[ Pobierz całość w formacie PDF ]
katastrofy były już mniej odczuwalne, w każdym razie dało się normalnie oddychać, bez
zasłaniania ust i nosa chusteczką. Obaj mieli czarne od brudu twarze i koszule, ale byli cali.
Jasne włosy Olgierda przybrały kolor popiołu i takie też były w dotyku. Aż skrzywił się,
próbując strzepać z nich resztki pyłu.
Znajdowali się kilka kilometrów od jego domu i gdy już wydawało się, że zapanują nad
sytuacją, wpadną do mieszkania i odbiorą grę dzieciakowi, przywracając normalny bieg
zdarzeniom, wtedy spojrzeli na niebo.
Było pokryte fioletowymi chmurami formującymi się w trąbę powietrzną, dookoła której
wirowały przedziwne błękitne, półprzezroczyste istoty. Jednocześnie wiatr przybierał na sile.
Był już na tyle mocny, że wyginał gałęzie drzew, bezlitośnie pozbawiając je liści i zrywał
ludziom czapki z głów. Drobna, kilkuletnia dziewczynka ze wszystkich sił trzymała się
tatusia wyglądało na to, że zwiałoby ją, gdyby tylko puściła jego rękę. Anteny na dachach
domów wyginały się w łuki, lada moment któraś mogła pęknąć i niczym włócznia popędzić
wprost w spanikowany tłum.
Jakby tego było mało rozległo się głuche tąpnięcie i przez środek drogi przebiegła
ogromna szczelina, w którą zapadało się wszystko, co stanęło jej na drodze. Kilka przecznic
dalej zawalił się kolejny wieżowiec, pochłaniając setki ofiar.
Co to? Co się dzieje? zawołał przerażony Olgierd, przekrzykując hałas.
Twój dzieciak chyba postanowił zabawić się w Wielkiego Destruktora. Jest tam taka
opcja Koniec Miasta , jakby komuś znudziło się budowanie.
Opcja!? Pięknie kurwa. Co w tych opcjach jeszcze jest!? chwycił go oburącz za
koszulę i przycisnął do karoserii samochodu.
Uspokój się! Nie pomagasz. Jest jeszcze trąba powietrzna, pożar, asteroidy i moja
ulubiona: duchy; ogólnie sporo tego. O, jest jeszcze najazd UFO. Twórca Simulacry,
kimkolwiek jest, wykazał się niewybrednym poczuciem humoru. Może mnie puścisz, co?
Olgierd rozluznił uścisk.
Czy on nie widzi co się dzieje?
Twój syn? Nie. Nie zdaje sobie z tego sprawy. Dzieciak gra po prostu. Widocznie uznał,
że mozolne tworzenie sieci ekonomicznej jest zbyt nudne. Zresztą wcale się nie dziwię. Ile on
może mieć lat piętnaście?
Jedenaście.
No, sam widzisz, dla jedenastolatka nie ma frajdy w zarządzaniu finansami. On się bawi
niszcząc a potem budując od nowa.
Gdy w końcu, po szaleńczym biegu przez przeszkody, omijając lecące wprost na nich
przedmioty, dotarli w pobliże domu Olgierda, ich oczom ukazał się widok bardziej
przerażający, niż wszystko co do tej pory ujrzeli. Mieszkanie, a także najbliższe sąsiedztwo
otoczone zostało wysokim murem z jakiejś kolczastej rośliny, broniącej wstępu do środka.
Ogromne kolce, wielkości palca pokryte lepką wydzieliną, poruszały się delikatnie i
złowieszczo zarazem. %7ływopłot był do tego stopnia szczelny, że nie prześliznąłby się przez
niego nawet kot, o człowieku nie wspominając. Widzieli fasadę domu, a także mdłe żółte
światło w gabinecie (resztę domu spowijała całkowita ciemność) ale nie mogli nic zrobić.
Trawa wokół domu płonęła i tylko wykładana płytami ścieżka wydawała się jeszcze dostępna.
Niebo natomiast przysłoniły kłębiaste fioletowe chmury, z których strzelały oślepiające
pioruny. Nad dachem przelatywały fosforyzujące półprzezroczyste upiory, nie zniżając się
jednak poniżej jego poziomu. Pociemniało. Gęsta, niemal namacalna atmosfera przytłaczała i
walcząc z wiatrem, z trudem udawało im się stawiać kolejne kroki. Dyszeli ciężko, czując jak
płuca wypala im piekielne gorąco.
Czy to też sprawka mojego syna?
Nie sądzę Bratko rozglądał się ze zgrozą pierwszy raz widzę coś takiego. Wygląda na
to, że coś broni wstępu do tego domu. COZ nie chce, żebyśmy przeszkadzali.
Co?
A skąd mam widzieć wybuchnął zirytowany co ja jestem, jasnowidz? Przecież
mówię, że pierwszy raz coś takiego widzę. Wcześniej to się nie zdarzało. Wcześniej zawsze
byłem przy burmistrzu, pilnowałem go, żeby za daleko się nie posunął, a teraz? Teraz to już
koniec!
Przecież musi być jakieś wyjście.
Jasne, jeśli znalezlibyśmy się po drugiej stronie ogrodzenia, dalej byłoby już banalnie
prosto. Problem w tym, że jesteśmy TU, a nie TAM!
A jeśli TAM jest ktoś jeszcze? spytał tknięty nadzieją.
Nooo zawahał się to wtedy mielibyśmy szansę.
Natalia! Olgierd wrzasnął z całej siły, starając się przekrzyczeć trzaskające pioruny.
Na ta lia! Jesteś tam?
W myślach błagał, by nic się nie stało jego ukochanej żonie. Tylko nie jej. Po chwili ciszy
powtórzył, ale tym razem wraz z towarzyszem.
Na ta lia! Na ta lia!
Drzwi frontowe otworzyły się i stanęła w nich przerażona dziewczyna.
Olo! Oluś, to ty!? O Boże, tak strasznie się boję płakała, biegnąc ścieżką do
kolczastego żywopłotu. Ręką zasłaniała się przed piekącym żarem płonącego trawnika.
Oluś, co się dzieje? Pali się, nie mogłam dodzwonić się do straży, do nikogo!
Posłuchaj odrzekł ale nie podchodz za blisko, nie dotykaj tych kolców. Co z
juniorem, dalej gra?
Nie wiem, zamknął się w twoim gabinecie i nie chce otworzyć, w ogóle nie odpowiada.
Tam dzieje się coś dziwnego rozbeczała się na dobre. Słyszałam głosy, takie straszne
głosy. Oluś, ja nie zwariowałam, nie zwariowałam, słyszałam głoooosy.
Kochanie uspokój się, wiem że nie zwariowałaś, widzisz przecież, co się dzieje. Dalej
jest jeszcze gorzej, całe miasto zniszczone. Posłuchaj mnie uważnie. Musisz wywarzyć drzwi
i zabrać go od tej gry. To ona jest za to odpowiedzialna. I nie pozwól mu jej zapisać. Najlepiej
wyciągnij wtyczkę.
Nie! wtrącił się Bratko tego ci nie wolno, bo Simulacra sama się zapisze. Zabierz go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
katastrofy były już mniej odczuwalne, w każdym razie dało się normalnie oddychać, bez
zasłaniania ust i nosa chusteczką. Obaj mieli czarne od brudu twarze i koszule, ale byli cali.
Jasne włosy Olgierda przybrały kolor popiołu i takie też były w dotyku. Aż skrzywił się,
próbując strzepać z nich resztki pyłu.
Znajdowali się kilka kilometrów od jego domu i gdy już wydawało się, że zapanują nad
sytuacją, wpadną do mieszkania i odbiorą grę dzieciakowi, przywracając normalny bieg
zdarzeniom, wtedy spojrzeli na niebo.
Było pokryte fioletowymi chmurami formującymi się w trąbę powietrzną, dookoła której
wirowały przedziwne błękitne, półprzezroczyste istoty. Jednocześnie wiatr przybierał na sile.
Był już na tyle mocny, że wyginał gałęzie drzew, bezlitośnie pozbawiając je liści i zrywał
ludziom czapki z głów. Drobna, kilkuletnia dziewczynka ze wszystkich sił trzymała się
tatusia wyglądało na to, że zwiałoby ją, gdyby tylko puściła jego rękę. Anteny na dachach
domów wyginały się w łuki, lada moment któraś mogła pęknąć i niczym włócznia popędzić
wprost w spanikowany tłum.
Jakby tego było mało rozległo się głuche tąpnięcie i przez środek drogi przebiegła
ogromna szczelina, w którą zapadało się wszystko, co stanęło jej na drodze. Kilka przecznic
dalej zawalił się kolejny wieżowiec, pochłaniając setki ofiar.
Co to? Co się dzieje? zawołał przerażony Olgierd, przekrzykując hałas.
Twój dzieciak chyba postanowił zabawić się w Wielkiego Destruktora. Jest tam taka
opcja Koniec Miasta , jakby komuś znudziło się budowanie.
Opcja!? Pięknie kurwa. Co w tych opcjach jeszcze jest!? chwycił go oburącz za
koszulę i przycisnął do karoserii samochodu.
Uspokój się! Nie pomagasz. Jest jeszcze trąba powietrzna, pożar, asteroidy i moja
ulubiona: duchy; ogólnie sporo tego. O, jest jeszcze najazd UFO. Twórca Simulacry,
kimkolwiek jest, wykazał się niewybrednym poczuciem humoru. Może mnie puścisz, co?
Olgierd rozluznił uścisk.
Czy on nie widzi co się dzieje?
Twój syn? Nie. Nie zdaje sobie z tego sprawy. Dzieciak gra po prostu. Widocznie uznał,
że mozolne tworzenie sieci ekonomicznej jest zbyt nudne. Zresztą wcale się nie dziwię. Ile on
może mieć lat piętnaście?
Jedenaście.
No, sam widzisz, dla jedenastolatka nie ma frajdy w zarządzaniu finansami. On się bawi
niszcząc a potem budując od nowa.
Gdy w końcu, po szaleńczym biegu przez przeszkody, omijając lecące wprost na nich
przedmioty, dotarli w pobliże domu Olgierda, ich oczom ukazał się widok bardziej
przerażający, niż wszystko co do tej pory ujrzeli. Mieszkanie, a także najbliższe sąsiedztwo
otoczone zostało wysokim murem z jakiejś kolczastej rośliny, broniącej wstępu do środka.
Ogromne kolce, wielkości palca pokryte lepką wydzieliną, poruszały się delikatnie i
złowieszczo zarazem. %7ływopłot był do tego stopnia szczelny, że nie prześliznąłby się przez
niego nawet kot, o człowieku nie wspominając. Widzieli fasadę domu, a także mdłe żółte
światło w gabinecie (resztę domu spowijała całkowita ciemność) ale nie mogli nic zrobić.
Trawa wokół domu płonęła i tylko wykładana płytami ścieżka wydawała się jeszcze dostępna.
Niebo natomiast przysłoniły kłębiaste fioletowe chmury, z których strzelały oślepiające
pioruny. Nad dachem przelatywały fosforyzujące półprzezroczyste upiory, nie zniżając się
jednak poniżej jego poziomu. Pociemniało. Gęsta, niemal namacalna atmosfera przytłaczała i
walcząc z wiatrem, z trudem udawało im się stawiać kolejne kroki. Dyszeli ciężko, czując jak
płuca wypala im piekielne gorąco.
Czy to też sprawka mojego syna?
Nie sądzę Bratko rozglądał się ze zgrozą pierwszy raz widzę coś takiego. Wygląda na
to, że coś broni wstępu do tego domu. COZ nie chce, żebyśmy przeszkadzali.
Co?
A skąd mam widzieć wybuchnął zirytowany co ja jestem, jasnowidz? Przecież
mówię, że pierwszy raz coś takiego widzę. Wcześniej to się nie zdarzało. Wcześniej zawsze
byłem przy burmistrzu, pilnowałem go, żeby za daleko się nie posunął, a teraz? Teraz to już
koniec!
Przecież musi być jakieś wyjście.
Jasne, jeśli znalezlibyśmy się po drugiej stronie ogrodzenia, dalej byłoby już banalnie
prosto. Problem w tym, że jesteśmy TU, a nie TAM!
A jeśli TAM jest ktoś jeszcze? spytał tknięty nadzieją.
Nooo zawahał się to wtedy mielibyśmy szansę.
Natalia! Olgierd wrzasnął z całej siły, starając się przekrzyczeć trzaskające pioruny.
Na ta lia! Jesteś tam?
W myślach błagał, by nic się nie stało jego ukochanej żonie. Tylko nie jej. Po chwili ciszy
powtórzył, ale tym razem wraz z towarzyszem.
Na ta lia! Na ta lia!
Drzwi frontowe otworzyły się i stanęła w nich przerażona dziewczyna.
Olo! Oluś, to ty!? O Boże, tak strasznie się boję płakała, biegnąc ścieżką do
kolczastego żywopłotu. Ręką zasłaniała się przed piekącym żarem płonącego trawnika.
Oluś, co się dzieje? Pali się, nie mogłam dodzwonić się do straży, do nikogo!
Posłuchaj odrzekł ale nie podchodz za blisko, nie dotykaj tych kolców. Co z
juniorem, dalej gra?
Nie wiem, zamknął się w twoim gabinecie i nie chce otworzyć, w ogóle nie odpowiada.
Tam dzieje się coś dziwnego rozbeczała się na dobre. Słyszałam głosy, takie straszne
głosy. Oluś, ja nie zwariowałam, nie zwariowałam, słyszałam głoooosy.
Kochanie uspokój się, wiem że nie zwariowałaś, widzisz przecież, co się dzieje. Dalej
jest jeszcze gorzej, całe miasto zniszczone. Posłuchaj mnie uważnie. Musisz wywarzyć drzwi
i zabrać go od tej gry. To ona jest za to odpowiedzialna. I nie pozwól mu jej zapisać. Najlepiej
wyciągnij wtyczkę.
Nie! wtrącił się Bratko tego ci nie wolno, bo Simulacra sama się zapisze. Zabierz go [ Pobierz całość w formacie PDF ]