[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głową. Jego nogi wisiały w powietrzu.
- Poszedłem sobie do biblioteki i przeczytałem wszystko o nadciśnieniu.
Wiem, że to przypadłość nie tylko was, młodzików. Przez czterdzieści lat
uczyłem w szkole, więc jak przykładny uczeń posłusznie stosuję się do
zaleceń pani doktor Holloway.
- Ogranicza pan sól?
- Oczywiście.
- Bierze pan lekarstwa?
- Skrupulatnie.
- A gimnastyka?
- Też. Prawie codziennie jeżdżę specjalnym autobusem do któregoś z
centrów handlowych. Po prostu wysiadam tam, gdzie autobus się
zatrzymuje, bo życzy sobie tego któryś z pasażerów. - Chester Olsen
nachylił się ku lekarzowi. - To niesamowite, ile kobiet, nawet w moim
wieku, uwielbia chodzić po sklepach. To chyba nałóg, co? Coś takiego jak
papierosy czy alkohol?
- %7łarty pan sobie ze mnie stroi, tak? - spytał Jake z uśmiechem.
- Możliwe. No i moja Marie też uwielbiała buszować po sklepach. Nic
nie kupowała, tylko oglądała. Często się z tego śmiałem. A potem zawsze
wstępowaliśmy na szklaneczkę Juliusa.
- Juliusa? Nigdy tego nie piłem.
- Musi pan kiedyś spróbować. To pyszne. Osłuchując serce pacjenta,
Jake prawie nie zwracał uwagi na jego opowieść.
- Mógłbym chodzić do jakiegoś domu dziennego pobytu dla seniorów,
ale teraz, po śmierci Marie, nadal wędruję po sklepach, bo to mi ją
przypomina.
Jake obmacywał teraz kostki nóg pacjenta, sprawdzając, czy nie są
opuchnięte. Choć staruszek najwyrazniej włożył swe najlepsze ubranie -
brązowe spodnie od garnituru i beżową koszulę - Jake zauważył, że mankiet
spodni podtrzymywany jest zwyczajnymi spinaczami.
W jego umyśle pojawiło się pytanie, czy za dwadzieścia pięć lub
trzydzieści lat on, Jake, będzie taki jak ten staruszek - samotnie spacerujący
dla zdrowia po korytarzach swej kliniki, z nogawkami spodni podpiętymi
spinaczami? Olsenowi przynajmniej zostały drogie wspomnienia ukochanej
RS
55
żony, a jemu? Czy będzie tylko wspominał pracę i niezliczonych,
zlewających się w jednolity tłum, pacjentów?
Smutna to była perspektywa. . - Wszystko wskazuje na to, że jest pan w
znakomitej formie - oznajmił po zakończeniu badania.
- Da mi pan moje proszki?
- Zrodki moczopędne dostanie pan, jak zwykle, od Amy. I proszę przyjść
za miesiąc, to sprawdzi panu ciśnienie.
Jake wymacał stopą pedał, obniżający stół do poziomu leżanki. Chciał
ułatwić Olsenowi zejście. Mechanizm zaskrzypiał i zazgrzytał, jakby w
proteście. Potem w ogóle przestał działać.
- Jezus Maria - przeraził się staruszek. - Czy to ja zepsułem?
- Nie, nie, już dawno się na to zanosiło.
- Czy takie stoły są drogie?
Jake przypomniał sobie ostatnie zamówienie dla swej własnej kliniki. Te,
których chciał się pozbyć, były w dużo lepszym stanie niż należące do
Kirsten.
- Raczej tak.
Chester Olsen milczał przez chwilę.
- Pani doktor z trudem wiąże koniec z końcem, prawda? - Widząc
zdziwioną minę Jake'a, dodał: - Znam ludzi, którzy tu przychodzą. %7łyją od
pierwszego do pierwszego i na niewiele ich stać. Gdyby nie ona, te jej
darmowe lekarstwa i w ogóle, kiepsko by z nami było. Na przykład ja. Mam
niewielką rentę, więc płacę, ile mogę. Boję się jednak, że któregoś dnia
zamkną ten ośrodek.
Jake wiedział, że ten dzień może nastąpić bardzo szybko.
- Doktor Holloway jest bardzo oddana ośrodkowi, jestem więc pewien,
że coś wymyśli - rzekł.
- Mam nadzieję.
Jake zlecił Amy wydanie pacjentowi odpowiednich leków, a potem
zajrzał do Kirsten. Zastał ją pochyloną nad jakimiś papierami.
- Puk, puk! - zawołał wesoło i podszedł do biurka. - Dobrze ci zrobi
chwila przerwy.
Kirsten rozprostowała plecy i potarła kark.
- Masz rację.
Jake spojrzał na kartki, pokryte równymi rzędami liczb.
- Problemy? - spytał, choć znał odpowiedz.
- Jeśli uznać zerowy bilans za problem, to tak. W ogóle cały dzień mam
same złe wiadomości.
RS
56
- Przykro mi, że przynoszę ci jeszcze jedną. Stół do badania w gabinecie
pierwszym odmówił posłuszeństwa.
- Mogłam się tego spodziewać - westchnęła Kirsten.
- Wiesz, myślałem, że takie zabytki można znalezć już tylko w muzeum.
- Bardzo jesteś uprzejmy. Poinformuję cię wobec tego, że dostaliśmy go
po...
- Jakimś staruszku lekarzu, który korzystał z niego tylko raz w tygodniu,
zgadza się?
Kirsten stuknęła go żartobliwie w łokieć.
- Czy raz w tygodniu, tego nie wiem, ale rzeczywiście kupiłam go na
wyprzedaży rzeczy używanych, więc się nie śmiej. Były już z nim
problemy, ale zazwyczaj odrobina smaru wystarczała.
- Obawiam się, że tym razem nic nie pomoże. Mechanizm wysiadł na
dobre.
- Oj, wy ludzie małej wiary - zacytowała Kirsten i wyjęła z szuflady
oliwiarkę.
W pustym teraz gabinecie nacisnęła pedał. Rozległo się nieprzyjemne
skrzypienie, ale stół się obniżył.
- Widzisz? - uśmiechnęła się triumfalnie. - Nigdy nie należy zbyt
pochopnie wypisywać świadectwa zgonu.
Nagle Jake zwrócił uwagę na jakiś dziwny zapach. Tak pachną topiące
się przewody.
- Co to? - zaniepokoiła się Kirsten.
Jake przykucnął i wyjął gorącą wtyczkę z kontaktu.
- To było stąd. Teraz mi wierzysz?
- Muszę - zgodziła się z rezygnacją.
- Nie mam już więcej pacjentów, więc porywam cię na Juliusa.
- Słucham?
- To taki napój. Sam nie próbowałem, ale słyszałem, że podobno pyszny.
- Muszę jeszcze zajrzeć do szpitala.
- Ja też. Obiecuję, że nie będę cię trzymał dłużej niż godzinę.
- Skoro nigdy nie piłeś Jułiusa, to skąd ten pomysł? Kirsten z
przyjemnością ciągnęła przez słomkę spieniony, pomarańczowy płyn.
Równą przyjemność sprawiał jej widok odprężonego Jake'a.
- Polecił mi go jeden z naszych pacjentów, Chester Olsen. Spodobało jej
się, że powiedział  naszych".
- Chester to sympatyczny człowiek.
- Nie ma nikogo, kto by się nim mógł opiekować? Syna albo córki?
- Chyba nie. Czemu pytasz?
RS
57
- Nogawki spodni ma podpięte spinaczami.
- To lepsze niż taśma samoprzylepna.
- Może, ale jakoś mnie to przygnębiło - powiedział w zamyśleniu.
- Ty nie musisz się tego bać.
- Nie rozumiem.
- Szycie to twoja specjalność.
Kiedy w końcu zrozumiał, o co jej chodzi, wybuchnął śmiechem.
- Widzisz? Potrzebny ci był odpoczynek. Zapomnij o kłopotach i ciesz
się chwilą.
- I to mówi kobieta, która wcale nie miała ochoty tu przyjść! A właśnie,
obiecałem, że to nie potrwa dłużej niż godzinę.
Kirsten nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio godzina minęła jej
tak szybko.
- Brr, ależ mróz - jęknęła, kiedy wyszli na dwór. - Trzeba było wziąć
raczej gorącą czekoladę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl