie mi: czy na pewno do tego
stukania patykiem po kalce i grzebania w plastelinie potrzebny jest dyplom? Może by nam matura
wystarczyła?&
Obydwaj patrzyli na mnie pełnym zainteresowania spojrzeniem, nieco zaskoczeni moimi
dziwnymi refleksjami. Po chwili spojrzeli na siebie nawzajem i wreszcie do nich dotarło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
milczeniu. Przyjaciel przeprowadził mnie na drugą stronę ulicy i ustawił twarzą w kierunku mojego
biura.
Idz powiedział konferencję masz. I, na miłość boską, nabierz odrobinę równowagi
umysłowej&
Poszłam przed siebie, bo cóż mi innego pozostało? Nawet się nie ; wiele spózniłam, ale o czym
była mowa na tej konferencji, do dziś nie, potrafię sobie przypomnieć. I, co najdziwniejsze,
wracając do domu, nie wpadłam pod żaden samochód, nie zapomniałam, gdzie mieszkam, i nawet
się za mną nikt na ulicy specjalnie nie oglądał&
Dwuosobowość bohatera Batory zlekceważył całkowicie. Ja go widziałam jako jednego aktora,
odpowiednio podrobionego, grającego dwie różne osoby, Batory moją wizję wykluczył
bezapelacyjnie. Jedyne ustępstwo, na jakie poszedł, to pomyłka popełniona przez psa, zle mówię,
spowodowana przez psa, a popełniona przez Krystynę Sienkiewicz, ujawniona w ogrodzie Saskim.
Coś w końcu z tej książki musiało zostać, wypaczone karkołomnie, ale jednak. W dodatku ta
pomyłka, w książce zasadnicza, w filmie kompletnie straciła znaczenie i konsekwentnie
wyeliminowała ze scenariusza całą batalię telefoniczną. Rany boskie, blisko połowa tekstu& !
Wszelka broń wypadła mi z ręki&
I co teraz? Co ja mam teraz zrobić? Już rzeczywiście wszystko przepadło?
Chyba tak&
Nigdy w życiu nie dowiem się, kim był człowiek, który przypadkiem włączywszy się w mój
telefon, uratował moje nadpęknięte serce i który przysięgam na pewno istniał&
CZZ DRUGA
Człowiek, siedzący za biurkiem naprzeciwko mnie, przyjrzał mi się z uśmiechem na ustach, ale
bez uśmiechu w oczach. Przyjrzałam mu się wzajemnie, rozważyłam sytuację i postanowiłam
mówić prawdę.
Dobrze powiedziałam zrelacjonuję panu tę hecę. Ale uprzedzani pana, że to może
długo potrwać.
Nie szkodzi, mamy mnóstwo czasu. Tu są papierosy, a zaraz nam przyniosą kawę. Cieszę się,
że się pani zdecydowała& Proszę, niech pani mówi.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam&
Po dobrej godzinie w pokoju było pełno dymu, na stole stały szklanki po kawie, a pan po drugiej
stronie biurka słuchał bez komentarzy z wyraznym zainteresowaniem na obliczu. Zamilkłam na
chwilę, bo mi zaschło w gardle.
Nie powiem panu ani słowa więcej, dopóki nie dostanę chociaż odrobiny wody sodowej
oświadczyłam.
Natychmiast będzie cały syfon! Niech pani mówi dalej, to zaczyna być coraz bardziej
interesujące.
& Po wszystkim, co mnie spotkało, wpadłam w przerażającą depresję. Rzadko mi się zdarza taki
stan doskonałej apatii i zniechęcenia, ale tym razem ten stan doszedł do zenitu. %7łycie zrobiło się
beznadziejnie obrzydliwe i doprawdy nie widziałam żadnego powodu, dla którego warto byłoby w
ogóle się rodzić.
Siedziałam w pracowni razem z Januszem i Wiesiem i wszyscy troje byliśmy zajęci pracą.
Wiesio robił makietę pagórkowatego terenu, na którym miał stanąć kompleks budynków
mieszkalnych. Janusz kreślił elewacje, a ja kończyłam detale stalowej bramy w ogrodzeniu.
Odwracając rysunek na drugą stronę, spojrzałam na nich, patrzyłam przez chwilę i nagle dotarła do
mnie świadomość tego, jak idiotyczne i groteskowe są nasze poczynania. Siedzi w pokoju troje
dorosłych ludzi z wyższym wykształceniem. Jedno z nich z przejęciem wycina z plasteliny
prostopadłościany o kubaturze pół centymetra sześciennego. Drugie w skupieniu dziobie redisówką
w kalkę, stawiając na niej nieprzeliczone roje kropek, a trzecie, to znaczy ja, pracowicie zamazuje
ołówkiem po lewej stronie nieforemne figury geometryczne. Na litość boską, po to było kończyć
studia, uczyć się tyle lat, żeby teraz wykonywać takie czynności?
Januszek, jak myślisz? spytałam. Gdybyś się tak z rok mniej uczył, to pewnie byś nie
dał rady?
Janusz spojrzał na mnie błędnym wzrokiem.
Co bym nie dał rady?
Stawiać tych kropek.
Jakich kropek?
Popatrz, co masz przed sobą, i zastanów się, co robisz. Janusz patrzył na mnie nie pojmując, o
co mi chodzi. Spojrzał na stół przed sobą, a potem znów na mnie ze zdumieniem i niepokojem w
oczach.
O co chodzi? Coś zle zrobiłem? Pokiwałam głową i westchnęłam smutnie.
No widzicie? Tak go te frapujące czynności ogłupiły, że sobie nie zdaje sprawy z tego, co
robi. Zastanówcie się, czym my w tej chwili jesteśmy zajęci, i powiedzcie mi: czy na pewno do tego
stukania patykiem po kalce i grzebania w plastelinie potrzebny jest dyplom? Może by nam matura
wystarczyła?&
Obydwaj patrzyli na mnie pełnym zainteresowania spojrzeniem, nieco zaskoczeni moimi
dziwnymi refleksjami. Po chwili spojrzeli na siebie nawzajem i wreszcie do nich dotarło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]