[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dziękuję za komplement - odparła grzecznie i chłodno. Max
spodziewał się wybuchu, wyrzutów, a nawet oberwania czymś
ciężkim. Ta chłodna uprzejmość była dużo gorsza.
- Louise, przepraszam, że nie zdążyłem na przyjęcie przed
twoim wyjściem, ale musiałem zawiezć do szpitala Charlesa Prideaux.
- Doprawdy? I co? Dał ci autograf?
- Lou, nikt ci nie powiedział?
- O czym? Nikt nie wiedział, gdzie jesteś, a wszyscy czekali na
ciebie, wszyscy pracownicy. Zawiodłeś ich. Już nie wspominam o
takim drobiazgu, że byliśmy umówieni na randkę, miałeś przynieść
pierścionek i planowaliśmy ogłosić zaręczyny.
Nie bardzo wiedział, jak z nią rozmawiać, gdyż w jej lodowatym
spokoju było coś przerażającego.
142
RS
- Musiałem odwiezć do domu kochankę Prideaux, ponieważ
chciała zostać w szpitalu, poczekać na jego żonę i urządzić wielką
scenę.
- A ty uznałeś za swój obowiązek chronić obcego człowieka
przed konsekwencjami jego niewierności?
- Nie, chciałem ochronić jego żonę.
- Ach, tak. Rozumiem.
Czyli tego specjalnego, niepowtarzalnego wieczoru zawiódł ją,
ponieważ odczuwał potrzebę ratowania czyjegoś żałosnego
małżeństwa. Tak naprawdę w osobie tej kobiety Max próbował w
jakiś sposób chronić swoją matkę przed zdradami swojego ojca.
Oczywiście nie dało się cofnąć czasu, więc to całe bronienie matki
przed cierpieniem odbywało się tylko w jego głowie.
Z powodu demonów z przeszłości Max złamał słowo i zniszczył
coś, co było realne, co miało prawdziwą wartość. Ale on ewidentnie
nie rozumiał, czym zawinił, skoro sądził, że wystarczy się pokazać,
wyjaśnić i będzie dobrze.
- Jeśli to już wszystko, to dobranoc.
- Chcesz, żebym poszedł? - spytał ze zdumieniem.
- A o czym tu jeszcze rozmawiać?
- Lou, to naprawdę była wyjątkowa sytuacja, facet dostał
zawału.
- Trzeba było wezwać karetkę.
- Błagał, żeby tego nie robić, teraz żałuję, że go posłuchałem.
Naprawdę.
Cisza.
143
RS
- Przyniosłem pierścionek.
Sięgnął do kieszeni i pokazał pierścionek z pojedynczym
kamieniem.
- Czyli to prawda. Proszę, znalazłeś czas na wizytę u Garrarda. -
Louise wyjęła mu pierścionek z ręki, żeby przypadkiem nie próbował
go jej nałożyć. Nie zniosłaby tego.
- Skąd wiesz?
- Widziano cię tam. Jutro przeczytasz o tym w kolumnie
towarzyskiej porannego wydania  London Fourier". - Poruszyła
pierścionkiem, przyglądając się, jak pięknie światło tańczy na
szlifach, a potem oddała go Maksowi.
- Nie podoba ci się?
- Przeciwnie. Ale czy pamiętasz, o czym mówiliśmy ostatnim
razem, gdy wystawiłeś mnie do wiatru? Chciałeś dostać jeszcze jedną
szansę. Dostałeś ją.
-Ale...
- Nie ma żadnego  ale".
- Gdybyś przy tym była... - zaczął, próbując się bronić, a potem
nagle zaatakował: - Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz?
- Zapewniam cię, że od mężczyzny, który nie dotrzymuje słowa,
nie oczekuję zupełnie niczego. Ani od takiego, dla którego nie jestem
najważniejsza.
Gdyby ona mu coś przyrzekła, dotrzymałaby słowa, zdołałby jej
w tym przeszkodzić chyba tylko prawdziwy kataklizm. Ale Max był
inny i nie potrafił się zmienić. Gdyby z nim została, przez całe życie
144
RS
w kółko obiecywałby coś jej i dzieciom, za każdym razem pokazując
im swoim zachowaniem, że to nie oni liczą się dla niego najbardziej.
- Cóż, Max, było miło. Fantastyczny, niezapomniany seks, ale
nic ponadto. - Miała wrażenie, że te słowa wypowiada ktoś inny. -
Zaspokoiliśmy pożądanie, zaspokoiliśmy ciekawość, teraz każde
może ruszyć w swoją stronę.
- Nie chcę! Kocham cię, Lou.
- Mylisz miłość z pożądaniem - ucięła, gdyż ani mówienie o
uczuciach, ani przynoszenie pierścionków nie miało znaczenia, jeśli
nie szło za tym odpowiednie traktowanie drugiej osoby.
Nie miała siły z nim rozmawiać, była straszliwie wyczerpana,
wypalona do cna. Kiedy przyjechał, zebrała siły na tę ostatnią
rozmowę, zrzuciła szlafrok, wskoczyła znowu w suknię i szpilki, by
przyjąć go z uniesioną głową, gdyż pozostała jej już tylko duma. Bała
się, że jeśli potrwa to dłużej, ona rozsypie się, załamie się na jego
oczach...
Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.
Max nawet nie drgnął. Wpatrywał się w nią straszliwie
zdumionym i nieszczęśliwym wzrokiem dziecka, na które
nakrzyczano, a ono nie rozumie, dlaczego.
- Proszę, idz już...
Zabrzmiało to tak błagalnie, że Max w dwóch skokach już był
przy niej. Przez moment sądziła, że porwie ją w objęcia i pocałuje tak,
jak wtedy, gdy chciała odejść, ale on tylko stał.
- Zobaczymy się jutro? - spytał wreszcie. - O wpół do siódmej?
Pokręciła głową, lecz nie przyjął odmowy.
145
RS
- Jesteś zmęczona. Porozmawiamy jutro. - I wyszedł.
Jakimś cudem udało jej się nie zawołać go z powrotem. Słyszała,
jak zatrzaskują się drzwi wejściowe na dole. Zamknęła wtedy drzwi
mieszkania i podeszła do okna. Cały czas trzymała się jeszcze i
dopiero gdy usłyszała warkot zapuszczanego silnika, coś w niej pękło,
chwyciła telefon stacjonarny i z całej siły cisnęła nim o ścianę.
Rozleciał się na kawałki.
Tak samo jak jej serce.
146
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
Max wyszedł, ponieważ nie miał innego wyboru, skoro Louise
wzniosła między nimi mur z lodu. Gdyby się wściekła, mógłby
obrócić jej gwałtowne emocje na swoją korzyść, ale ona odcięła się od
niego i nie mógł jej dosięgnąć.
Zanim spróbuje ponownie, musi wszystko przemyśleć. Miała
rację, w jego przypadku obietnice nic nie znaczyły, musiałby coś
zrobić, żeby udowodnić jej swoją miłość ponad wszelką wątpliwość.
Tylko co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl