[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odetchnęła. Musi być spokojna i opanowana, by przekonać swego zleceniodawcę, \e mo\e na
niej polegać tak jak na Paulu.
 Muszę przyznać, Paul, \e nie zawiodłem się na tobie.
Projekt Danielle spełnia wszystkie moje oczekiwania. Nie mam \adnych uwag co do jej
pracy. Paul uśmiechnął się.
 Danielle jest znakomitym architektem. Podjął pan dobrą decyzję, powierzając jej to
zlecenie. Jest inteligentna, pomysłowa i...
 Czy dobrze się wam razem pracuje?  przerwał mu Harrington.
To pytanie zaskoczyło Paula i jego twarz okryła się rumieńcem.
 Tak, oczywiście.
Danielle zatrzymała się na chwilę w drzwiach baraku. Jej ręce dr\ały. O czym rozmawiali
Paul z Harringtonem? Czy Paul opowiadał mu o konfliktach, jakie wyniknęły podczas
wznoszenia konstrukcji? Oddaliła od siebie tę myśl.
 Mam dla pana ró\ne katalogi.  Podała rękę Harringtonowi.  Mo\e dzisiejszego ranka
uda się panu wybrać akcesoria do głównej łazienki.
 Prosiłem o dzisiejsze spotkanie, by powiedzieć wam, \e w moim \yciu zaszły pewne
zmiany, które uniemo\liwią mi poświęcanie budowie tyle czasu, ile bym sobie \yczył 
oznajmił Harrington.
Danielle z niepokojem zerknęła na Paula.
 Co się stało?
Oczy Harringtona błysnęły wesoło.
 Moja \ona jest w cią\y.
 To cudownie!  ucieszyła się Danielle.
 Moje gratulacje!  powiedział Paul.
 Jest tylko jeden problem  ciągnął Harrington, ściszając głos.  Doktor ostrzegł ją, \e
istnieje niebezpieczeństwo poronienia.
 Tak mi przykro  zmartwiła się Danielle. Lisa opowiadała jej, jak bardzo Harrington
marzył o powiększeniu rodziny.
 Nie mogę stracić dziecka  mówił dalej.  Doktor kazał mojej \onie le\eć. Chcę
spędzać z nią ka\dą wolną chwilę. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyście mogli dokonać za
mnie potrzebnych zakupów.
Paul wyglądał na spłoszonego tą prośbą.
 Panie Harrington, świetnie radzę sobie z młotkiem i śrubokrętem, ale...
 Oczywiście, mo\emy to zrobić!  przerwała mu Danielle. Nie mogła pozwolić, by Paul
pozbawił ją szansy przyjścia z pomocą Harringtonowi.  Powinnam chyba jednak mieć pana
akceptację przy ka\dym zakupie?  Musiała pozostawać z nim w stałym i bezpośrednim
kontakcie, jeśli chciała osiągnąć coś w sprawie biblioteki dziecięcej.
 To nie będzie konieczne, Danielle  oświadczył Harrington.  Twój projekt w
najdrobniejszych szczegółach spełnia moje oczekiwania. Wysokie standardy i wysiłek, jaki
wło\yłaś w staranne opracowanie planów konstrukcyjnych, świadczą o tym, \e dobrze znasz
mój gust.
 Tak się cieszę, \e jest pan zadowolony  ucieszyła się Danielle.
 Poniewa\ tworzycie tak harmonijnie współpracujący zespół, chciałem prosić, byście
dokonali za mnie potrzebnych zakupów z punktu widzenia młodego mał\eństwa.
Paul przestępował nerwowo z nogi na nogę.
 Panie Harrington, jestem starym kawalerem i samotnikiem, nie mam pojęcia..
 Paul nauczy się...  dodała pośpiesznie Danielle, widząc wahanie w oczach
Harringtona.  Wybierzemy najwygodniejsze i najefektowniejsze akcesoria.
Harrington odetchnął z ulgą.
 Wspaniale, Danielle. Twoja siostra miała co do ciebie absolutną rację. Jesteś bardzo
kompetentna i doskonale potrafisz sprostać wymaganiom klientów.
Miała ochotę uściskać go za te słowa.
 Dziękuję...
Kiedy Harrington odjechał, Paul nagle zniknął. Dopiero po dłu\szej chwili Danielle zdała
sobie sprawę, dlaczego. Przyznał, \e jest kawalerem i ten stan najbardziej mu odpowiada.
Jeśli wiązała z nim jakiekolwiek nadzieje, Paul dał jej w ten sposób do zrozumienia, \e nie
mo\e na niego liczyć.
Przez następnych kilka dni Paul czuł się wyjątkowo przygnębiony. Danielle pracowała w
baraku, nie szukając z nim kontaktu. Zostawiła mu na kartce wiadomość, na kiedy
zaplanowała ich wyjazd po zakupy.
Wieczorem, dzień przed wyznaczonym terminem ich wyprawy, Paul siedział w swoim
domu w Santa Monica, jedząc odgrzaną w mikrofalówce mro\oną zapiekankę z kurczakiem.
Prawie nie czuł smaku potrawy.
Kiedy zadzwonił telefon, podniósł szybko słuchawkę, mając nadzieję, \e to Harrington i
\e będzie mógł w jakiś sposób wywinąć się od uczestniczenia w wyprawie po zakupy.
 Skip?  usłyszał znajomy głos.
 Lucky? To ty?  upewnił się radośnie Paul.
Tylko jedna osoba na świecie zwracała się do niego w ten sposób. Jego przyjaciel Lucky.
To on wymyślił dla niego to przezwisko. To w jego domu Paul szukał schronienia, kiedy
macocha obarczała go winą za swe cię\kie i nieudane \ycie.
 Skip, gdzie się podziewałeś?  pytał Lucy.  Szukałem cię wszędzie.
Paul zachichotał.
 Nie mogę uwierzyć \e to ty.
 Mieszkam w Big Apple, ale wracam do Los Angeles, \eby się o\enić  oznajmił Lucky.
 Hej, przecie\ postanowiliśmy nigdy się nie \enić.
 Kiedy spotykasz kobietę swoich marzeń, wszystkie postanowienia biorą w łeb.
 Musi być rzeczywiście niezwykła, skoro zdecydowałeś się poświęcić dla niej
wcześniejsze plany.
 Chcę, \ebyś był moim świadkiem  oświadczył Lucky. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl