[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na tej drodze, podczas gdy inni rzucali się do mijanych zabu-
dowań i odmawiali opuszczenia ich".
U schyłku tego mroznego dnia 5 grudnia 1812 r. w Smorgo-
niach na Litwie nastąpiło wydarzenie historyczne. Napoleon 
nękany niepokojem od chwili odebrania depeszy o spisku
Maleta  zdecydował się na porzucenie armii i spieszny powrót
do Paryża. Do eskorty cesarskiej w pierwszym etapie podróży
wyznaczono lekkokonnych polskich.
146
 Dnia 5 grudnia byłem w szwadronie służbowym przy Napo-
leonie pod dowództwem szefa Szeptyckiego  pisze Józef Za-
łuski.  Biwak nasz był między parkanem a wrotami otworzo-
nymi, ognisko przed nami. Był przy mnie porucznik Adam
Zaluski należący do kompanii Jankowskiego, który prowadził
z Zielonką kolumnę ludzi bezkonnych (od Berezyny termin
demonie coraz częściej pojawia się w raportach szwoleżerskich 
M. B.), zażywaliśmy posiłku dostatecznego tak dalece, że był
i plaster miodu na wety  godzina była pózna  wtem dają
nam znać, żeby szwadron wsiadał na koń. Mniemając, że się
gdzie pokazali kozacy, namówiłem Adama Załuskiego, żeby 
jako nie będący na służbie  nie siadał z nami na koń i pozo-
stał... z częścią kompanii mniej zdolną do nowej wyprawy.
Zbiera się więc szwadron i każą nam iść na dziedziniec pałacu,
czyli raczej obszernego staroświeckiego drewnianego dworu.
Zastajemy już prawe skrzydło podwórza zajęte przez szwadron
strzelców konnych gwardyi; formujemy się więc na lewo cieka-
wi, co to będzie. Zajeżdżają dwie karety latarniami oświetlone,
wychodzi cesarz na ganek domu, otoczony wielu osobami,
i wsiada do jednego pojazdu, kilka osób do drugiego. Strzelcy
konne puszczają się w drogę przodem, nasz szwadron za po-
jazdami kłusem i tak kłusując pędzimy aż do stacyi ku Oszmia-
nie, na której nas obluzowali lansyery gwardyi holender-
skiej..."
Niektórzy autorzy niemieccy utrzymują, że tego samego
dnia zamierzano dokonać zamachu na życie Napoleona. Ka-
pitan grenadierów francuskich Aapie namawiał podobno pru-
skich oficerów z gwardii honorowej, aby skorzystali z nadarza-
jącej się okazji i zabili  tyrana" Europy. Nagły odjazd cesarza
plany te udaremnił.
Napoleon najwidoczniej doceniał dyscyplinę i porządek
panujące w pułku szwoleżerów, gdyż przed wyjazdem temu
właśnie pułkowi zlecił pieczę nad swoim skarbcem zawierają-
cym 30 milionów franków w złocie. Obdarzeni takim zaufaniem,
lekkokonni polscy musieli odtąd przystosowywać tempo swego
147
marszu do wlokących się powoli furgonów z majątkiem pań-
stwowym Francji.
Niedaleko Wilna pułk Krasińskiego powiększył swój stan
liczbowy. Dołączył świeżo uformowany w Gdańsku 5 szwa-
dron pod dowództwem szefa Seweryna Fredry. Szwadron ten
nie przeszedł jeszcze przez żadną bitwę, lecz był już mocno
przerzedzony. W okolicach Oszmiany spotkał Napoleona i przez
pewien czas uczestniczył w jego eskorcie, a ponieważ składał się
z ludzi młodych i niedoświadczonych, więc gęsto poznaczył
zmarzniętymi trupami szlak cesarskiego odwrotu. Mimo to
dobrze odżywieni i pięknie wyekwipowani przybysze tak odbija-
li od weteranów ze starych szwadronów, że ci ostatni przyzna-
wali samokrytycznie, iż w zestawieniu z gdańszczanami  wyglą-
dają jak smorgońskie niedzwiedzie, które poprzebierano w mun-
dury, aby je pokazywać po cyrkach i menażeriach Europy".
9 grudnia pułk dotarł do Wilna. Józef Załuski wiązał z po-
bytem w tym mieście najpiękniejsze nadzieje:  Już tu w naszej
młodej a polskiej wyobrazni nie mogło się pomieścić, żebyśmy
się nie mieli zatrzymać. W rzeczy samej, gdyby tak francuscy
dowódzcy, jako też i urzędnicy polscy byli dopełnili swoich
obowiązków, nie mogło by uledz wątpliwości, że armia w Wilnie
zajmie zimowe leże. Przybywszy więc do stolicy Litwy, udałem
się do łazienek, a oczyściwszy się należycie z pyłu marszowego,
ubrałem się od stóp do głów w mundur nowy paryski, od owej
przeprawy przez Niemen i Wilię, prócz może jednego razu
w Moskwie, nieużywany. Tak wystrojony wyszedłem na miasto
szukać znajomych i szerzyć ducha wytrwałości; wielu napotka-
łem przyjaciół, którzy mnie unikali... z zazdrości dla gwardyi
Napoleona, sądząc, że my winniśmy byli faworowi, a nie wła-
snemu staraniu, żeśmy mniej cierpieli niedostatku od tych, co
się zaniedbali..."
Jednakże nie wszyscy mieszkańcy Wilna mieli tak niechętny
stosunek do gwardzistów Napoleona. Pewien uczeń szkoły
wileńskiej, w której zakwaterowano żołnierzy  starej gwardii",
odniósł się do nich wręcz entuzjastycznie. Trudno już dziś
148
ustalić, czy w owej szkole kwaterowali również polscy lekko-
konni, czy tylko ich koledzy z pułków francuskich, wiadomo
natomiast, że ów czternastoletni wyrostek bardzo się naprzy-
krzał gwardzistom napoleońskim, zamęczał ich najrozmaitszymi
pytaniami bądz tkwił pod oknem z nosem przyciśniętym do szy-
by i pożerał ich zachwyconymi oczyma (przyznawał się do tego
pózniej w listach pisanych do przyjaciół). Ale ponieważ takich
młodych gapiów było wtedy więcej, nie zwracano na niego
specjalnej uwagi. Któż mógł przewidzieć, że niepozorny uczniak
wileński uwieczni kiedyś wydarzenia roku 1812 na Litwie w nie-
śmiertelnych strofach poetyckich, zaczynających się od słów:
 O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju..."
Nadzieje Józefa Załuskiego na dłuższy pobyt w Wilnie za-
wiodły całkowicie. Wiadomość o zarządzeniach ewakuacyjnych
zaskoczyła kronikarza w chwili, gdy przechadzając się beztro-
sko po mieście  świecił w oczy" wilniukom swoim paryskim
mundurem.
 Gdy tak rozpatruję się w tłumach snujących się po ulicach,
wezwany zostaję do oficera płatnika, który nalega na mnie,
żebym podnosił wszystkie moje zaległości... Dowiaduję się, że
król Murat chce ruszać i nas z sobą bierze... Tak więc i tu w Wil-
nie ostatnie nasze nadzieje spełzły i musieliśmy wędrować za
Niemen..."
Po przejściu Niemna polski pułk lekkokonny zatrzymał się
na północno-wschodnim krańcu Księstwa na krótki odpoczynek
dla uporządkowania szeregów. Pomimo wszystkich strat i bra-
ku kilku oddziałków detaszowanych, do apelu stanęło przeszło
400 ludzi i 270 koni. Z tego  jak stwierdza major Dautan-
court  200 szwoleżerów było zdolnych do boju. Po jakim ta-
kim doprowadzeniu się do porządku lekkokonni opuścili te-
rytorium Księstwa i pomaszerowali za gwardiami  najpierw
do Królewca, a stamtąd w kierunku zachodnim, wzdłuż wy-
brzeża Bałtyku. Kondycja zdrowotna pułku, w wyniku przejść
wojennych, przedstawiała się żałośnie. Wystarczy wspomnieć, że
czterej wyżsi oficerowie  generał Wincenty Krasiński, szefo-
149
wie szwadronów: Piotr Krasiński, Wincenty Szeptycki oraz
kapitan Józef Załuski  zapadli na tak ciężką  gorączkę ner-
wową", iż musiano ich pozostawić w szpitalu elbląskim.
W okolicach Królewca odłączono od pułku szwadron Jerz-
manowskiego, który szedł odtąd w ariergardzie wojsk francu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl