[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niestety, nie mam czasu, żeby sprawdzić. Jeszcze dziś wracam do Paryża.
- Jak to? Miałeś zostać kilka dni, prawda?
- Tak, ale Rafik powiedział coś, co wpłynęło na zmianę mojej decyzji.
Gabby zaniepokoiła się.
- Co ci powiedział? - Ulżyło jej, a jednocześnie ogarnęło ją oburzenie i strach. -
Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie możesz wyjechać.
- Dlaczego?
Chciała go przekonać, że jest potrzebny choremu bratu, ale ze zdenerwowania
mówiła nieskładnie.
R
L
T
- Ten pomysł ze mną jest szalony, nierealny. Nie martw się, bo rozejdzie się po
kościach. Jesteś Rafikowi bardzo potrzebny. Odtrąca ludzi, zachowuje się, jakby był
Herkulesem, ale...
Hakim spoważniał i innym tonem zapytał:
- Dlaczego jestem mu potrzebny?
Gabby jęknęła, zamknęła oczy, położyła dłoń na ustach.
- Nie wiesz? O Boże! Co ja zrobiłam?
- Czego nie wiem?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo dałam słowo.
Hakim zaklął, sprawdził, czy żelazna podpora balkonu wytrzyma jego ciężar i za-
czął się wspinać.
Gabby obserwowała go przerażona, a stojący przy fontannie Rafik patrzył niena-
wistnym wzrokiem. Widział całą scenę od początku, a słów jedynie się domyślał, ponie-
waż zagłuszał je szum wody. Zobaczył, że Hakim obejmuje Gabby i prowadzi do sy-
pialni.
Wiedział, co się stanie...
Nie, nic się nie stanie! On do tego nie dopuści!
Ogarnięty pierwotnym szałem błyskawicznie podbiegł, ale zatrzymał się tam, gdzie
przed chwilą stał jego brat. Co dalej? Wejść na górę? Czy ma do zaoferowania więcej niż
Hakim? Czy powiedzieć Gabby: Wez mnie, bo ja umieram"?
Pół godziny pózniej wciąż tkwił w tym samym miejscu. Dopiero gdy włączyła się
automatyczna deszczownia, zimna woda przywiodła go do rzeczywistości. Miał ochotę
krzyczeć na całe gardło i walić głową o mur, bo pożądał kobiety, którą pchnął w ramiona
brata.
Okrutna przewrotność losu!
Hakim zgarbił się. Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Przepraszam - szepnęła Gabby. - Myślałam, że Rafik ci powiedział.
Hakim podniósł głowę. Był blady jak ściana, oczy miał przekrwione.
R
L
T
- Nie wierzę. On nigdy nie chorował. Dlaczego zataił przede mną, a zwierzył się
tobie?
- Bo jestem obca.
- Ale ja jestem bratem!
- W tym sęk. Ja się nie liczę... Rafik pragnie chronić ciebie, jak długo można.
Hakim przeciągnął dłonią po załzawionych oczach.
- Ochrania mnie od dwudziestu czterech lat - rzekł łamiącym się głosem.
- Teraz chodzi o to, żebyśmy... - Zawstydziła się, że włączyła siebie. - Ty, wasz oj-
ciec, przyjaciele... Wszyscy powinniście być przy nim.
- Obserwowałem was podczas kolacji. Myślałem, że Rafik chce się z tobą ożenić.
Zawsze traktował mnie z politowaniem, bo nie potrafiłbym rządzić krajem samodzielnie,
bez pomocy osoby o silnym charakterze. - Popatrzył na Gabby jakby z pretensją. - Musi
mieć bardzo dobre mniemanie o tobie.
Gabby pokręciła głową.
- Wręcz przeciwnie. Uważa, że jestem nieznośna. Ciebie bardzo kocha. Wie, że
będziesz miał trudne zadanie. Jego przez całe życie przygotowywano do objęcia władzy,
a na ciebie obowiązki spadną znienacka. Chce ci pomóc, ale przesadza w gorliwości.
Hakim uśmiechnął się krzywo.
- Nie czuję się obrażony, że ma o mnie kiepską opinię, bo tylko na taką zasługuję.
Ja tego nie potrafię...
- Czego?
- Nie umiałbym rządzić krajem. - Wstał i przygładził potargane włosy. - Rafik
słusznie podejrzewa, że nie umiałbym dbać o interesy Zantary i poddanych. Wiem o tym
aż nadto dobrze.
Gabby zasnęła przed szóstą. Pózno wstała i dlatego do śniadania zasiadła sama.
Nie mogła nic przełknąć, żołądek bolał ją na samą myśl o jedzeniu. Zastanawiała się nad
rozwojem sytuacji. Jak Hakim postąpił? Czy prosto od niej poszedł do brata? A może
uciekł? Nie, chyba nie stchórzył.
R
L
T
Jakie to wszystko niesamowite. Dopiero niedawno dowiedziała się o zantarskich
królewiczach, a teraz jest wplątana w ich sprawy.
Postąpiła zle. Należało poprosić Hakima, aby zaczekał, aż Rafik sam mu powie o
chorobie. A przede wszystkim należało dotrzymać danego słowa i milczeć.
Pogrążyła się w niewesołych myślach. Nie przewidziała takich komplikacji. Nie
chciała być szantażowana, nie chciała się zakochać... Co robić?
Zcisnęła bolące skronie, lecz nie zatrzymała myśli krążących wokół jednego tema-
tu. Nie pragnęła być królową. Chciała być z mężczyzną, który starał się wepchnąć ją do
łóżka swego brata.
Syknęła, gdy gorąca kawa sparzyła wargi. Zbyt prędko odstawiła filiżankę, więc
kawa prysnęła na śnieżnobiały obrus. Chciała napić się wody, ale w drzwiach stanął
Sayed.
- Przepraszam, że pani przeszkadzam, ale bardzo się martwię o królewicza Rafika.
Gabby upuściła szklankę i zalała obrus.
- Stało się coś złego?
Jeżeli zdarzyło się nieszczęście, ona i Hakim są odpowiedzialni. Aby się opano-
wać, mocno zacisnęła pięści.
- Chyba tak - rzekł Sayed. - Królewicz Rafik... następca tronu... jest zły.
Gabby kamień spadł z serca. Dobrze, że Rafik nie miał ataku choroby.
- Według mnie królewicz Rafik zawsze jest zły.
Nie. Uświadomiła sobie, że to nieprawda. Wobec niej był krytyczny, ale wobec
innych tolerancyjny. Nie lubił głupców, natomiast chętnie chwalił tych, którzy na po-
chwałę zasługiwali.
Sayed energicznie pokręcił głową.
- To poważna sprawa. Znam królewicza Rafika od dziecka i pierwszy raz widzę go
w takim stanie. Bardzo się martwię.
Gabby też się martwiła.
- Dlaczego przyszedł pan z tym do mnie?
- Pomyślałem, że może pani...
R
L
T
Urwał zakłopotany i bezradnie rozłożył ręce. Gabby zrobiło się żal starego czło-
wieka.
- Myśli pan, że podłożę głowę pod topór? - zażartowała.
- Tak, proszę pani. Może następca tronu pani wysłucha.
Gabby wlepiła oczy w Sayeda. Rafik miałby jej słuchać? Przecież nikogo nie słu-
chał, a ona była ostatnią osobą, której pozwoli się wtrącać, krytykować. Dworzanie chy-
ba opacznie rozumieją jej obecność w pałacu.
- Może jest chory?
- Na pewno nie. Królewicz Rafik cieszy się doskonałym zdrowiem - rzekł Sayed z
przekonaniem. - Nigdy nie chorował, nawet jako dziecko.
Gabby spuściła wzrok.
- Zobaczę, co się da zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Niestety, nie mam czasu, żeby sprawdzić. Jeszcze dziś wracam do Paryża.
- Jak to? Miałeś zostać kilka dni, prawda?
- Tak, ale Rafik powiedział coś, co wpłynęło na zmianę mojej decyzji.
Gabby zaniepokoiła się.
- Co ci powiedział? - Ulżyło jej, a jednocześnie ogarnęło ją oburzenie i strach. -
Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie możesz wyjechać.
- Dlaczego?
Chciała go przekonać, że jest potrzebny choremu bratu, ale ze zdenerwowania
mówiła nieskładnie.
R
L
T
- Ten pomysł ze mną jest szalony, nierealny. Nie martw się, bo rozejdzie się po
kościach. Jesteś Rafikowi bardzo potrzebny. Odtrąca ludzi, zachowuje się, jakby był
Herkulesem, ale...
Hakim spoważniał i innym tonem zapytał:
- Dlaczego jestem mu potrzebny?
Gabby jęknęła, zamknęła oczy, położyła dłoń na ustach.
- Nie wiesz? O Boże! Co ja zrobiłam?
- Czego nie wiem?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo dałam słowo.
Hakim zaklął, sprawdził, czy żelazna podpora balkonu wytrzyma jego ciężar i za-
czął się wspinać.
Gabby obserwowała go przerażona, a stojący przy fontannie Rafik patrzył niena-
wistnym wzrokiem. Widział całą scenę od początku, a słów jedynie się domyślał, ponie-
waż zagłuszał je szum wody. Zobaczył, że Hakim obejmuje Gabby i prowadzi do sy-
pialni.
Wiedział, co się stanie...
Nie, nic się nie stanie! On do tego nie dopuści!
Ogarnięty pierwotnym szałem błyskawicznie podbiegł, ale zatrzymał się tam, gdzie
przed chwilą stał jego brat. Co dalej? Wejść na górę? Czy ma do zaoferowania więcej niż
Hakim? Czy powiedzieć Gabby: Wez mnie, bo ja umieram"?
Pół godziny pózniej wciąż tkwił w tym samym miejscu. Dopiero gdy włączyła się
automatyczna deszczownia, zimna woda przywiodła go do rzeczywistości. Miał ochotę
krzyczeć na całe gardło i walić głową o mur, bo pożądał kobiety, którą pchnął w ramiona
brata.
Okrutna przewrotność losu!
Hakim zgarbił się. Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Przepraszam - szepnęła Gabby. - Myślałam, że Rafik ci powiedział.
Hakim podniósł głowę. Był blady jak ściana, oczy miał przekrwione.
R
L
T
- Nie wierzę. On nigdy nie chorował. Dlaczego zataił przede mną, a zwierzył się
tobie?
- Bo jestem obca.
- Ale ja jestem bratem!
- W tym sęk. Ja się nie liczę... Rafik pragnie chronić ciebie, jak długo można.
Hakim przeciągnął dłonią po załzawionych oczach.
- Ochrania mnie od dwudziestu czterech lat - rzekł łamiącym się głosem.
- Teraz chodzi o to, żebyśmy... - Zawstydziła się, że włączyła siebie. - Ty, wasz oj-
ciec, przyjaciele... Wszyscy powinniście być przy nim.
- Obserwowałem was podczas kolacji. Myślałem, że Rafik chce się z tobą ożenić.
Zawsze traktował mnie z politowaniem, bo nie potrafiłbym rządzić krajem samodzielnie,
bez pomocy osoby o silnym charakterze. - Popatrzył na Gabby jakby z pretensją. - Musi
mieć bardzo dobre mniemanie o tobie.
Gabby pokręciła głową.
- Wręcz przeciwnie. Uważa, że jestem nieznośna. Ciebie bardzo kocha. Wie, że
będziesz miał trudne zadanie. Jego przez całe życie przygotowywano do objęcia władzy,
a na ciebie obowiązki spadną znienacka. Chce ci pomóc, ale przesadza w gorliwości.
Hakim uśmiechnął się krzywo.
- Nie czuję się obrażony, że ma o mnie kiepską opinię, bo tylko na taką zasługuję.
Ja tego nie potrafię...
- Czego?
- Nie umiałbym rządzić krajem. - Wstał i przygładził potargane włosy. - Rafik
słusznie podejrzewa, że nie umiałbym dbać o interesy Zantary i poddanych. Wiem o tym
aż nadto dobrze.
Gabby zasnęła przed szóstą. Pózno wstała i dlatego do śniadania zasiadła sama.
Nie mogła nic przełknąć, żołądek bolał ją na samą myśl o jedzeniu. Zastanawiała się nad
rozwojem sytuacji. Jak Hakim postąpił? Czy prosto od niej poszedł do brata? A może
uciekł? Nie, chyba nie stchórzył.
R
L
T
Jakie to wszystko niesamowite. Dopiero niedawno dowiedziała się o zantarskich
królewiczach, a teraz jest wplątana w ich sprawy.
Postąpiła zle. Należało poprosić Hakima, aby zaczekał, aż Rafik sam mu powie o
chorobie. A przede wszystkim należało dotrzymać danego słowa i milczeć.
Pogrążyła się w niewesołych myślach. Nie przewidziała takich komplikacji. Nie
chciała być szantażowana, nie chciała się zakochać... Co robić?
Zcisnęła bolące skronie, lecz nie zatrzymała myśli krążących wokół jednego tema-
tu. Nie pragnęła być królową. Chciała być z mężczyzną, który starał się wepchnąć ją do
łóżka swego brata.
Syknęła, gdy gorąca kawa sparzyła wargi. Zbyt prędko odstawiła filiżankę, więc
kawa prysnęła na śnieżnobiały obrus. Chciała napić się wody, ale w drzwiach stanął
Sayed.
- Przepraszam, że pani przeszkadzam, ale bardzo się martwię o królewicza Rafika.
Gabby upuściła szklankę i zalała obrus.
- Stało się coś złego?
Jeżeli zdarzyło się nieszczęście, ona i Hakim są odpowiedzialni. Aby się opano-
wać, mocno zacisnęła pięści.
- Chyba tak - rzekł Sayed. - Królewicz Rafik... następca tronu... jest zły.
Gabby kamień spadł z serca. Dobrze, że Rafik nie miał ataku choroby.
- Według mnie królewicz Rafik zawsze jest zły.
Nie. Uświadomiła sobie, że to nieprawda. Wobec niej był krytyczny, ale wobec
innych tolerancyjny. Nie lubił głupców, natomiast chętnie chwalił tych, którzy na po-
chwałę zasługiwali.
Sayed energicznie pokręcił głową.
- To poważna sprawa. Znam królewicza Rafika od dziecka i pierwszy raz widzę go
w takim stanie. Bardzo się martwię.
Gabby też się martwiła.
- Dlaczego przyszedł pan z tym do mnie?
- Pomyślałem, że może pani...
R
L
T
Urwał zakłopotany i bezradnie rozłożył ręce. Gabby zrobiło się żal starego czło-
wieka.
- Myśli pan, że podłożę głowę pod topór? - zażartowała.
- Tak, proszę pani. Może następca tronu pani wysłucha.
Gabby wlepiła oczy w Sayeda. Rafik miałby jej słuchać? Przecież nikogo nie słu-
chał, a ona była ostatnią osobą, której pozwoli się wtrącać, krytykować. Dworzanie chy-
ba opacznie rozumieją jej obecność w pałacu.
- Może jest chory?
- Na pewno nie. Królewicz Rafik cieszy się doskonałym zdrowiem - rzekł Sayed z
przekonaniem. - Nigdy nie chorował, nawet jako dziecko.
Gabby spuściła wzrok.
- Zobaczę, co się da zrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]