[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tom, sympatyczny młody górnik, wyglądał na mocno zdenerwowanego całą tą
nieprzyjemną sceną. Doris odwróciła się jeszcze i krzyknęła na odchodnym:
- A w ogóle czego taka szuka w kościele! To hańba! A może sumienie cię ruszyło?
Sharon patrzyła za nimi, przygnębiona.
Znalazła pastora w zakrystii niewielkiego, skromnego kościółka.
- Sharon, drogie dziecko! Spodziewałem się ciebie.
- Naprawdę? - spytała zdumiona dziewczyna. - Czy mogłabym z pastorem
porozmawiać?
- Naturalnie, siadaj. Co chciałabyś mi powiedzieć? - zapytał po przyjacielsku.
- Och, jest tak wiele spraw, że właściwie nie wiem, od czego zacząć. - Sharon mocno
zacisnęła dłonie na oparciu fotela.
- Może jednak mógłbym ci w czymś pomóc?
60
- Tak, chyba tak. Czy mogę rozmawiać otwarcie?
- Oczywiście. Powinnaś jak najszybciej zrzucić ciężar z serca.
Sharon spojrzała na szczupłą, pełną dobroci twarz duchownego i wzięła głęboki oddech.
- Próbowałam z całych sił postępować uczciwie, być dobrym człowiekiem. Ale jest mi
coraz trudniej. Wieczorami przed snem przychodzą mi do głowy różne złe myśli. Czuję w
sobie narastającą nienawiść, a jednocześnie jest mi z tym ciężko. Przeraża mnie to. Ja
nie chcę stać się zła.
- Kogo tak nienawidzisz?
- Wszystkich, którzy prześladują mnie i obrażają, nie wierząc w moją niewinność. Ale
najbardziej nie mogę znieść Lindy Moore. Gdy tylko o niej pomyślę, ogarnia mnie
straszliwa złość i chęć zemsty. Czy sądzi pastor, że Bóg mi to wybaczy?
Duchowny popatrzył poważnie na Sharon.
- Oczywiście, że tak, ale nie możesz nadal żywić w sercu nienawiści.
- To prawda. Co mam robić? Chciałabym o wszystkich móc dobrze myśleć, chciałabym,
żeby mnie oczyszczono z zarzutów, zwłaszcza że...
- Tak? - Warden uśmiechnął się, dodając dziewczynie odwagi.
- Ja... - Sharon znowu wzięła głębszy oddech - zakochałam się w pewnym mężczyznie.
Ale jak mogę zdobyć jego przychylność, skoro ciąży na mnie takie oskarżenie?
- Powinnaś postępować tak, jak to dotychczas czyniłaś, okazując innym życzliwość i
pomoc. Myślę, że ludzie w końcu zapomną. Wielu mieszkańców tej wyspy bardzo cię
lubi...
Sharon pokręciła głową:
- To oskarżenie będzie się za mną ciągnęło do końca moich dni! Gdybym odtąd była
niczym święta albo anioł, zawsze znajdą się ludzie, którzy mi dokuczą. Nigdy nie uwierzą
w moją niewinność, chyba że zostałabym oficjalnie uwolniona od zarzutów!
- Obawiam się, że masz dużo racji, moje dziecko. W dzisiejszych czasach ludzie wolą
szukać zdzbła w oku blizniego, niż dostrzec belkę we własnym.
- Mówił pastor, że jestem lubiana. Kogo pastor miał na myśli?
Warden uśmiechnął się:
61
- Na przykład siebie. Muszę wyznać, że ostatnio z ogromną przyjemnością wstępuję do
biura. Jest jakaś radosna aura wokół ciebie, która sprawia, że przyciągasz ludzi.
Sharon westchnęła uszczęśliwiona, po chwili jednak spoważniała:
- Czy pastor myśli, że jestem winna?
- Nigdy nie zastanawiałem się nad tym - rzekł spokojnie. - Muszę ci natomiast
powiedzieć, że odbyliśmy poważną rozmowę na twój temat.
- Naprawdę? Nic nie wiedziałam.
- Tak. Była to bardzo burzliwa dyskusja. Zdajesz sobie pewnie sprawę, że nie
tolerowalibyśmy mordercy na wyspie i nie raz padał pomysł, by cię odesłać. Wiadomo
jednak, że nie zostałaś skazana, lecz tylko podejrzana o ten czyn, dlatego
postanowiliśmy dać ci trochę czasu. Istnieje prawdopodobieństwo, że jesteś niewinna,
więc nie chcieliśmy sami osądzać, gdyż moglibyśmy popełnić niewybaczalny błąd. Sam
muszę przyznać, że staram się nie myśleć o tej sprawie. Wiem tylko, że tutaj na wyspie
okazałaś się dobrą i wrażliwą młodą osobą. Inni też są tego zdania.
- Kto?
Warden uśmiechnął się, rozbawiony niepohamowaną, dziecięcą ciekawością Sharon.
- Nasz doktor zawsze mówi o tobie ciepło. Poza tym Margareth...
- Margareth, naprawdę? - wykrzyknęła uradowana.
- To bardzo dobra kobieta. Na szczęście trafiła tam, gdzie jest najbardziej potrzebna.
Często ją spotykam, kiedy odwiedzam chorych. Ogromnie ją cenię. Znam też wielu
innych, którzy nie mogą uwierzyć, że byłabyś zdolna zabić kogokolwiek. Naturalnie lubi
cię też Peter Ray...
- Och! - Sharon odetchnęła z ulgą.
- Mogłem się domyślać, że chodzi właśnie o niego - zaśmiał się duchowny.
- Ach, gdyby nie to oskarżenie! - szeptała Sharon. - A co myśli Gordon Saint John?
- O, tego zupełnie nie da się odgadnąć. Dotyczy to zresztą nie tylko twojej sprawy, ale też
każdej innej.
Warden położył swoją dłoń na dłoni Sharon.
62
- Szczerze mówiąc, Sharon, martwię się, że na co dzień obcujesz z tym człowiekiem.
Chwilami mam wrażenie, że on gardzi ludzmi, robiąc tym samym krzywdę tobie. A ty
jesteś taka wrażliwa...
- Niech się pastor o mnie nie martwi. Ja go rozumiem: bo oboje mieliśmy tak samo
nieszczęśliwe dzieciństwo. Ja też nie raz miałam ochotę wykrzyczeć swój żal do całego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl