[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pleców, wdzięczną szyją, którą odsłaniała nowa fryzura, chciał natomiast pamiętać o tym, co
go przywiodło do Londynu.
- Kiedy planuje pani odwiedzić gospody?
Lucinda ocknęła się i powiedziała:
- Zamierzałam zacząć jutro od gospody Pod Kogutem w Hammersmith.
Harry nie zadał sobie trudu, by zapytać, czy zapewniła sobie odpowiednią opiekę. Ta
przeklęta kobieta była tak nieracjonalnie pewna siebie, tak nieświadoma prawdziwych
niebezpieczeństw, tak uparta...
- Przyjadę po panią o dziewiątej. Niech się pani nie obawia - dodał - pojedziemy moją
kariolką i będzie z nami Dawlish. Zostaną zachowane wszelkie zasady przyzwoitości.
Lucinda, uszczęśliwiona, omal się nie roześmiała. Przypomniały jej się słowa Em.
Popatrzyła na Harry'ego uważnie, a potem wyraziła z wdziękiem zgodę:
- Dziękuję panu. Jestem pewna, że pańskie towarzystwo uczyni przejażdżkę bardziej
interesującą.
Harry nie mógł nic wywnioskować z pogodnego wyrazu twarzy Lucindy. Przyciągnął
ją mocniej do siebie i postanowił cieszyć się tańcem.
Gdy muzyka umilkła, odprowadził Lucindę na miejsce, gdzie czekał na nią
niecierpliwie cały jej dwór. Napotkawszy wyczekujące spojrzenia dżentelmenów, zesztywniał
i zamiast puścić rękę swej ślicznej partnerki i skłonić się elegancko, jak wymagał tego
zwyczaj, położył dłoń na jej dłoni, nie uwalniając jej wcale.
Lucinda udawała, że nie zauważyła, że coś jest nie tak. Wsparta na ramieniu Harry'ego
gawędziła z różnymi osobami. Miała ochotę spojrzeć na niego, lecz nie mogła, stojąc tak
blisko, gdyż jej zainteresowanie byłoby zbyt oczywiste dla otoczenia. Odprężyła się trochę,
gdy podeszła do nich pani Burnham wsparta na ramieniu pana Courtneya. Wymieniły kilka
uprzejmych zdań, po czym pani Burnham wzięła na cel pana Amberly'ego.
Lucinda nie zauważyła tego, gdyż zatonęła w spojrzeniu Harry'ego. Patrzył na nią z
nieprzeniknionym, coraz bardziej nieprzystępnym wyrazem twarzy, zaciskając przy tym usta.
Lucinda poczuła nagle, że trudno jej oddychać.
Dzwięk skrzypiec wybawił ją - nie miała pojęcia, od czego. Podszedł pan Amberly i
poprosił ją do kadryla. Spojrzawszy na Harry'ego, wysunęła delikatnie rękę spod jego
ramienia. On na chwilę przytrzymał ją, a potem puścił.
- Nie podziękowałam panu jeszcze za walca - powiedziała. - Tańczyło mi się z panem
doskonale.
Harry z kamienną twarzą skłonił się w milczeniu.
Gdy kadryl się skończył i Lucinda wróciła na miejsce, ku swemu rozczarowaniu, nie
zastała tam Harry'ego. Rozejrzała się, szukając wzrokiem Heather. Jej pasierbica rozmawiała
właśnie z Geraldem, pannami Morley i jakimiś dwoma młodzieńcami. Wyglądało na to, że
jest bardzo zadowolona. Lucinda wróciła do swoich rycerzy. Rozmawiała też z panią
Burnham, ale nie bawiła się już tak dobrze jak przedtem.
Po jakimś czasie rozległy się ponownie dzwięki walca. Lucinda drgnęła. Tańczyła już
ze wszystkimi członkami swojego dworu, z którymi taniec wydawał jej się bezpieczny. Nie
spodziewała się kolejnego walca.
Podniosła oczy i napotkała spojrzenie lorda Ruthvena.
- No i co, moja droga - zapytał - którego z nas zaszczyci pani drugim tańcem?
Lucinda popatrzyła na swój dwór. Jej wzrok padł na uwodzicielskiego eleganta o kilka
lat starszego od niej, lecz z pewnością daleko bardziej doświadczonego. Być może ma on na
myśli coś nieprzystojnego, jednak będzie można sobie z nim poradzić. Z pogodnym
uśmiechem powiedziała:
- Może pana Ellerby?
Podczas tańca pan Ellerby zachowywał się bez zarzutu.
Jednak odprowadzając Lucindę, powiedział:
- Nie sądzi pani, pani Babbacombe, że jest tu niezmiernie duszno?
Lucinda popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Rzeczywiście, trudno temu zaprzeczyć.
Sala była tak pełna, że spoza tłumu nie mogła dojrzeć szezlonga Em, gdy
skończywszy tańczyć walca, znalezli się w drugim końcu sali.
- Te drzwi prowadzą na taras, a ogrody lady Haverbuck są bardzo duże. Może spacer
po nich ochłodziłby pani policzki? - zapytał pan Ellerby z błyskiem w oku, a potem dodał,
pochylając się nad Lucindą i ściskając znacząco jej palce: - Przecież nie mamy ochoty
zasłabnąć, prawda?
Lucinda zesztywniała Odetchnęła głęboko i już miała powiedzieć swojemu
natarczywemu partnerowi, że zasłabnięcia zdarzają się jej niezmiernie rzadko, gdy ktoś
wybawił ją z kłopotu.
- Nie sądzę, Ellerby, by pani Babbacombe potrzebny był w tej chwili spacer.
Te stanowcze słowa sprawiły, że Ellerby zrobił kwaśną minę.
- To była tylko luzna propozycja - powiedział, patrząc groznie na Harry'ego i podając
Lucindzie ramię. - Czas na kolację, proszę pani.
- Rzeczywiście - potwierdził Harry.
Lucinda zauważyła, że mierzy Ellerby'ego lodowatym wzrokiem. Jego palce dotknęły
lekko jej ramienia, a potem objęły jej przegub.
- Jeżeli pani sobie życzy, odprowadzę panią do stołu - powiedział Harry i wziął ją pod
ramię.
Lucinda odprawiła Ellerby'ego, mówiąc uprzejmie:
- Dziękuję panu za uroczego walca.
Ellerby zamierzał dyskutować, ale napotkawszy wzrok Harry'ego, skłonił się tylko z
niezadowoloną miną.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział.
- Jestem tego pewien - mruknął Harry pod nosem.
- Słucham? - zapytała Lucinda.
- Nic takiego - odrzekł, zaciskając usta. - Czy nie mogła pani wybrać bardziej
odpowiedniego partnera niż Ellerby? Tylu miała pani wokół siebie dżentelmenów. Czy nie
widzi pani różnicy?
- Oczywiście, że widzę - odparła Lucinda, podnosząc dumnie głowę. - Tańczyłam już
ze wszystkimi i nie chciałam, żeby wyglądało, iż któregoś zachęcam.
- Proszę mi wierzyć, pani Babbacombe, lepiej pani zrobi, zachęcając dżentelmenów, a
całkiem unikając rozpustników.
- Nonsens - powiedziała Lucinda, naśladując ton Em. -Nie groziło mi żadne
niebezpieczeństwo.
- Droga pani, ja z wielkim trudem uwierzyłbym, że pani potrafi dostrzec
niebezpieczeństwo, nawet wtedy, gdy jest ono tuż-tuż - rzekł Harry z kamienną twarzą.
Lucinda musiała zasznurować usta, żeby się nie uśmiechnąć.
- Brednie - odparowała.
Harry popatrzył na nią z poważną miną, a potem zaprowadził ją do stołu. Nie był to
jeden z małych dwuosobowych stolików stojących pod ścianami, lecz duży stół, przy którym
pomieścić się mogło spore towarzystwo, znajdujący się w pobliżu bufetu na środku sali.
Zajmując miejsce, które Harry dla niej zarezerwował, Lucinda spojrzała na niego
zaintrygowana.
Była jeszcze bardziej zaintrygowana, gdy członkowie jej dworu zasiedli przy tym
samym stole, a Harry powstrzymał się od wrogich komentarzy. Siedział obok niej, wygodnie
oparty, z kieliszkiem szampana w dłoni i w milczeniu czuwał nad konwersacją. Jego
obecność sprawiała, że panowie pozwalali sobie jedynie na przystojne żarty. Przysiadając się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl