[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zresztą na swoją twarz, bo zawsze wiedział, jak zatrzymać i wykorzystać swoją przeszłość: po
prostu wypchał ją, jako przekaz do świadczenia dla kobiet i młodych ludzi.
Pan Achille dawno chyba nie był już tak szczęśliwy.
Usta ma otwarte z podziwu; pije swój Byrrh małymi łyczkami, odymając policzki. No,
no, doktór umiał się za niego wziąć! Doktór nie dałby się nabrać staremu bzikowi w
przystępie ataku; dobra bura, kilka gwałtownych chłoszczących słów, tego właśnie trzeba.
Doktór jest doświadczony. To doświadczenie zawodowe: lekarze, księża, urzędnicy i
oficerowie znają się na człowieku tak, jakby go stworzyli.
Wstydzę się za pana Achille. Jesteśmy z tej samej beczki, powinniśmy trzymać razem
przeciw nim. Ale on opuścił mnie, przeszedł na ich stronę: wierzy uczciwie w
Doświadczenie. Nie w swoje ani w moje. W Doświadczenie doktora Roge. Przed chwilą pan
Achille czuł się dziwakiem, miał wrażenie, że jest zupełnie sam; teraz wie już, że jest wielu,
bardzo wielu jemu podobnych: doktór Roge natknął się na nich, mógłby opowiedzieć panu
Achille historię każdego z nich, a także, jak się skończyła. Pan Achille jest jednym z
przypadków, po prostu, i można łatwo sprowadzić go do kilku ogólnych pojęć.
Tak bardzo chciałbym mu powiedzieć, że go oszukują, że stał się igraszką ważniaków.
Zawodowcy doświadczenia?
Spędzili życie w skostnieniu i półśnie, ożenili się pospiesznie, z niecierpliwości, i
zrobili dzieci z przypadku. Spotykali innych ludzi w kawiarniach, na weselach, na
pogrzebach. Od czasu do czasu, wzięci w obroty, szamotali się, nie rozumiejąc, co się z nimi
dzieje. Wszystko, co działo się wokół nich, zaczęło się i skończyło poza polem ich widzenia;
długie ciemne formy, wypadki, które przychodziły z daleka, otarły się o nich w pędzie i kiedy
chcieli na nie spojrzeć, było już po wszystkim. A potem koło czterdziestki ochrzcili swoje
53
małe upory i kilka przysłów mianem doświadczenia. Teraz zaczynają grać rolę automatów.
Dwa su w otwór po lewej stronie i oto opowiadanka zapakowane w srebrny papierek; dwa su
w prawy otwór i otrzymuje się cenne rady, przyklejające się do zębów jak mdłe karmelki. Ja
także mógłbym na to konto zaprosić się do ludzi, a oni mówiliby między sobą, że wobec
Przedwiecznego jestem wielkim podróżnikiem. Tak: muzułmanie siusiają kucając; akuszerki
hinduskie używają zamiast ergotyny jako środka do tamowania krwi sproszkowanego
minerału z krowim łajnem; na Borneo dziewczyna mająca okres spędza trzy dni i trzy noce na
dachu swojego domu, w Wenecji widziałem pogrzeby w gondolach, Wielki Tydzień w
Sewilli, a Pasję w Oberammergau. Oczywiście wszystko to jest tylko wątłą próbką mojej
wiedzy. Mógłbym rozwalić się na krześle i rozpocząć rozbawiony.
"Czy zna pani Jihlava, droga pani? To małe ciekawe miasteczko na Morawach, gdzie
przebywałem w 1924 roku..." A przewodniczący trybunału, który widział tyle przypadków,
zabrałby głos na końcu mojego opowiadania:
"Jakie to prawdziwe, drogi panie, jakie ludzkie. Widziałem podobny przypadek na początku
mojej kariery. To było w 1902 roku. Byłem zastęPcą sędziego w Limoges..." Tylko że za
bardzo mnie w to wrabiano w młodości. Nie pochodziłem przecież z rodziny zawodowców.
Ale istnieją też amatorzy. Są to sekretarze, urzędnicy, handlowcy, ci, którzy wysłuchują
drugich w kawiarniach: koło czterdziestki czują się już nadęci doświadczeniem, którego nie
mogą upłynnić na zewnątrz.
Na szczęście porobili dzieci i zmuszają je, żeby owo doświadczenie konsumowały na
miejscu. Chcieliby nam wmówić, że ich przeszłość nie jest przegrana, że ich wspomnienia
skondensowały się, miękko przekształcone w Mądrość. Wygodna przeszłość! Przeszłość
kieszonkowa, mała złocona książeczka, wypełniona pięknymi maksymami. "Proszę mi
wierzyć, mówię jak ktoś doświadczony, cała moja wiedza pochodzi z życia." Czy %7łycie
wzięło na siebie myślenie za nich? Tłumaczą nowe przez stare - a dawne wytłumaczyli przez
jeszcze dawniejsze wydarzenia, jak ci historycy, którzy robią z Lenina rosyjskiego
Robespierre'a, a z Robespierre'a francuskiego Cromwella: a naprawdę nigdy niczego nie
zrozumieli... Poza ich ważnością czuje się ponure lenistwo: widzą defilujące pozory, ziewają,
myślą, że nie ma nic nowego pod słońcem.
"Stary bzik" - i doktór Roge pomyślał niejasno o innych starych bzikach, z których
żadnego dokladnie nie pamięta.
Cokolwiek teraz uczyniłby pan Achille, nic nie mogłoby nas już zaskoczyć: przecież
to stary bzik.
To nie jest stary bzik: on się boi. Ale dlaczego się boi?
Kiedy chce się zrozumieć jakąś rzecz, trzeba się umieścić naprzeciw niej, samemu,
bez żadnej pomocy; cała przeszłość świata nie przydaje się tu na nic. A potem rzecz znika i
to, co się zrozumiało, znika wraz z nią.
Myśli ogólne są bardziej obiecujące. A zresztą zawodowcy i nawet amatorzy kończą
zawsze na tym, że mają rację.
Ich mądrość nakazuje robić jak najmniej hałasu, jak najmniej żyć, pozwolić, aby o nas
zapomniano. Ich najlepsze historie opowiadają o nierozważnych, o oryginałach, którzy zostali
ukarani. No bo tak: tak właśnie jest i nikt nie po wie, że jest inaczej. Może pan Achille nie ma
zbyt czystego sumienia? Może mówi sobie, że nie doszłoby do tego, gdyby słuchał rad ojca,
starszej siostry? Doktór ma prawo mówić: nie przegrał życia, umiał stać się pożytecznym.
Wznosi się, spokojny i potężny, ponad tym małym wrakiem; jak skała.
Doktór Roge dopił calvados. Układa swoje wielkie ciało, powieki opadają mu ciężko. Po raz
pierwszy widzę jego twarz bez oczu: to jakby maska tekturowa, jak te, które dzisiaj sprzedają
w sklepikach.
Policzki mają okropny różowy kolor... Nagle ukazuje mi się cała prawda: ten człowiek
niedługo umrze. Na pewno wie o tym; wystarczyło, że przejrzał się w lustrze: codziennie
54
upodabnia się coraz bardziej do swego przyszłego trupa. Oto czym jest ich doświadczenie, oto
dlaczego mówiłem sobie tak często, że czuć je śmiercią: to ich ostateczna obrona. Doktór
chciałby w to naprawdę uwierzyć, chciałby zakryć przed sobą niemożliwą do wytrzymania
rzeczywistość: że jest sam, że nie ma spokojnego sumienia, że nie ma przeszłości, za to coraz
bardziej kluchowata inteligencję, rozłażące się ciało.
Dlatego dobrze zbudował, dobrze urządził, dobrze wyścielił swój mały obłęd
kompensacji: uważa, że idzie naprzód.
Czy ma dziury w pamięci, chwile zupełnej pustki w głowie? Bo jego sąd nie ma już
młodzieńczej chyżości. Czy jeszcze rozumie, co czyta w książkach? Ale jest teraz tak daleko
od książek. Nie może już uprawiać miłości? Ale robił to. Lepiej, że robił to kiedyś, niż gdyby
miał to robić teraz: z oddalenia wydaje się sąd, porównuje i myśli. Jeśli zaś chodzi o to
straszne oblicze trupa: żeby móc wytrzymać jego widok w zwierciadle, stara się uwierzyć, że
zostały tam wyryte lekcje doświadczenia.
Doktór odwraca nieco głowę. Powieki unoszą się, patrzy na mnie oczami
zaróżowionymi od snu. Uśmiecham się do niego. Chciałbym, żeby ten uśmiech ujawnił mu to [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl