[ Pobierz całość w formacie PDF ]

minionych dwudziestu minut co najmniej trzy razy nie otarli się o śmierć.
- Nie, teraz.
- Nie mogę, spróbuj mnie zrozumieć. Jestem na bardzo ścisłej diecie,
nawet nie wyobrażasz sobie, ilu rzeczy muszę sobie odmawiać. Jedną z
nielicznych przyjemności, na jakie mogę sobie pozwolić, jest prażona
81
R S
kukurydza właśnie w kinie Majestic - gorąca, ze świeżym, prawdziwym
masłem. Zawsze dokładnie piętnaście minut przed rozpoczęciem seansu.
Kiedy kukurydza wypada z maszyny i kładziesz na nią masło, to ono
naprawdę skwierczy. Z chęcią z tobą porozmawiam, ale w tej chwili
ważniejsze jest co innego - dodała, otwierając drzwi.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, co właśnie zrobiłaś?
- Umalowałam się.
- Chodzi mi o twoją jazdę - mówił, starając się trzymać gniew na
wodzy. - O mało nas nie zabiłaś.
- Przestań wrzeszczeć.
- Ja nie wrzeszczę.
- Chodzi o ton, jakim się do mnie zwracasz. Wiesz, to już robi się
nudne, takie ciągłe krytykowanie. To, jak gotuję, jak jeżdżę. Wrzeszczysz
na mnie, nawet o tym nie wiedząc. Co będzie dalej? %7łe zle się ubieram?
yle całuję?
Nigdy! Tylko przez jeden ulotny moment poczuł dotyk jej ust, a już
nie mógł o tym zapomnieć.
- Co mi przyjdzie z całowania, kiedy będę martwy? Ty chyba nie
możesz się oprzeć pokusie, żeby zakończyć mój nędzny żywot, prawda?
Bo chyba dlatego przejechałaś przed czołem rozpędzonego pociągu, który
zresztą nadjeżdżał z mojej strony.
- Nie mów głupstw. Pociąg nie był bliżej niż dziesięć metrów.
- Nawet nie było czasu, żeby życie zdążyło mi przelecieć przed
oczami.
- Och, proszę. Nie rób z tego melodramatu. Musisz starać się myśleć
pozytywnie. W twojej pracy nie grozi ci większe niebezpieczeństwo, chyba
że drzewo spadnie ci na głowę, prawda? Poza tym to prawda, że w chwili
82
R S
śmierci człowiek widzi całe swoje dotychczasowe życie, więc jeśli nie
zdarzyło to ci się teraz, to jeszcze trochę pożyjesz. Możesz wreszcie się
trochę odprężyć. Lepiej ci? A więc chodzmy.
- Rozpędzony pociąg jechał prosto na nas - powtórzył przez
zaciśnięte zęby Chance.
- Skąd mogłam wiedzieć, że oni w końcu naprawią ten szlaban? Czy
ja jestem Duchem Zwiętym, czy co? Przez dwa tygodnie był zepsuty i nie
dawał się podnieść, więc trzeba było go objeżdżać. Chodzmy wreszcie.
- Hanno...
- Wiem, co chcesz teraz powiedzieć. Tak, nie zatrzymałam się przy
znaku  stop". Powiem ci, dlaczego - bo ty mnie denerwujesz. To wszystko
twoja wina. A teraz wysiadaj. Szkoda czasu.
- Ja cię denerwuję? - powtórzył, śmiejąc się sarkastycznie. - Coś jest
nie tak z tutejszymi przepisami, jeśli komuś takiemu dają prawo jazdy.
- Wielkie dzięki. Na szczęście jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że
oskarża się Teksas o wszystko, kiedy ktoś nie może poradzić sobie w
kontaktach z prawdziwym światem, gdzie kobiety są kobietami, a
mężczyzni mężczyznami. A teraz wysiadaj - zażądała, popychając go. -
Nie chcesz? No to siedz, co mnie to obchodzi.
Chance wyskoczył z samochodu, podbiegł do drzwi z jej strony i
praktycznie wyciągnął ją na zewnątrz. Stał, przyciskając ją do karoserii,
czując swoim twardym i rozpalonym ciałem wszystkie jej zaokrąglenia i
miękkości. Z bliska widział dokładnie jej złotawe oczy, lekko przysłonięte
gęstymi rzęsami, lekko zadarty nos z siateczką piegów, pięknie wykrojone
usta.
Zniżył głowę i dotknął ich swoimi wargami - delikatnie, jakby to
było muśnięcie skrzydłami motyla. Hanna zaś wciągnęła głośno powietrze
83
R S
i przysunęła się bliżej, co sprawiło, że pękła jakaś tama i Chance zaczął
teraz całować ją tak, jakby chciał nasycić cały swój głód, jaki czuł od
chwili, kiedy pierwszy raz ujrzał ją w gabinecie pani burmistrz.
Usłyszał jej westchnienie i przerwał pocałunek, a potem odsunął ją
na odległość ramienia i stał tak, przyglądając się jej pociemniałym oczom,
lekkim rumieńcom na policzkach, nabrzmiałym wargom. Uniosła dłoń i
dotknęła jej wierzchem swoich ust, jakby chciała je ochłodzić. Zdał sobie
nagle sprawę, że oto znalazł się w ślepym zaułku i nie ma żadnych
wskazówek, jak odnalezć drogę. To ona rozproszyła jego uwagę i teraz
musi zmagać się z sobą, żeby odzyskać kontrolę.
- Zawiozę cię do domu - powiedział tonem nie znoszącym
sprzeciwu. Oto specjalny agent McCoy znów obejmuje dowodzenie.
Zamiast zgodzić się, zaczęła się spierać. Wykłócała się z nim idąc do
kasy po bilety, kupując stygnącą od pięciu minut kukurydzę, czego zresztą
nie omieszkała mu wypomnieć, i szukając miejsc do siedzenia, które
spełniłyby jej wygórowane wymagania. W końcu Chance tego nie wy-
trzymał.
- Czy muszę cię znów pocałować, żebyś się wreszcie zamknęła?
- Jak śmiesz? Chociaż masz rację, całowanie się z tobą jest czymś w
rodzaju kary. Ale mogę cię uspokoić, potrafię zamilknąć sama, bez
żadnych form nacisku z twojej strony.
A zresztą potrafiłabym mówić nawet wtedy, kiedy mnie całujesz...
Więc jednak musiał to zrobić. Jej wargi smakowały teraz kukurydzą i
solą i były jeszcze bardziej miękkie i ciepłe, niż wydawało mu się parę
minut wcześniej. Tym razem ona pierwsza oderwała się od niego.
- Chodz do mnie - zażądał. - Nie chcę więcej słyszeć o tym, jaki z
ciebie znakomity kierowca.
84
R S
- Nie, film już się zaczyna.
Chance przez kilka minut wpatrywał się w ekran.
- Tu nie ma Arnolda Schwarzeneggera - powiedział wreszcie z
pretensją w głosie.
- Oczywiście, że nie. Przecież on nie grał jeszcze w latach
pięćdziesiątych. "W tym tygodniu mamy festiwal filmów z Doris Day.
Powinien był się domyślić. %7łe też nawet nie spojrzał na afisz, tylko
dał się bezwolnie zaprowadzić, nie zdając sobie sprawy, w co się pakuje.
- Jak byłam mała, marzyłam o tym, że kiedy dorosnę, stanę się
podobna do Doris Day - szepnęła mu na ucho Hanna.
No cóż, niech będzie. Zwłaszcza że przytuliła się do jego ramienia i
mógł czuć przez koszulę kształt jej piersi. Przymknął oczy i pogrążył się w
marzeniach, w których on był Clarkiem Gable, a ona małą, delikatną
blondynką, no, niech będzie Doris Day...
Pozwoliła mu prowadzić w drodze powrotnej. W końcu znała się co
nieco na mężczyznach i wiedziała, jak ważną rzeczą jest dla nich
podbudowanie swojego ego.
Oboje byli zaskoczeni na widok mustanga, zaparkowanego na
podjezdzie, polakierowanego tym razem dokładnie tak, jak wyglądał w
dniu szesnastych urodzin Chance'a. Widocznie Ed miał naprawdę wielkie
wyrzuty sumienia, jeśli tak się pospieszył z robotą. Chance teraz też nie
tracił czasu - wskoczył radośnie do samochodu i ledwo pomachał Hannie
ręką na pożegnanie. Nie tak sobie wyobrażała zakończenie upojnego
wieczoru.
Usłyszała dzwięk dzwoniącego telefonu, więc pobiegła do
najbliższego aparatu w kuchni.
85
R S
- Gdzie się podziewałaś? - rozległ się w słuchawce zdenerwowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl