[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziło nie o rolmopsa, ale... Wyobraxcie sobie Gobi, pustynia, kilka
namiotów... ekspedycja geologiczna. W promieniu trzystu kilome-
trów ani ¿ywej duszy, dziki kraj, rozkosz! A my, mÅ‚odzi prakty-
kanci, mieliSmy w zapasach butelczynê koniaku i puszkê rolmop-
sów. CzekaliSmy tylko na jak¹S godn¹ okazjê, ¿eby... no wiadomo
co. Dauge porozumiewawczo strzelił palcami. DoczekaliSmy
siê wreszcie. Tak jak dziS obchodziliSmy urodziny jednej... jedne-
go z naszych towarzyszy. Przed naszym praktykanckim namiotem
zebrali siê wszyscy, szeSæ osób. OtworzyliSmy koniak, pokroili-
Smy chleb, umyliSmy nawet rêce. RozÅ‚o¿yliSmy zapasy na futerale
od teodolitu, a ja zacz¹Å‚em, poganiany po¿¹dliwym wzrokiem ko-
legów, otwieraæ puszkê z rolmopsami. Sami rozumiecie, stale ba-
ranina, wêdliny i takie tam, a tu a¿ Slinka cieknie, ¿eby zjeSæ coS
kwaSnego, ostrego! Ledwie otworzyÅ‚em puszkê, a tu... Dauge
zrobiÅ‚ pauzê, a Bykow niecierpliwie chrz¹kn¹Å‚ i spytaÅ‚:
No, otworzyÅ‚eS puszkê i co?
Nawet nie zapamiêtaÅ‚em, jak to siê staÅ‚o. Wszyscy nachylili
siê nad puszk¹, a ja akurat spojrzaÅ‚em nad ich gÅ‚owami i zobaczy-
Å‚em na najbli¿szej wydmie gigantyczn¹ liszkê. ZwijaÅ‚a siê, peÅ‚zn¹c
jak prawdziwy boa dusiciel, zÅ‚o¿ony z takich wielkich czÅ‚onów.
Kłamiesz! z przekonaniem powiedział Jurkowski.
CierpliwoSci! skarciÅ‚ go Bykow. Pozwólcie mu skoñczyæ.
Nie kÅ‚amiê. WÅ‚odku, to byÅ‚ oÅ‚goj-chorchoj.
Ołgoj... kto? spytał Bykow.
OÅ‚goj-chorchoj powtórzyÅ‚ Dauge. Zdaje siê, jedyne l¹-
dowe zwierzê na Ziemi uzbrojone w broñ elektryczn¹.
Jurkowski Sci¹gn¹Å‚ brwi i przypominaÅ‚ sobie.
OÅ‚goj-chorchoj... zdaje siê, pierwszy raz zostaÅ‚ opisa-
ny w jednym z gobijskich opowiadañ Iwana Jefriemowa jeszcze
przed pół wiekiem.
WÅ‚aSnie, wÅ‚aSnie podchwyciÅ‚ Dauge. Potem okazaÅ‚o siê,
¿e w ci¹gu piêædziesiêciu lat byliSmy trzeci¹ czy czwart¹ ekspedy-
cj¹, która widziaÅ‚a to stworzenie.
220
Ale co siê wreszcie staÅ‚o? niecierpliwiÅ‚ siê Bykow.
Dauge westchn¹Å‚.
Nic takiego, oczywiScie, siê nie staÅ‚o. Wrzasn¹Å‚em na caÅ‚e
gardÅ‚o. ZerwaliSmy siê na równe nogi, rolmopsy spadÅ‚y na ziemiê,
w piach. RzuciliSmy siê po broñ, a gdy wróciliSmy... Dauge bez-
radnie rozÅ‚o¿yÅ‚ rêce. Nie mieliSmy ¿adnych szans. Elektryczna
liszka ukryÅ‚a siê.
DostałeS na pewno od kolegów stwierdził Jurkowski i znów
wyci¹gn¹Å‚ widelec, celuj¹c w rolmopsa.
No, pewnie, ale nie tak, jak to sobie wyobra¿asz. Do koñca
ekspedycji nie mówiono o niczym innym jak tylko o ołgoj-chor-
choj.
A ja nigdy nie widziałem czegoS podobnego w mojej pusty-
ni przyznaÅ‚ Bykow. Dauge wyjaSniaÅ‚, ¿e oÅ‚goj-chorchoj przeby-
wa jedynie w najbardziej upalnych rejonach mongolskiej Gobi.
Mam pewien projekt znów zabrał głos Włodek.
Przepraszam... na chwileczkê przerwaÅ‚ mu Jermakow.
WstaÅ‚ i wÅ‚¹czyÅ‚ radioodbiornik.
Kabinê nagle wypeÅ‚niÅ‚y trzaski i zgrzyty. Geologowie spogl¹-
dali na siebie.
Nie ma Å‚¹cznoSci? zaniepokojony spytaÅ‚ Dauge.
Nie mamy jej ju¿ drug¹ dobê cicho odpowiedziaÅ‚ Bykow,
zerkaj¹c na dowódcê.
Jermakow przekrêciÅ‚ gaÅ‚kê odbiornika. Trzaski umilkÅ‚y. Za
godzinê z minutami ruszamy w kierunku Hiusa powiedziaÅ‚,
spogl¹daj¹c na zegarek. OczywiScie, jeSli sytuacja nie ulegnie
zmianie.
Astronauci têpo patrzyli na siebie.
Towarzyszu Jermakow, a Morze Dymi¹ce? zaniepokoiÅ‚ siê
Jurkowski.
Czy mamy zrezygnowaæ z Morza Dymi¹cego? pytaÅ‚ Dauge.
Zreszt¹, umówiliSmy siê, ¿e MichaÅ‚ przyleci do nas Hiu-
sem . Lotnisko gotowe do przyjêcia maszyny. MichaÅ‚ tylko czeka
na wasz rozkaz.
Nie mamy Å‚¹cznoSci beznamiêtnie odpowiedziaÅ‚ Jermakow.
Wielka rzecz! Przecie¿ i przed tym rwaÅ‚a siê stale upieraÅ‚
siê Jurkowski. Mo¿emy poczekaæ. ...a przez ten czas zbadamy
tajemnicze Morze Dymi¹ce poparÅ‚ go Dauge. W ten sposób
poÅ‚¹czymy przyjemne z po¿ytecznym.
Jermakow pokrêciÅ‚ przecz¹co gÅ‚ow¹.
221
Nie. Pojedziemy do Hiusa .
PowiedziaÅ‚ to tak Å‚agodnym tonem, ¿e po raz pierwszy astro-
nauci odnieSli wra¿enie, ¿e dowódca prosi ich o zgodê.
£¹cznoSæ mo¿e uda siê nawi¹zaæ, a mo¿e siê nie uda. Nie mo-
¿emy jednak czekaæ. Musimy natychmiast wracaæ do Hiusa . Wody
zostało nam na niepełne cztery doby. Od jutra ograniczamy porcje.
Wycofywaæ siê? W poÅ‚owie dzieÅ‚a? Zrywaj¹c siê z miej-
sca, zawoÅ‚aÅ‚ Jurkowski. Mamy ograniczyæ badania do jakichS
okruchów i zrezygnowaæ, stoj¹c ju¿ na brzegu tajemnic i zagadek?
Powierzono nam odpowiedzialn¹ pracê...
Bykow od razu zorientowaÅ‚ siê, ¿e nadeszÅ‚a decyduj¹ca roz-
mowa. ZaczynaÅ‚a siê ju¿ kilka razy, geologowie czêsto i natarczy-
wie dopominali siê o zezwolenie na wszczêcie rozpoznania zasnu-
tego dymami obszaru, lecz dowódca albo zbywał ich milczeniem,
albo dawaÅ‚ odpowiedzi tak maÅ‚o wi¹¿¹ce, ¿e geologowie, nie chc¹c
naruszyæ dyscypliny, pêkali wprost ze zÅ‚oSci, zmuszeni dÅ‚awiæ w so-
bie najbardziej wa¿kie argumenty.
Bykow wprawdzie nie spodziewaÅ‚ siê, ¿e do decyduj¹cej roz-
mowy dojdzie wÅ‚aSnie teraz, gdy siedzieli spokojnie, aby spêdziæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
dziło nie o rolmopsa, ale... Wyobraxcie sobie Gobi, pustynia, kilka
namiotów... ekspedycja geologiczna. W promieniu trzystu kilome-
trów ani ¿ywej duszy, dziki kraj, rozkosz! A my, mÅ‚odzi prakty-
kanci, mieliSmy w zapasach butelczynê koniaku i puszkê rolmop-
sów. CzekaliSmy tylko na jak¹S godn¹ okazjê, ¿eby... no wiadomo
co. Dauge porozumiewawczo strzelił palcami. DoczekaliSmy
siê wreszcie. Tak jak dziS obchodziliSmy urodziny jednej... jedne-
go z naszych towarzyszy. Przed naszym praktykanckim namiotem
zebrali siê wszyscy, szeSæ osób. OtworzyliSmy koniak, pokroili-
Smy chleb, umyliSmy nawet rêce. RozÅ‚o¿yliSmy zapasy na futerale
od teodolitu, a ja zacz¹Å‚em, poganiany po¿¹dliwym wzrokiem ko-
legów, otwieraæ puszkê z rolmopsami. Sami rozumiecie, stale ba-
ranina, wêdliny i takie tam, a tu a¿ Slinka cieknie, ¿eby zjeSæ coS
kwaSnego, ostrego! Ledwie otworzyÅ‚em puszkê, a tu... Dauge
zrobiÅ‚ pauzê, a Bykow niecierpliwie chrz¹kn¹Å‚ i spytaÅ‚:
No, otworzyÅ‚eS puszkê i co?
Nawet nie zapamiêtaÅ‚em, jak to siê staÅ‚o. Wszyscy nachylili
siê nad puszk¹, a ja akurat spojrzaÅ‚em nad ich gÅ‚owami i zobaczy-
Å‚em na najbli¿szej wydmie gigantyczn¹ liszkê. ZwijaÅ‚a siê, peÅ‚zn¹c
jak prawdziwy boa dusiciel, zÅ‚o¿ony z takich wielkich czÅ‚onów.
Kłamiesz! z przekonaniem powiedział Jurkowski.
CierpliwoSci! skarciÅ‚ go Bykow. Pozwólcie mu skoñczyæ.
Nie kÅ‚amiê. WÅ‚odku, to byÅ‚ oÅ‚goj-chorchoj.
Ołgoj... kto? spytał Bykow.
OÅ‚goj-chorchoj powtórzyÅ‚ Dauge. Zdaje siê, jedyne l¹-
dowe zwierzê na Ziemi uzbrojone w broñ elektryczn¹.
Jurkowski Sci¹gn¹Å‚ brwi i przypominaÅ‚ sobie.
OÅ‚goj-chorchoj... zdaje siê, pierwszy raz zostaÅ‚ opisa-
ny w jednym z gobijskich opowiadañ Iwana Jefriemowa jeszcze
przed pół wiekiem.
WÅ‚aSnie, wÅ‚aSnie podchwyciÅ‚ Dauge. Potem okazaÅ‚o siê,
¿e w ci¹gu piêædziesiêciu lat byliSmy trzeci¹ czy czwart¹ ekspedy-
cj¹, która widziaÅ‚a to stworzenie.
220
Ale co siê wreszcie staÅ‚o? niecierpliwiÅ‚ siê Bykow.
Dauge westchn¹Å‚.
Nic takiego, oczywiScie, siê nie staÅ‚o. Wrzasn¹Å‚em na caÅ‚e
gardÅ‚o. ZerwaliSmy siê na równe nogi, rolmopsy spadÅ‚y na ziemiê,
w piach. RzuciliSmy siê po broñ, a gdy wróciliSmy... Dauge bez-
radnie rozÅ‚o¿yÅ‚ rêce. Nie mieliSmy ¿adnych szans. Elektryczna
liszka ukryÅ‚a siê.
DostałeS na pewno od kolegów stwierdził Jurkowski i znów
wyci¹gn¹Å‚ widelec, celuj¹c w rolmopsa.
No, pewnie, ale nie tak, jak to sobie wyobra¿asz. Do koñca
ekspedycji nie mówiono o niczym innym jak tylko o ołgoj-chor-
choj.
A ja nigdy nie widziałem czegoS podobnego w mojej pusty-
ni przyznaÅ‚ Bykow. Dauge wyjaSniaÅ‚, ¿e oÅ‚goj-chorchoj przeby-
wa jedynie w najbardziej upalnych rejonach mongolskiej Gobi.
Mam pewien projekt znów zabrał głos Włodek.
Przepraszam... na chwileczkê przerwaÅ‚ mu Jermakow.
WstaÅ‚ i wÅ‚¹czyÅ‚ radioodbiornik.
Kabinê nagle wypeÅ‚niÅ‚y trzaski i zgrzyty. Geologowie spogl¹-
dali na siebie.
Nie ma Å‚¹cznoSci? zaniepokojony spytaÅ‚ Dauge.
Nie mamy jej ju¿ drug¹ dobê cicho odpowiedziaÅ‚ Bykow,
zerkaj¹c na dowódcê.
Jermakow przekrêciÅ‚ gaÅ‚kê odbiornika. Trzaski umilkÅ‚y. Za
godzinê z minutami ruszamy w kierunku Hiusa powiedziaÅ‚,
spogl¹daj¹c na zegarek. OczywiScie, jeSli sytuacja nie ulegnie
zmianie.
Astronauci têpo patrzyli na siebie.
Towarzyszu Jermakow, a Morze Dymi¹ce? zaniepokoiÅ‚ siê
Jurkowski.
Czy mamy zrezygnowaæ z Morza Dymi¹cego? pytaÅ‚ Dauge.
Zreszt¹, umówiliSmy siê, ¿e MichaÅ‚ przyleci do nas Hiu-
sem . Lotnisko gotowe do przyjêcia maszyny. MichaÅ‚ tylko czeka
na wasz rozkaz.
Nie mamy Å‚¹cznoSci beznamiêtnie odpowiedziaÅ‚ Jermakow.
Wielka rzecz! Przecie¿ i przed tym rwaÅ‚a siê stale upieraÅ‚
siê Jurkowski. Mo¿emy poczekaæ. ...a przez ten czas zbadamy
tajemnicze Morze Dymi¹ce poparÅ‚ go Dauge. W ten sposób
poÅ‚¹czymy przyjemne z po¿ytecznym.
Jermakow pokrêciÅ‚ przecz¹co gÅ‚ow¹.
221
Nie. Pojedziemy do Hiusa .
PowiedziaÅ‚ to tak Å‚agodnym tonem, ¿e po raz pierwszy astro-
nauci odnieSli wra¿enie, ¿e dowódca prosi ich o zgodê.
£¹cznoSæ mo¿e uda siê nawi¹zaæ, a mo¿e siê nie uda. Nie mo-
¿emy jednak czekaæ. Musimy natychmiast wracaæ do Hiusa . Wody
zostało nam na niepełne cztery doby. Od jutra ograniczamy porcje.
Wycofywaæ siê? W poÅ‚owie dzieÅ‚a? Zrywaj¹c siê z miej-
sca, zawoÅ‚aÅ‚ Jurkowski. Mamy ograniczyæ badania do jakichS
okruchów i zrezygnowaæ, stoj¹c ju¿ na brzegu tajemnic i zagadek?
Powierzono nam odpowiedzialn¹ pracê...
Bykow od razu zorientowaÅ‚ siê, ¿e nadeszÅ‚a decyduj¹ca roz-
mowa. ZaczynaÅ‚a siê ju¿ kilka razy, geologowie czêsto i natarczy-
wie dopominali siê o zezwolenie na wszczêcie rozpoznania zasnu-
tego dymami obszaru, lecz dowódca albo zbywał ich milczeniem,
albo dawaÅ‚ odpowiedzi tak maÅ‚o wi¹¿¹ce, ¿e geologowie, nie chc¹c
naruszyæ dyscypliny, pêkali wprost ze zÅ‚oSci, zmuszeni dÅ‚awiæ w so-
bie najbardziej wa¿kie argumenty.
Bykow wprawdzie nie spodziewaÅ‚ siê, ¿e do decyduj¹cej roz-
mowy dojdzie wÅ‚aSnie teraz, gdy siedzieli spokojnie, aby spêdziæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]