[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Lubię to. Przyjemnie jest wiedzieć, że coś pięknego wyrośnie, bo ja to zasadziłam.
- To tylko bratki. W maju albo czerwcu je wykopiemy i posadzimy jakieś letnie
kwiaty.
- Ale teraz są piękne. - Przyglądała się jednemu z bliska, dotykając delikatnych
płatków koloru lawendowego. - To chyba moje ulubione kwiaty, mają idealny kolor. -
Spojrzała na niego. - Dlaczego się uśmiechasz?
- Właśnie przypomniałem sobie pewną dziewczynę na motocyklu, która mnie olewała.
Nie jesteś taka ostra.
- A ty nie jesteś taki głupi.
- Za takiego mnie uważałaś? Zrobiła niewinną minę.
- To moja słodka tajemnica.
Uśmiechnął się i zdecydował się zadać jej pytanie, które dręczyło go od tygodni.
- Dlaczego nie pozwoliłaś Fullerowi zgłosić swoich prac na ten konkurs?
- Nie prosił mnie.
Siedzieli na ziemi, a ona przycisnęła kolana do czoła.
- Jasne, że prosił. Przecież czterysta pięćdziesiąt cztery to twój numer.
- Kto ci to powiedział?
- Nikt, po prostu wiem, że to ty. Bardzo podobał mi się wiersz o lataniu ku słońcu. Ty
go napisałaś, prawda?
- Zawsze chciałam latać. Tak, ja go napisałam. Był szczęśliwy, bo odkrył jej
tożsamość.
- Wiedziałem, że to ty.
Wiedział też, że ten wiersz był metaforą śmierci. Zrozumiał go, ale nauczył się nie
zadawać pytań o jej zdrowie, więc nie poruszył tego tematu.
- Prace można zgłaszać do końca przyszłego tygodnia. Powinnaś pozwolić Fullerowi
zgłosić swoją.
- A powiedziałeś mu, że powinien zgłosić twój wiersz? No wiesz, ten o kochaniu
kogoś z daleka.
Uśmiechnął się z zakłopotaniem; nie było sensu zaprzeczać.
- Od jak dawna wiesz?
- Odkąd go pierwszy raz przeczytał. Miałeś to wypisane na twarzy, Malone.
- Podobał ci się?
W odpowiedzi nachyliła się i pocałowała go.
- Hej, Nate, Lisa! Zaczekajcie!
Nathan i Lisa odwrócili się, kiedy usłyszeli swoje imiona. Skit i Jodie zmierzali w ich
kierunku.
- Co tam?
- Słyszeliście o Roddym?
- Nie. Co się stało?
- Oblał i nie zda w tym roku - powiedział Skit prawie radośnie.
- Musi iść do letniej szkoły, a wielu trenerów uniwersyteckich cofnęło propozycje
stypendiów - dodała Jodie. - Chyba określenie tępy mięśniak naprawdę do niego pasuje, nie?
- Mógł studiować - powiedziała Lisa. - Myślał, że zda, bo umie grać w piłkę.
- To nie mogło przytrafić się nikomu innemu - odezwał się Skit.
- Chyba masz z tego za dużo przyjemności, stary - zauważył Nathan.
- Długo na to czekałem. - Skit zachichotał. - Za miesiąc jest bal na zakończenie roku,
może wybierzemy się tam wszyscy razem?
Nathan nie rozmawiał jeszcze o tym z Lisą, ale uznał, że raczej pójdą. Nadal nie był
jej pewien na sto procent. Była kapryśna i potrafiła bez ostrzeżenia wycofać się do swojego
świata.
- Ja się zgadzam. Co ty na to, Liso?
- Znowu będziesz pił? - zapytała Lisa Skita. Skit zrobił skruszoną minę.
- Nie ma mowy. Ostatnio przez dwa dni miałem kaca.
- Bal na koniec szkoły to rytuał przejścia - przypomniał Nathan Lisie.
- I nowa przygoda - powiedziała Jodie z nadzieją w głosie.
- Bez was nie byłby taki sam.
- Poza tym - dodał Skit, ukradkiem rozglądając się wokół.
- Jest też inny powód do świętowania. W kwietniu kończę osiemnaście lat i
wyprowadzam się do własnego domu.
- Co ty gadasz? - Nathan był zaskoczony.
- Larry wraz z dwoma kolegami wynajmuje mieszkanie i jeden z nich się
wyprowadza. Larry zapytał, czy nie chciałbym się wprowadzić, i skorzystałem z okazji.
- To dobrze - powiedziała Jodie. - Wiecie, jak traktuje go ojczym.
- A jak zapłacisz za czynsz? - zapytał Nathan, zaskoczony decyzją Skita.
Kiedyś Skit najpierw jemu o wszystkim mówił.
- Mam oszczędności. Jak tylko skończę szkołę, dostanę samochód. Mama
powiedziała, że mi kupi, jak zdam maturę. Wtedy zacznę szkolenie dla kadry kierowniczej.
Mój kierownik w sklepie pytał mnie, czy chcę tego. Twierdzi, że mam potencjał. Pomyślcie
tylko: Winston George Andrews ma potencjał.
- A studia?
- Ty nadajesz się na studenta, Nate, ja nie. - Skit poklepał go po ramieniu. - Ale życie,
stary. Będę żył po swojemu i dostawał wypłatę za cały etat.
- To super, cieszę się - powiedziała Lisa.
- Dlatego bal to więcej niż wydarzenie: będziemy świętować początek mojego nowego
życia.
- To dobry powód - przyznała Lisa, a jej oczy rozbłysły wewnętrznym światłem, które
zauważył tylko Nathan.
Pod koniec marca Lisa oświadczyła Nathanowi, że przez tydzień nie będzie jej w
szkole.
- Znowu jakieś badania - powiedziała wymijająco. - Zadzwonię do ciebie, jak będzie
po wszystkim.
Wdzięczny, że i tak powiedziała mu aż tyle, nie drążył tematu i przez ten tydzień
tęsknił za nią jak szalony. Do następnej soboty nie odezwała się. Dzwonił na jej komórkę, ale
słyszał komunikat, że numer jest nieaktualny. Nie mówiła mu, że zamierza zmienić numer
telefonu.
Wziął kluczyki od samochodu i powiedział matce:
- Jadę do Lisy.
Zaparkował przed blokiem, w którym mieszkała, i pobiegł do jej mieszkania. Drzwi
były otwarte, a kiedy wszedł do środka, zobaczył dwóch mężczyzn w roboczych
kombinezonach. Obok świeżo pomalowanej ściany stała maszyna do prania dywanów.
Najwyrazniej mieszkanie było puste.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał jeden z malarzy.
- Ludzie, którzy tu mieszkali... gdzie oni są?
Jego serce waliło jak oszalałe, oblał go zimny pot. Gdzie ona jest?
- Chyba się wyprowadzili, kolego. Wezwano nas, żebyśmy odmalowali ściany i
wyprali dywany, bo najemca zwolnił mieszkanie. Z tego, co mówił nasz kierownik, to
mieszkanie stoi puste prawie od tygodnia.
ROZDZIAA 19
Nathan ominął malarzy i udał się prosto do pokoju Lisy, ale zobaczył tam tylko puste
ściany. Plakat z ognistym drzewem został częściowo zdarty ze ściany a jego strzępy leżały na
podłodze, jak zrzucona zwierzęca skóra. Pochylił się i podniósł kawałek, odwrócił go,
zobaczył jasne kwiaty i przypomniał sobie, jak dłonie Lisy dotykały go tej nocy, kiedy wrócili
z balu. To było milion marzeń temu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Lubię to. Przyjemnie jest wiedzieć, że coś pięknego wyrośnie, bo ja to zasadziłam.
- To tylko bratki. W maju albo czerwcu je wykopiemy i posadzimy jakieś letnie
kwiaty.
- Ale teraz są piękne. - Przyglądała się jednemu z bliska, dotykając delikatnych
płatków koloru lawendowego. - To chyba moje ulubione kwiaty, mają idealny kolor. -
Spojrzała na niego. - Dlaczego się uśmiechasz?
- Właśnie przypomniałem sobie pewną dziewczynę na motocyklu, która mnie olewała.
Nie jesteś taka ostra.
- A ty nie jesteś taki głupi.
- Za takiego mnie uważałaś? Zrobiła niewinną minę.
- To moja słodka tajemnica.
Uśmiechnął się i zdecydował się zadać jej pytanie, które dręczyło go od tygodni.
- Dlaczego nie pozwoliłaś Fullerowi zgłosić swoich prac na ten konkurs?
- Nie prosił mnie.
Siedzieli na ziemi, a ona przycisnęła kolana do czoła.
- Jasne, że prosił. Przecież czterysta pięćdziesiąt cztery to twój numer.
- Kto ci to powiedział?
- Nikt, po prostu wiem, że to ty. Bardzo podobał mi się wiersz o lataniu ku słońcu. Ty
go napisałaś, prawda?
- Zawsze chciałam latać. Tak, ja go napisałam. Był szczęśliwy, bo odkrył jej
tożsamość.
- Wiedziałem, że to ty.
Wiedział też, że ten wiersz był metaforą śmierci. Zrozumiał go, ale nauczył się nie
zadawać pytań o jej zdrowie, więc nie poruszył tego tematu.
- Prace można zgłaszać do końca przyszłego tygodnia. Powinnaś pozwolić Fullerowi
zgłosić swoją.
- A powiedziałeś mu, że powinien zgłosić twój wiersz? No wiesz, ten o kochaniu
kogoś z daleka.
Uśmiechnął się z zakłopotaniem; nie było sensu zaprzeczać.
- Od jak dawna wiesz?
- Odkąd go pierwszy raz przeczytał. Miałeś to wypisane na twarzy, Malone.
- Podobał ci się?
W odpowiedzi nachyliła się i pocałowała go.
- Hej, Nate, Lisa! Zaczekajcie!
Nathan i Lisa odwrócili się, kiedy usłyszeli swoje imiona. Skit i Jodie zmierzali w ich
kierunku.
- Co tam?
- Słyszeliście o Roddym?
- Nie. Co się stało?
- Oblał i nie zda w tym roku - powiedział Skit prawie radośnie.
- Musi iść do letniej szkoły, a wielu trenerów uniwersyteckich cofnęło propozycje
stypendiów - dodała Jodie. - Chyba określenie tępy mięśniak naprawdę do niego pasuje, nie?
- Mógł studiować - powiedziała Lisa. - Myślał, że zda, bo umie grać w piłkę.
- To nie mogło przytrafić się nikomu innemu - odezwał się Skit.
- Chyba masz z tego za dużo przyjemności, stary - zauważył Nathan.
- Długo na to czekałem. - Skit zachichotał. - Za miesiąc jest bal na zakończenie roku,
może wybierzemy się tam wszyscy razem?
Nathan nie rozmawiał jeszcze o tym z Lisą, ale uznał, że raczej pójdą. Nadal nie był
jej pewien na sto procent. Była kapryśna i potrafiła bez ostrzeżenia wycofać się do swojego
świata.
- Ja się zgadzam. Co ty na to, Liso?
- Znowu będziesz pił? - zapytała Lisa Skita. Skit zrobił skruszoną minę.
- Nie ma mowy. Ostatnio przez dwa dni miałem kaca.
- Bal na koniec szkoły to rytuał przejścia - przypomniał Nathan Lisie.
- I nowa przygoda - powiedziała Jodie z nadzieją w głosie.
- Bez was nie byłby taki sam.
- Poza tym - dodał Skit, ukradkiem rozglądając się wokół.
- Jest też inny powód do świętowania. W kwietniu kończę osiemnaście lat i
wyprowadzam się do własnego domu.
- Co ty gadasz? - Nathan był zaskoczony.
- Larry wraz z dwoma kolegami wynajmuje mieszkanie i jeden z nich się
wyprowadza. Larry zapytał, czy nie chciałbym się wprowadzić, i skorzystałem z okazji.
- To dobrze - powiedziała Jodie. - Wiecie, jak traktuje go ojczym.
- A jak zapłacisz za czynsz? - zapytał Nathan, zaskoczony decyzją Skita.
Kiedyś Skit najpierw jemu o wszystkim mówił.
- Mam oszczędności. Jak tylko skończę szkołę, dostanę samochód. Mama
powiedziała, że mi kupi, jak zdam maturę. Wtedy zacznę szkolenie dla kadry kierowniczej.
Mój kierownik w sklepie pytał mnie, czy chcę tego. Twierdzi, że mam potencjał. Pomyślcie
tylko: Winston George Andrews ma potencjał.
- A studia?
- Ty nadajesz się na studenta, Nate, ja nie. - Skit poklepał go po ramieniu. - Ale życie,
stary. Będę żył po swojemu i dostawał wypłatę za cały etat.
- To super, cieszę się - powiedziała Lisa.
- Dlatego bal to więcej niż wydarzenie: będziemy świętować początek mojego nowego
życia.
- To dobry powód - przyznała Lisa, a jej oczy rozbłysły wewnętrznym światłem, które
zauważył tylko Nathan.
Pod koniec marca Lisa oświadczyła Nathanowi, że przez tydzień nie będzie jej w
szkole.
- Znowu jakieś badania - powiedziała wymijająco. - Zadzwonię do ciebie, jak będzie
po wszystkim.
Wdzięczny, że i tak powiedziała mu aż tyle, nie drążył tematu i przez ten tydzień
tęsknił za nią jak szalony. Do następnej soboty nie odezwała się. Dzwonił na jej komórkę, ale
słyszał komunikat, że numer jest nieaktualny. Nie mówiła mu, że zamierza zmienić numer
telefonu.
Wziął kluczyki od samochodu i powiedział matce:
- Jadę do Lisy.
Zaparkował przed blokiem, w którym mieszkała, i pobiegł do jej mieszkania. Drzwi
były otwarte, a kiedy wszedł do środka, zobaczył dwóch mężczyzn w roboczych
kombinezonach. Obok świeżo pomalowanej ściany stała maszyna do prania dywanów.
Najwyrazniej mieszkanie było puste.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał jeden z malarzy.
- Ludzie, którzy tu mieszkali... gdzie oni są?
Jego serce waliło jak oszalałe, oblał go zimny pot. Gdzie ona jest?
- Chyba się wyprowadzili, kolego. Wezwano nas, żebyśmy odmalowali ściany i
wyprali dywany, bo najemca zwolnił mieszkanie. Z tego, co mówił nasz kierownik, to
mieszkanie stoi puste prawie od tygodnia.
ROZDZIAA 19
Nathan ominął malarzy i udał się prosto do pokoju Lisy, ale zobaczył tam tylko puste
ściany. Plakat z ognistym drzewem został częściowo zdarty ze ściany a jego strzępy leżały na
podłodze, jak zrzucona zwierzęca skóra. Pochylił się i podniósł kawałek, odwrócił go,
zobaczył jasne kwiaty i przypomniał sobie, jak dłonie Lisy dotykały go tej nocy, kiedy wrócili
z balu. To było milion marzeń temu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]